Podstrony
- Strona startowa
- Prus Lalka II
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Simak Clifford D Zasada wilkolaka
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osiolek.pl]
- Księga tysiąca i jednej nocy
- London Jack Ksiezycowa Dolina
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Carpenter Leonard Conan Renegat (SCAN dal 1142)
- Lackey Mercedes Cena Magii (SCAN dal 746)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatoczyła się na jedną z lóż i o mało nie wpadłado środka. Tato! wrzeszczał Danny i podbiegł do Jacka z przerażeniem w ogrom-nych oczach. Och, tato, tato, to była ona.Ona! Ona! Ona, taaaato.Pomknął w ramiona ojca niby przytępiona strzała, zachwiał nim, przywarłdo niego kurczowo, najpierw jakby okładał go pięściami, po czym chwycił zapasek i rozszlochał się, wtulony w jego koszulę.Jack wyczuwał przez nią gorącą,rozedrganą twarz syna, przyciśniętą do swego brzucha. To była ona, tato.Jack z wolna podniósł wzrok i spojrzał na Wendy.Jego oczy przypominałymałe srebrne monety. Wendy? Głos miał cichy, nieomal mruczał. Wendy, co mu zrobiłaś?Wendy odwzajemniła spojrzenie, oszołomiona, pełna niedowierzania i pobla-dła.Pokręciła głową. Och, Jack, wiesz przecież.Na dworze znów zaczął padać śnieg.Rozdział dwudziesty dziewiątyRozmowa w kuchniJack zaniósł Danny ego do kuchni.Chłopiec wciąż łkał gwałtownie i niechciał oderwać twarzy od piersi ojca.W kuchni Jack oddał go Wendy, nadal oszo-łomionej i pełnej niedowierzania. Nie mam pojęcia, o czym on mówi, Jack.Proszę cię, uwierz. Wierzę odparł, choć w duchu musiał przyznać, że obserwuje tę szaleń-czo, nieoczekiwanie prędką zmianę ról z pewną przyjemnością.Ale jego gniewna Wendy był przelotny.W głębi serca wiedział, że wolałaby się oblać benzynąi podpalić, niż skrzywdzić Danny ego.Duży czajnik z gorącą wodą stał na tylnej płytce.Jack wrzucił torebkę herbatydo własnej pojemnej filiżanki, po czym do połowy napełnił ją wrzątkiem. Masz sherry do potraw, prawda? zapytał Wendy. Co?.Och, tak.Dwie czy trzy butelki. W której szafce?Wskazała szafkę i Jack wyjął jedną z butelek.Szczodrze zaprawił herbatę al-koholem, odstawił butelkę, dolał ćwierć filiżanki mleka.Wsypał trzy łyżeczkicukru i zamieszał napój.Zniósł go Danny emu.Chłopiec już nie łkał, tylko cojakiś czas pociągał nosem.Dygotał natomiast cały i oczy miał szeroko rozwarte,nieruchome. Wypij, stary powiedział Jack. Będzie paskudne, ale dobrze ci zrobi.Wypijesz za tatę?Danny skinął głową, wziął filiżankę i pociągnął łyk.Skrzywił się, po czympytająco spojrzał na Jacka.Jack przytaknął i Danny napił się jeszcze.Wendy po-czuła znajomy skurcz zazdrości gdzieś w okolicy serca, bo wiedziała, że dla niejby tego nie zrobił.A w ślad za tym skurczem pojawiła się przykra, wręcz niepokojąca myśl: czywini o to Jacka? Jest aż tak zazdrosna? Tak myślałaby jej matka i to było na-prawdę straszne.Wendy pamiętała, jak w którąś niedzielę tata wziął ją do parku,217a ona spadła z drugiej poprzeczki drabinki i pokaleczyła sobie kolana.Kiedy oj-ciec przyprowadził ją do domu, matka wrzasnęła na niego: Co zrobiłeś? Dlacze-go jej nie pilnowałeś? Co z ciebie za ojciec?