Podstrony
- Strona startowa
- c5 9aw. Jan Od Krzy c5 bca Dzie c5 82a
- 0199291454.Oxford.University.Press.USA.Values.and.Virtues.Aristotelianism.in.Contemporary.Ethics.Jan.2007
- Jan Filip Vybrane kapitoly ke studiu ustavniho prava pdf
- Herrmann Hors Jan Pawel II zlapany za slowo
- Herrmann Horst Jan Pawel II zlapany za slowo
- Dlugosz Jan Roczniki VII VIII
- Wielka Czworka v10
- Grzesiuk Stanislaw Boso, ale w ostrogach (2)
- Vonnegut Kurt Galapagos
- S. D. Perry Resident Evil 06 Code Veronica
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wypada wszelako o wszystkim cię zawiadomić.Dowiedz sięzatem, senor, że nazywam się Inez Santarez i jestem wdową po JuanieSantarez, corregidorze Hawany.Ożenił się on ze mną bez majątku i taksamo mnie też zostawił, z dwiema córkami, które tu widzisz, i bez żad-nych środków do życia.Gdy owdowiałam, nędza wprawiła mnie wnajwyższy kłopot i sama nie wiedziałam, co począć, gdy niespodzie-wanie odebrałam list od mego ojca.Pozwolisz, że zamilczę o jego na-zwisku.Niestety! On także przez całe życie walczył z losem, nareszcie,jak mi to donosił w swym piśmie, fortuna uśmiechnęła mu się i zostałmianowany podskarbim wojennym.Zarazem przysłał mi weksel nadwa tysiące pistolów i polecił bezzwłocznie powracać do Madrytu.Przyjechałam więc by dowiedzieć się, że oskarżono mego ojca osprzeniewierzenie rządowych pieniędzy, a nawet o zdradę stanu i uwię-ziono w Wieży Segowskiej.Tymczasem ten dom najęto dla nas, wpro-wadziłam się więc i żyję w jak najściślejszym odosobnieniu, nie widu-jąc nikogo, wyjąwszy pewnego młodego urzędnika z biura ministeriumwojny.Przychodzi on donosić mi o biegu sprawy mego ojca.Próczniego nikt nie wie o naszych stosunkach z nieszczęśliwym więzniem.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG490Domawiając tych słów, pani Santarez zalała się łzami. Nie płacz, droga mamo rzekła jej Celia jak wszystko na świe-cie, i zmartwienia kończą się kiedyś.Widzisz, już spotkałyśmy tegomłodego senora, którego postać jest tak ujmująca.Szczęśliwe to zda-rzenie zdaje się być dla nas pomyślną wróżbą. W istocie dodała Zorilla od czasu, jak się do nas wprowadził,nasza samotność nie ma w sobie już nic smutnego.Pani Santarez rzuciła na mnie na pół tęskne, na pół czułe wejrzenie.Córki także spojrzały na mnie, po czym spuściły oczy, zapłoniły się.zmieszały i wpadły w rozmarzenie.Nie było wątpliwości, wszystkietrzy kochały się we mnie; stan ten przepełnił pierś moją szczęściem.Zród tego zbliżył się do nas jakiś kształtny, wysoki młodzieniec.Wziął panią Santarez za rękę, odprowadził na stronę i długo wiódł z niącichą rozmowę.Wróciwszy z nim, rzekła do mnie: Senor kawalerze, oto don Krzysztof Sparadoz, o którym ciwspominałam, jedyny człowiek, jakiego widujemy w Madrycie.Chcia-łam także i jemu sprawić przyjemność, zaznajamiając go z tobą, alechociaż mieszkamy w jednym domu, dotąd nie wiem, z kim mam za-szczyt rozmawiać. Pani odpowiedziałem jestem szlachcicem z Asturii, nazywamsię Leganez.Sądziłem, że lepiej uczynię, gdy zamilczę o nazwisku Hervas, któremogło być znane.Młody Sparadoz zmierzył mnie od stóp do głowy zuchwałym spoj-rzeniem i zdawał się odmawiać mi nawet ukłonu.Weszliśmy do domu,gdzie pani Santarez kazała zastawić lekką wieczerzę z ciast i owoców.Byłem jeszcze głównym celem nadskakiwań trzech piękności, ale spo-strzegłem, że i dla nowo przybyłego nie szczędzono spojrzeń i uśmie-chów.Ubodło mnie to, chcąc zatem na siebie zwrócić całą uwagę, po-dwoiłem grzeczności i starałem się, o ile mogłem, rozwinąć mój dow-cip.Kiedy triumf mój był oczywisty, don Krzysztof założył prawą nogęna lewe kolano i przypatrując się podeszwie swego trzewika, rzekł: W istocie, od czasu jak szewc Marańon rozstał się z tym światem,niepodobna dostać w Madrycie porządnego trzewika.To mówiąc spojrzał na mnie z szyderstwem i pogardą.Szewc Marańon był moim dziadem macierzystym, który mnie wy-chował i dla którego przechowywałem w sercu najżywszą wdzięcz-ność.Pomimo to zdawało mi się, że nazwisko jego szpeci moje drzewogenealogiczne.Sądziłem, że wyjawienie tajemnicy mego urodzeniaNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG491zgubiłoby mnie w oczach moich pięknych gospodyń.Natychmiast stra-ciłem wszelką wesołość.Rzucałem na don Krzysztofa czasami pogar-dliwie, czasami dumne i rozgniewane spojrzenia.Postanowiłem zabro-nić mu wstępu do naszego domu.Gdy odszedł, pobiegłem za nim,chcąc mu to oświadczyć.Dogoniłem go przy końcu ulicy i wypowie-działem, com sobie wprzódy już w myśli ułożył.Mniemałem, że sięrozgniewa, ale przeciwnie, udał uprzejmość i wziął mnie pod brodę, jakgdyby chciał mnie popieścić.Nagle poderwał mnie do góry tak gwał-townie, że straciłem ziemię pod sobą, a potem puścił, podcinając minogi.Upadłem nosem w rynsztok.Z początku nie wiedziałem, co się zemną stało, wkrótce jednak podniosłem się.okryty błotem i miotanyniewypowiedzianą wściekłością.Wróciłem do domu.Kobiety udały się na spoczynek, ale ja napróżno usiłowałem zasnąć.Dwie namiętności mnie dręczyły: miłość inienawiść.Ostatnia ogarniała tylko don Krzysztofa, pierwsza zaś zawi-sła pomiędzy trzema pięknościami.Celta, Zorilla i matka ich kolejnomnie zajmowały, urocze ich obrazy krzyżowały się w moich marze-niach i przez całą noc niepokoiły.Usnąłem nad rankiem i pózno jużbyło, gdy się obudziłem.Otworzywszy oczy, ujrzałem panią Santarezsiedzącą u moich nóg.Zdawała się zapłakana. Mój młody gościu rzekła przyszłam do ciebie po opiekę.Nie-godziwi ludzie żądają ode mnie pieniędzy, których nie jestem w staniezapłacić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]