Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (3)
- Pagaczewski Stanislaw Misja profesora Gabki
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (4)
- Cortazar Julio Gra w klasy (2)
- Peter Zarrow China in War
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A toć takuteńkie miał wszystko jak wasza miłość! - rzekł drżącym nieco głosem.- Takuteńki rychtunek i w ogóle.- Kupiłem to okazyjnie na targu - rzekł, pragnąc uśpić jego podejrzliwość, Klapaucjusz.- A powiedzcie no mi, moi kochani, nie wiecie też czasem, co to się takiego z tym cudzoziemskim przybyszem zrobiło?- Co się, znaczy, z onym zrobiło? A, tego to już nie wiemy, panie.To znaczy było tak.Raz, a będzie temu jakie dwa tygodnie - hej, prawdę mówię, kumie Barbaronie? Dwa tygodnie, nie więcej?- Ano, prawdę rzekacie, prawdę, coby zaś nie? Będzie temu dwa tygodnie albo i cztery.Czy może sześć.- No! Przyszedł, panie, wstąpił do nas, zakąsił, nie powiem nic: grzecznie zapłacił, podziękował, nie można powiedzieć, co to, to nie, rozejrzał się, w dyle postukał, o ceny się pytał z łońskiego roku, aparaty porozkładał, z cyferblatów cosi tam sobie odpisywał zawzięcie, że aż mu rynce skakały, a dokładnie, jedno po drugiem, do takiej książeczki małej, czerwonej, co ją za pazuchą nosił, potem ten - jak to go tam, kumie? - ter.temper.nie wypowiem, wciurności!- Termometer, sołtysie!- No! Pewnie, że tak! Termometer wyjął i powiada, że to na smoki jest, i tu go tkał, i tam, znowu popisał, panie, w tym zeszycie swoim, aparaty do worka dał, worek na plecy, pożegnał się i poszedł.I więcej to już myśmy go, panie, nie widzieli.Ino było tak.Tej samej nocy coś hukło i prasło, ale daleko.Jakby za Górą Mydragową - to ta, panie, co wedle tego wirsycka, z takim krogulcem na górze, bo tej, to jest Pstrycjuszowa, tak się ona wabi po królu wielmożnym naszym, a tamta zaś, z tej drugiej strony, co taka więcy przytulona, jak nie przymierzając pośladek do pośladka, zwie się Pakusta, a to się z tego wzięło, panie, że raz jeden.- Mniejsza o te góry, mój dobry tubylcze - rzekł Klapaucjusz - więc powiadacie, że w nocy coś huknęło.Co było potem?- Potem - to już całkiem nic, panie.Jak huknęło, to chałupa poszła bokiem, ażem z wyrka na podłogę spadł.Ale dla mnie to zwyczajne, bo jak się smokinia nieraz tyłkiem o dom otrze, to człowiekiem nie tak ciepnie; powiedzieć, ot, choćby Barbaronów brat, tego to w garnek cisnęło z bielizną, bo właśnie prali, jak smokini czochrać się o węgieł zachciało.- Ależ do rzeczy, moiściewy, do rzeczy! - zawołał Klapaucjusz.- Więc huknęło, spadliście na podłogę i co dalej?- Kiedy mówię wyraźnie, że nic.Jakby coś było, to byłoby o czym mówić, a jak nic a nic, to i nic nie ma do gadania takiego, co by warte było strzępienia gęby, nie? Kumie Barbaronie!- Ano, tak z tym to i jest.Klapaucjusz skinął głową i oddalił się; wówczas cała kolumna tragarzy ruszyła pod górę, uginając się, tak ciężka była smocza danina; Klapaucjusz domyślał się, że złożą ją w wyznaczonej przez smoka jaskini, ale pytać o szczegóły nie chciał, bo się cały spocił od tej rozmowy z sołtysem i jego kumem.Zresztą poprzednio jeszcze słyszał, jak jeden z tubylców mówił do drugiego, że smok “takie miejsce wybrał, coby jemu było blisko i nam blisko”.Szedł sporym krokiem, wybierając drogę według namiarów smokoindykatora, który to przyrząd zawiesił sobie na szyi, nie zapominał też o liczniku, ale ów wciąż pokazywał zero i osiem dziesiętnych smoka.Czy to jakiś dyskretny smok, czy kie licho? - myślał Klapaucjusz, maszerując, a co chwila zatrzymywał się, gdyż promienie słońca okrutnie paliły, w powietrzu stał skwar, że drgało nad nagrzanymi głazami, wokół nie było ni listka roślinności, tylko muł spękany we wnękach skalnych i rozprażone kamieniska, ciągnące się ku majestatycznym szczytom.Minęła godzina, słońce przechylało się już na drugą stronę nieba, a on wciąż szedł przez pola piargowe, przez skalne progi, aż znalazł się w krainie ciasnych wąwozów i szczelin pełnych chłodnej ciemności.Czerwona strzałka podpełzła ku dziewiątce pod jedynką i, drżąc, zamarła.Klapaucjusz położył plecak na skale i wyjmował właśnie odsmocznicę, kiedy wskaźnik żywo zawachlował.Porwał więc reduktor prawdopodobieństwa i omiótł bystrym okiem okolicę.Znajdował się na skalnej grzędzie i mógł zajrzeć w głąb wąwozu, w którym coś się ruszało.- Ani chybi, to ona! - pomyślał, Echidna bowiem jest rodzaju żeńskiego.Przyszło mu do głowy, że może to dlatego nie życzy sobie dziewic? Wszakże dawniej chętnie je przyjmowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]