Podstrony
- Strona startowa
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu (2)
- Abercrombie Joe Ostateczny argument krolow (CzP)
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu
- Mikołaj Gogol Martwe dusze
- Orson Scott Card Siodmy syn
- Eddings Dav
- Wolnomularstwo I Jego Tajemnice
- Matka Nexo M
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilku minutach doszedł do siebie.- Nie wiem, jak to się stało Carl.Jak tylko wyszedłem na ulicę urwał mi się film.Nie sądzę, by mnie uderzono.Fakt, że wyłączyli mnie błyskawicznie.- Myślę, że tkwimy w tym po same uszy - powiedziałem, podczas gdy on gramolił się spod prysznica.- Ci chłopcy grają twardo.- Podszedłem do drzwi i spróbowałem je otworzyć.Nie udało się.Były zamknięte od zewnątrz.- Co teraz zrobimy? - spytał Pancho.- Prześpimy się - odparłem.- Muszę jutro walczyć z niedźwiedziem, a ty musisz pozbierać to, co ze mnie zostanie.Łóżko było mięciutkie, ale zbyt krótkie.Przespałem się na podłodze.XŚniadanie dostarczono nam do pokoju.Poprosiłem o literaturę na temat niedźwiedzi i przejrzałem ją pobieżnie.Stary człowiek miał rację! Niedźwiedzie są niebezpieczne.Nie miałem pojęcia, jak może wyglądać przygotowany przez bioinżynierów niedźwiedź.Wiedziałem jedno.Wkrótce się o tym przekonam.Popracowałem nad sobą, wykonując trochę ćwiczeń, jakie można wykonać w pokoju hotelowym.Moja stopa pięknie się wygoiła, nie było już śladu cornada.Ziemscy lekarze rzeczywiście potrafią zdziałać cuda.Miałem nadzieję, że Wolfe ma kilku na swojej liście płac.Zabrano Pancho i mnie na stadion.Była to długa jazda na obrzeże miasta.Rozmyślałem o Hellerianinie i o tym, co mi powiedział.Miałem nadzieję, że zostawiono go w spokoju.Stadion był odkryty, z podgrzewanymi siedzeniami.Wyglądało na to, że może pomieścić ponad sto tysięcy ludzi i pomimo że było wcześnie, był już niemal wypełniony.Niebo nad naszymi głowami było błękitne, bez jednej chmurki.Spytałem, czy moglibyśmy obejrzeć niedźwiedzia.Mój strażnik wzruszył ramionami i poprowadził nas poprzez ciąg korytarzy i schodów.Poczułem zwierzęta, zanim je zobaczyłem.Słychać je było jeszcze znacznie wcześniej.- To tutaj - powiedział, wskazując na drzwi.Oparł się o ścianę i zapalił papierosa.- Przyjrzyj mu się dokładnie.Olbrzymie wnętrze wypełnione było klatkami z różnymi zwierzętami.Niektórych nawet nie umiałbym nazwać.Wszystkie jednak miały jedną wspólną cechę: wyglądały bardzo niebezpiecznie.Wszedłem tam i.mój Boże! Nawet stojąc na czterech łapach, był dwukrotnie wyższy ode mnie.Miał powyżej tysiąca kilogramów.Chodził nieustannie z jednego końca klatki w drugi, raz po raz uderzając o kraty potężną łapą.Miał skłębioną, żółtawobiałą sierść i śmierdział jak tysiąc zdechłych psów.Piana kapała mu z pyska.Był jak zjawa z najstraszniejszego snu.Chciałbym móc się teraz obudzić.To przecież było czyste szaleństwo!Gdy odwróciłem się od niedźwiedzia, Pancho rozmawiał na korytarzu z trzema mężczyznami.W głębi stało kilku policjantów.Pancho nie wyglądał na szczególnie rozradowanego.Dwaj z tej trójki byli potężnie zbudowani o wyglądzie zabijaków, trzeci wyglądał bez wątpienia na prawnika.Trzymał teczkę z aktami.Z pewnością kopię mojego kontraktu.Dołączyłem do nich.- Mr Bok - powiedział prawnik, wyciągając rękę - reprezentuję tutaj pana Wolfe'a.Udałem, że nie spostrzegam jego ręki.- Może pan zatem powiedzieć panu Wolfe'owi, że może sam walczyć z tym monstrum.- Pan żartuje.Kontrakt.- Proszę pana, podpisałem kontrakt na walkę z niedźwiedziem, a nie z potworem.