Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (3)
- Pagaczewski Stanislaw Misja profesora Gabki
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI
- Clavell James Krol szczurow (2)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Anthony Piers Zamek Roogna (SCAN dal 862)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc znaleźli się na.szerokich wodach abstrakcyjnej analizy.Głębia wypowiedzi osłaniała prosty fakt, że katastrofa nie ograniczała się do zagłady „Ariela”.Stabilizację olbrzyma, schodzącego na planetę, przejęły od ludzi automaty tak dawno, że był to fundament, niewzruszalny grunt wszystkich działań - który nagle usunął się spod nóg.Żaden z modeli gorzej zabezpieczonych i prostszych nigdy nie zawiódł, więc jakże mógł zawieść model doskonalszy i pewniejszy? Jeśli to było możliwe, rnożliwe było wszystko.Zwątpienie, raz zaatakowawszy niezawodność urzą dzeń, nie mogło się już zatrzymać na żadnej granicy.Wszystko grzęzło w niepewności.Tymczasem „Ares” i „Anabis” ' zbliżały się do Marsa.Pirx siedział jakby zupełnie sam, bliski rozpaczy.Doszło właśnie do klasycznego sporu teoretyków, który coraz dalej odwodził ich od samego wydarzenia z „Arielem”.Patrząc w zarazem otyłą i masywną twarz van der Voyta, dobrotliwie patronującą obradom, Pirx odnajdywał w jej wyrazie podobieństwo do oblicza starego Churchilla, z jego pozorną dystrakcją, której zadawało kłam drgnienie ust odzwierciedlające uśmiech wewnętrzny, skierowany ku myśli skrytej ciężkimi powiekami.To, co było wczoraj jeszcze nie do pomyślenia, stawało się prawdopodobne - jako próba skierowania obrad ku werdyktowi, który zrzuciłby odpowiedzialność na siłę wyższą, może na fenomeny dotychczas nie.znane, na lukę w samej teorii, z konkluzją, że trzeba podjąć zakrojone na wielką skalę i na całe lata badania.Znał podóbne, chociaż mniejsze kalibrem sprawy i wiedział, jakie siły musiała uruchomić katastrofa; za kulisami toczyły się już wytężone starania o kompromis, zwłaszcza że Projekt, tak zagrożony w całości, był skłonny do niejednego ustępstwa za 200 STANIsŁAW LEM cenę uzyskania pomocy, a tej mogły właśnie udzielić zjednoczone stocznie, chociażby dostarczając na dogodnych warunkach flotylle mniejszych statków dla zapewnienia dopływu dostaw.Wobec rozmiarów stawki - boż chodziło już o byt całego Projektu - katastrofa „Ariela” stawała się przeszkodą do usunięcia, jeśli nie można jej było niezwłocznie wyjaśnić.Nie takie afery nieraz już zamazywano.Miał wszakże jeden atut.Ziemianie przyjęli go, musieli wyrazić zgodę najego obecność w komisji, ponieważ był w niej jedynym człowiekiem związanym z załogami rakiet mocniej niż ktokolwiek inny z obecnych.Nie miał złudzeń: wcale nie szło o jego dobre imię ani o kompetencje.W komisji był po prostu nieodzowny przynajmniej jeden kosmonauta czynny, zawodowiec, co właśnie zeszedł z pokładu.Van der Voyt palił w milczeniu cygaro.Zdawał się wszystkowiedny, ponieważ rozsądnie milczał.Wolałby pewno kogoś innego na miejscu Pirxa, ale skoro go licho nadało, zabrakło pretekstu, żeby się go pozbyć.Gdyby więc, przy mglistym werdykcie, złożył swoje vol:ţm separatum, zyskałby znaczny rozgłos.Prasa wietrzyła skandale i czyhała tylko na taką okazję.Związek Pilotów i Klub Przewoźników nie stanowiły potęg, ale sporo od nich zależało - ci ludzie kładli przecież głowy pod Ewangelię.Toteż Pirx nie zdziwił się, usłyszawszy podczas przerwy, że van der Voyt chce z nim mówić.Przyjaciel potężnych polityków otwarł rozmowę żartem, że to jest spotkanie na szczycie - dwóch planet.Pirx miewał niekiedy odruchy, którym sam się potem dziwił.Van der Voyt palił cygaro i zwilżał sobie gardło piwem, on zaś poprosił, by mu przyniesiono kilka kanapek z bufetu.Słuchał więc głównego dyrektora w pomieszczeniach łączności, jedząc.Nic nie mogło ich lepiej zrównać.Van der Voyt jakby nie wiedział, że się poprzednio starli.Nic takiego nigdy po prostu nie zaszło.Podzielał jego troskę o załogi „Anabisa” i „Aresa”; dzielił się z nim swymi kłopoANANKE 20 I tami.Oburzała go nieodpowiedzialność prasy, jej histeryczny ton.Prosił go o ewentualne opracowanie małego memoriału w sprawie następnych lądowań: co można zrobić dla zwiększenia ich bezpieczeństwa.Pokładał w nim takie zaufanie, że Pirx przeprosił go na chwilę i wystawiwszy głowę przez drzwi kabiny kazał sobie dołożyć sałatki śledziowej.Van der Voyt basował mu i ojcował, a Pirx rzekł znienacka: - Mówił pan o tych rzeczoznawcach nadzorujących symulację.Kto to jest, z nazwiska?Van der Voyt zdziwił się po ośmiu minutach, ale to było jedno mgnienie oka.- Nasi „egzaminatorzy”? - uśmiechnął się szeroko.Sami pana koledzy, komandorze.Mint, Stoernhein i Cornelius.Stara gwardia.Wytypowaliśmy dla „ Syntronics” najlepszych, jakich można było znaleźć.Pan ich na pewno zna!Dłużej nie mogli rozmawiać, bo zaczynały się obrady.Pirx zapisał karteczkę i podał ją Hoysterowi z uwagą: „To bardzo pilne i bardzo ważne”.Przewodniczący odczytał więc zaraz ów tekst, zwrócony do kierownictwa stoczni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]