Podstrony
- Strona startowa
- Bonda Katarzyna Tylko martwi nie kłamiš
- Motylek Lipowo 1 Katarzyna Puzyńska
- Ekspedycja Kolitz Katarzyna Rygiel
- Florystka Katarzyna Bonda
- Grochola K. Nigdy w zyciu (2)
- Chmielewska Joanna Slepe Szczescie (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Slepe szczescie
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu (2)
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kfia-tek.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Justyna chciała wstać, podać jejchusteczkę, torebka została przy oknie, ale dłoń matki zacisnęła się jeszcze bardziej na jej dłoni,kurczowo, błagalnie. To ja& to ja& usłyszało otwarte serce i niezamknięte uszy Justyny.Nachyliła się kumatce i delikatnie gładziła zwiotczałą nagle dłoń.62 To ja szeptała jej matka, zanosząc się od płaczu, nietamowanego płaczu; nos jej po-czerwieniał, wyglądała brzydko; pierwszy raz widziała taką matkę, zrobiło jej się wstyd, że nanią patrzy i opuściła głowę.Patrzyła na ich splecione dłonie, przemieszane palce, matki lekko obrzękłe, ślad po pier-ścionku już nie wchodził, zaniosła do poszerzenia przed wyjazdem ślad utrzymywał się.Widziała okrągłe paznokcie z brązowym lakierem, ślad po oparzeniu żelazkiem, nieduży, pra-wie niewidoczny, maleńką jaśniejszą bliznę tuż przy przegubie i patrzyła na swoje dłonie, szer-sze niż dłonie matki, które głaskały tamtą rękę, na swoje ładne dłonie, które jaśniały, jarzyły sięod dotyku, miękły i delikatniały.Gładziła je tak jak Mateusza, uważnie, delikatnie, pocieszająco, gładziła je tak, jak dotykałjej Mateusz, z miłością.Nic się nie stanie, za chwilę matka się podniesie, odtrąci ją, zawstydzo-na chwilą słabości pójdzie do łazienki, szybko doprowadzi się do porządku, ale to będzie zachwilę, a teraz jest oto niepowtarzalna okazja pożegnać się z nią, słabą, nieszczęśliwą, zalęk-nioną istotą, która jest jej matką.Nie usłyszała, że matka coś mówi.A kiedy doszły do niej słowa, podniosła głowę i zobaczyła woczach matki coś więcej niż tylko żal i smutek. To ja cię przepraszam usłyszała.I wtedy zrozumiała, że matka również wie, że się żegnają.Zdążyć przed pierwszągwiazdkąNoc przed Wigilią była najbardziej przykra.Zwięta nie są dla ludzi samotnych, święta są dla rodzin, dla dzieci, dla rodzin z dziećmi, dlapar spodziewających się dziecka, dla szczęśliwie zakochanych, dla przyjaciół, dla znajomych ile wtedy gwaru, zapach ciasta snuje się po domach, choinki, czekające w ogrodach i nabalkonach wnosi się do czystych pokoi, pachnie świerkiem, jodły stroszą swoje sztywne ramio-na, a w dzbanach panoszą się gałązki, zieleniejąc wesoło.Dzieci się niecierpliwią.Kiedy niecierpliwiła się po raz ostatni?Kiedy była dzieckiem?Bardzo dawno temu.Zwięta są dla przyjaciół.To co robimy? Wy do nas, czy my do was? Ach, wspaniale, to myzrobimy rybę, a wy zróbcie sałatkę z czerwonej kapusty.Nareszcie będziemy mieli okazję sięspotkać.Wolelibyśmy, żebyście wy do nas.A może wobec tego my do was drugiego dnia świąt?Oczywiście, że pójdziemy na pasterkę.Zwięta są dla ludzi, którzy wierzą.W narodzenie nadziei, zbawienia, odkupienie win prze-szłych i przyszłych.Dla uduchowionych ludzi, którzy przedkładają chwilę ciszy w pustym ko-ściele nad gwar supermarketów.Którzy w ciszy i spokoju godzą się ze światem.Leżała w dużym łóżku i próbowała nie myśleć.Nie chciała być pogodzona ze światem, byłapo prostu nieszczęśliwa.Ale uporczywe tykanie zegara przywoływało wspomnienia.Czego jeszcze dodawała matkado piernika? Jaki smak miały lukrowane gwiazdeczki? Nie, nie.Piecze się i gotuje dla