(Wpędziła go do grobu; rozwiódł się z nią, kiedy za pózno już było na ratu-nek.)Wendy nigdy nawet nie próbowała jakoś usprawiedliwić Jacka.Co to, to nie.Twarz ją zapiekła, a mimo to nie umiała się oprzeć przekonaniu, że gdyby trzebabyło wszystko to odegrać na nowo, postępowałaby i myślała tak samo.Na dobreczy złe, zawsze nosiła w sobie cząstkę swojej matki. Jack. zaczęła, niepewna, czy chce go przeprosić, czy się wytłuma-czyć.Wiedziała, że jedno i drugie byłoby bezcelowe. Nie teraz rzekł.Upłynęło piętnaście minut, zanim Danny do połowy opróżnił dużą filiżankę,i przez ten czas wyraznie się uspokoił.Prawie przestał dygotać. Myślisz, Danny, że możesz nam opowiedzieć, co właściwie ci się przy-trafiło? To bardzo ważne.Danny popatrzył na Jacka, na Wendy i znów na Jacka.Zapadła chwila ciszyi wtedy uświadomili sobie, gdzie i w jakim położeniu się znajdują; wiatr zawodziłna dworze, miótł świeżym śniegiem z północnego zachodu; stary hotel trzeszczałi stękał, szykując się do przetrwania kolejnej zawieruchy.Ich odcięcie od świataobjawiło się Wendy z nieoczekiwaną mocą, przypominając cios zadany pod serce. Ja chcę.powiedzieć wam wszystko zaczął Danny. %7łałuję, że niezrobiłem tego wcześniej. Wziął do rąk filiżankę i trzymał ją, jakby z ciepłaczerpał pociechę. Dlaczego nic nie mówiłeś, synu? Jack delikatnie odgarnął mu z czołaspocone, potargane włosy. Bo wujek Al dał ci tę pracę.A ja nie mogłem się połapać, jak to jest, żeta Panorama robi ci dobrze i zle naraz.To był. Spojrzeniem poprosił icho pomoc.Zabrakło mu potrzebnego słowa. Dylemat? podsunęła łagodnie Wendy. Tak, właśnie to przytaknął z ulgą. Tego dnia, kiedy ty strzygłeś żywopłoty zwróciła się Wendy do Jac-ka przeprowadziliśmy z Dannym rozmowę w ciężarówce.W tym dniu spadłpierwszy prawdziwy śnieg.Pamiętasz?Jack kiwnął głową.Dzień strzyżenia żywopłotów bardzo wyraznie utkwił muw pamięci. Chyba nie powiedzieliśmy sobie wszystkiego westchnęła Wendy.Prawda, stary?Danny, uosobienie nieszczęścia, zaprzeczył gestem. O czym właściwie rozmawialiście? zapytał Jack. Nie jestem pewien,czy mi się podoba, że moja żona i syn.218.rozmawiają o swojej miłości do ciebie? Obojętne, o czym, ja tego nie rozumiem.Czuję się tak, jakbym przyszedłdo kina zaraz po przerwie. Rozmawialiśmy o tobie cicho odrzekła Wendy. I może nie wszystkozostało ujęte w słowa, ale oboje wiedzieliśmy.Ja, bo jestem twoją żoną, a Danny,bo on.po prostu różne rzeczy rozumie.Jack milczał. Danny trafnie to sformułował.Hotel na pozór dobrze ci robił.Uwolniłeś siętu od wszystkich nacisków, które tak cię unieszczęśliwiały w Stovington.Byłeśswoim własnym szefem, pracowałeś rękami, więc nie wytężałeś umysłu, mogłeśsię skoncentrować na wieczornym pisaniu.Potem.nie wiem dokładnie kiedy.hotel zaczął jakby robić ci zle.Ciągle siedziałeś w podziemiu, szperałeś w tychstarych papierach, pochłonięty dawnymi dziejami.Mówiłeś przez sen. Przez sen? Na twarzy Jacka odmalowały się czujność i zaskoczenie.Mówię przez sen? Najczęściej bełkoczesz niezrozumiale.Raz wstałam, żeby pójść do łazien-ki, a ty mówiłeś: Do diabła z tym, zainstalujcie chociaż automaty do gry, nikt sięnie dowie, nikt nigdy się nie dowie.Kiedy indziej obudziłeś mnie, bo wrzasnąłeś: Zrzucić maski! Zrzucić maski! Zrzucić maski! Jezu Chryste powiedział i otarł twarz dłonią.Sprawiał wrażenie chorego. Wróciły też twoje dawne pijackie nawyki.%7łucie excedryny.Ustawiczneocieranie warg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]