Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Dav
- Stanislaw Grzesiuk Piec lat Kacetu
- PoematBogaCzlowieka k.5z7
- Stachura Edward Siekierezada (3)
- A imie jej Ciemnosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt jednakże zbytnio nie grymasił.Dalsza droga doprowadziła do nowej komnatki.Z komnatki prowadziły korytarze w cztery różne strony.Strzał brakowało.Zespół zatrzymał się w niezdecydowaniu.- Co teraz? - spytał Lesio.- Mam wrażenie, że czuję świeże powietrze - powiedziała Barbara niepewnie.- Nie wiem skąd.- Z zewnątrz.- A gdzie jest zewnątrz? - Trzeba zapalić świecę - poradził Karolek.- Zobaczymy, co ten płomień zrobi.Zapalenie gromnicy napotkało pewne trudności.Poumieszczane w kieszeniach zapałki zamokły i nie nadawały się do użytku.Przez chwilę rozważano możliwość uzyskania iskry z bateryjki elektrycznej, po czym nagle Barbara wydała okrzyk i sięgnęła rękami do włosów na czubku głowy.- Padnijcie przede mną na twarz! - zażądała stanowczo.- Jak tylko zobaczyłam wodę, przypięłam sobie zapałki spinką do włosów.Suche jak pieprz! - Widziałem w życiu suchszy pieprz - zauważył krytycznie Janusz.- Ale może się dadzą zapalić.Zapłonęły trzy gromnice.Uniesiono je w górę u wylotów trzech korytarzy, czwarty bowiem, ten, który doprowadził do komnatki, nie wchodził w rachubę.Tylko jeden płomień wykazywał niejakie tendencje do odchylania się ku środkowi pomieszczenia.- Idziemy tędy! Stamtąd płynie powietrze! Karol, na wszelki wypadek pisz kredą po ścianach!.Świeżość powietrza wyraźnie wzrastała.Po kilkunastu metrach korytarz zwęził się i obniżył.Janusz na czworakach przecisnął się przez ciasną dziurę i oto czołgająca się za nim Barbara ujrzała, że wierzga dziwnie nogą, przy czym wydało jej się, że coś krzyczy.Na wszelki wypadek cofnęła się nieco i trafiła butem w Lesia.Janusz tkwił tyłem w otworze, rękami zaś zapierał się o jakieś korzenie, wszelkimi siłami usiłując nie zlecieć po stromym, zalesionym zboczu, które nie tyle ujrzał, ile wyczuł w atramentowej ciemności nocy.- Ludzie, wyszliśmy! - stękał radośnie.- Niech skonam, wyszliśmy! Rany Boga, lecę! Koniec cholernych lochów!!! - Co mówisz? Nie słyszę! - dopytywała się zdenerwowana Barbara.- Uwaga, cofnąć się! Jakieś niebezpieczeństwo! Lesio cofnął się ku Karolkowi, wokół którego było trochę więcej miejsca.- Coś tam się dzieje, nie wiem co - powiedział niespokojnie.- Barbara kopie i coś krzyczy.Karolek oderwał się od mazania kredą po ścianie.- Jezus Mario, może się wali?!.Nie rozumiejąc poczynań Janusza, Barbara na wszelki wypadek chwyciła go za wierzgającą nogę.Janusz zawisł na zboczu głową w dół, latarka wypadła mu z ręki, potoczyła się i zgasła.Trzymająca go za nogę Barbara wyczołgała się na zewnątrz, zachłysnęła szczęściem, puściła nogę i zjechała za Januszem w dół.Wysuwający się za nimi Lesio usłyszał w dole tajemniczą kotłowaninę, szarpnął się gwałtownie i runął za przyjaciółmi.Jako ostatni przybył Karolek.Podrapany, potłuczony, pełen szczęścia i ulgi zespół siedział w kucki na stromym skalistym zboczu, trzymając się jakiegoś pieńka.- Noga moja nie postanie więcej w żadnej piwnicy - powiedziała uroczyście Barbara.- Nie chcę słyszeć o lochach! Niech sobie ci turyści robią, co chcą, beze mnie! - To był niewątpliwy cud - stwierdził Karolek.- W ogóle nie rozumiem, jak nam się udało wyjść z tego z życiem.- Nad wariatami zawsze Opatrzność czuwała - powiedział Janusz.- Ja wam powiem, że jakbyśmy byli wszyscy pijani, toby ta droga przeleciała śpiewająco.- Rany boskie, jaki ja głodny jestem! - jęknął Lesio.- Gdzie my właściwie jesteśmy? - zainteresował się Karolek.- Nie wszystko ci jedno? Grunt, że na ziemi.Zorientujemy się, jak się rozwidni.A propos, która godzina? - Za piętnaście pierwsza - odparła Barbara, oświetlając zegarek latarką.- Popatrzcie, byliśmy tam niecałe szesnaście godzin.- Mnie się zdawało, że szesnaście lat.Chyba są chmury na niebie, bo cholernie ciemno.- Słuchajcie, do świtu jeszcze najmarniej trzy godziny.Jak są chmury, to nawet więcej.Nie będziemy tu przecież siedzieli przez trzy godziny.- To spróbujmy zejść na dół.- Ciemno, jak w pysk dał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]