- Podpisał pan, że będzie walczył z czymkolwiek, co przeciwko panu wystawimy.Odmowa oznacza zerwanie kontraktu.Jestem zobowiązany poinformować pana, że w razie niedotrzymania warunków umowy, ci policjanci będą zmuszeni zabrać pana do więzienia.Kara za zerwanie kontraktu wynosi rok więzienia za każdy tysiąc pesos wartości umowy.A sędziowie nie są tutaj wyrozumiali w takich przypadkach.- Domyślam się, że sędziowie siedzą w kieszeni naszego przyjaciela, Mr Wolfe'a.Tylko się uśmiechnął.- Piętnaście lat w więzieniu to dużo czasu, panie Bok.A poza tym pańscy dwaj przyjaciele, których poznaliśmy ubiegłej nocy, ten dżentelmen z Hell i jego młodszy przyjaciel nie mogą się doczekać, by ujrzeć pana w holo.Są specjalnymi gośćmi pana Wolfe'a i gdyby wydarzyło się tak, że nie pojawi się pan na arenie, mógłby ich spotkać jakiś niemiły wypadek.Byłoby to nadzwyczaj tragiczne.Sugeruję zatem, by przygotował się pan do walki.Nie zostało wiele czasu.Dwójka reprezentująca wagę ciężką odprowadziła nas do szatni.Miałem ochotę roztrzaskać kilka łbów, ale co by to dało? Mieli mnie w garści.Chyba rzeczywiście miałem kamienie zamiast mózgu.Pancho przez chwilę masował mi mięśnie.Był jeszcze bardziej ponury i załamany niż ja.Po pewnym czasie zjawił się kolejny strażnik z ciężkim pistoletem na biodrze.Wręczył mi nóż, którym miałem walczyć z niedźwiedziem.Był zupełnie bezużyteczny, mniejszy nawet od mojej dłoni.Zatrzymałem go jednak i zatknąłem za pas.Może go nie będę używał, a może tak.- Carl? - Odwróciłem się do Pancho.Poklepał mnie po plecach i ścisnął ramię.Był bliski łez.- Powodzenia - wykrztusił - i wracaj.- Muszę wrócić - powiedziałem, zmuszając się do uśmiechu.- Mój wózek inwalidzki tkwi ciągle w poczekalni w DeeCee.Ktoś musi zapłacić za wypożyczenie.- Podaliśmy sobie dłonie i udałem się na spotkanie niedźwiedzia.Tłum zawył, gdy pojawiłem się na piasku.Czy ci ludzie naprawdę nie mieli nic innego do roboty niż patrzeć, jak zostaję zmasakrowany? Stadion był wypełniony po brzegi.W miarę jak zbliżałem się do środka areny, czułem się coraz mniejszy - ot karzełek bez żadnego znaczenia.Towarzyszyły mi dwie zdalnie sterowane kamery holowizji około metra wysokie, posuwające się w ślad za mną na szczudłowatych wspornikach.Sędzia stał na skraju areny.Zwróciło moją uwagę, że nie posiadał karabinka.Kolejna reguła została lekko nagięta.Spiker zapowiedział coś przez głośniki, nie dosłyszałem jednak co, gdyż jego głos został skutecznie zagłuszony przez tłum.W tej chwili wpuszczono niedźwiedzia.Trybuny oszalały.Łatwo było zrozumieć przyczynę.Niedźwiedź sapiąc, okrążył arenę, obwąchując wszystko.Wydawał się trochę zmieszany swoim otoczeniem.Może zatem miałem jakąś szansę.Na razie starałem się po prostu trzymać jak najdalej od niego, w miarę możliwości po przeciwnej stronie areny.To trwało około pięciu minut.Potem usiadł i zaczął węszyć w powietrzu, kręcąc swym potężnym łbem na boki.Przez chwilę miałem rozkoszną nadzieję, że być może zaśnie.Wtedy właśnie mnie wyczuł.Podbiegł do mnie krótkimi susami.Musiałem wyjść mu naprzeciw, żeby nie zamknął mnie w narożniku.Próbowałem zmylić go zwodem w lewo, ale nie dał się na to nabrać.Nie wyglądał na rozwścieczonego czy coś takiego, był raczej zaciekawiony.Gdy trafił mnie łapą, miało to być raczej przyjacielskie klepnięcie.Odrzuciło mnie jednak na jakieś dziesięć metrów.Dzwoniło mi w uszach długo jeszcze po tym, jak wylądowałem na arenie, szorując bokiem po piasku.Nim zdążyłem się podnieść na kolana, był już przy mnie, turlając mnie jak piłeczkę.Ciągle sprawiał wrażenie, że chce się bawić - uderzał bardzo delikatnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]