przyja-ciół, dla znajomych, dla rodziny.Dla siebie się nie opłaca.Co zrobiłaby z całym sernikiem,piernikiem, rybą w galarecie?Podniosła się i przeszła do kuchni.Mały domek, w którym mieszkała od początku, odzawsze, od trzydziestu czterech lat domek odziedziczony po rodzicach, był miejscem przyja-znym.Stara podłoga zaskrzypiała dębowe stare deski odzywały się jak przed laty, tym sa-mym dzwiękiem.Skrzypiała jak kiedyś, wtedy, kiedy skradała się pod pokój kominkowy.Nasłuchiwała poddrzwiami stłumionych głosów rodziców.To gdzie? Teraz? Tu? Połóż tutaj& Ona jest u siebie?Nie słyszy?65Niezrozumiałe słowa i niezrozumiałe dzwięki; drzwi były zamknięte, podwójne drzwi doprzedpokoju były przed nią zamknięte, w pokoju kominkowym stał już nakryty stół, choinkaw stojaku na trzech nogach, nogach lwa kto wymyślił taki stojak pod choinkę? metalowepazury spoczywały za kominkiem odsuńcie tę choinkę, zaraz rozpalimy na kominku cho-inka była wysoka, ojciec ucinał wierzchołek, który opierał się o sufit, pięcioramienna srebrnagwiazda lekko się kołysała, kiedy ubierały z matką choinkę.A potem, potem rodzice kazali jejiść do swojego pokoju i wypatrywać Zwiętego Mikołaja.Siedz w oknie i patrz.Przyjedzie.Może przyleci.Jak może przylecieć, skoro jest na saniach?Te sanie mogą latać.A renifery? Renifery też mogą latać.Nie mają skrzydeł, nie mogą.O towłaśnie chodzi, że dzisiaj mogą.Więc siedziała cierpliwie i patrzyła w ciemność za oknem.Domek rodziców dotykał prawielasu, okna od strony zachodniej nie zaczepiały nawet o ślad człowieka.Tylko z kuchni i pokojukominkowego widać było okna sąsiadów, dom przy domu, oddzielone ogródkami i niskim drew-nianym płotem.Po którejś Wigilii zorientowała się, że Mikołaj musi przychodzić od tej właśnie strony, bonigdy nic nie zauważyła, żadnych śladów sań ani kopyt, ani stóp, a przecież pod choinką pię-trzyły się pudełka i pudełeczka dla niej, mamy, taty, ciotki Jaśminy i jej męża Piotrusia, któryjest teraz w Kanadzie, drobiazgi dla sąsiadów i ich syna Aukasza, którzy przychodzili po kolacjipodzielić się opłatkiem.Ogień wesoło skwierczał w kominku, siedziała zaczarowana koło du-żego zielonego fotela, na którym tata rozpierał się wygodnie i zapalał fajkę.Więc jeśli on przyjeżdżał czy przylatywał od strony pokoju rodziców, to postanowiła podpa-trzyć to jego nadejście.Calutkie dni przed świętami była grzeczna Mikołaj przychodził tylkodo grzecznych dzieci ale nie udawało się.Drzwi do pokoju mama zamykała, a potem byłyprezenty.Kiedyś udało jej się zobaczyć ślady śniegu na podłodze, te ślady prowadziły do drzwialtany& Potem zobaczyła mokre buty ojca i uśmiechała się do siebie, kiedy mama szybko,szybko prowadziła ją do okna, bo wydawało jej się, że już, tuż-tuż, a może słyszała dzwonecz-ki?Więc biegła do okna i uśmiechała się do siebie w brzuchu, tajemnica łaskotała ją lekko, miałaswoją własną tajemnicę, o której nie mówiła rodzicom, żeby byli uśmiechnięci i zadowoleni, żewierzy w Mikołaja i renifery.A przecież ona cieszyła się, że buty ojca były wilgotne od śniegu,bo to znaczyło, że tata ją kocha.A jeszcze wcześniej, w przeddzień Wigilii, zamiast spać, skradała się pod kuchnię, żebypoczuć zapach odwijanego piernika, który matka przekładała do kredensu po dwóch tygodniachtrzymania go na dolnych półkach spiżarni.Pachniało miodem i gałką muszkatołową.To było tak dawno.Starała się, żeby wspomnienia nie miały tu dostępu, ale skrzypieniepodłogi pozwoliło na przesączanie się pod zmrużone powieki obrazów, których nie chciała pa-miętać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]