Podstrony
- Strona startowa
- § Maylunas Andriej & Mironenko Siergiej Mikołaj II i Aleksandra. Nieznana korespondencja
- McDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza
- Dav
- Trocki Lew Moje życie
- Peter Zarrow China in War
- Heisenberg Werner Carl Fizyka a filozofia
- Vinge Joan D Krolowa Zimy (SCAN dal 992)
- John Grisham Komora (2)
- NEJ 10 Denning Troy Gwiazda po gwiedzie
- Thomas Harris Hannibal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy ludzie wbiegają do płonących budynków, skaczą w odmęty, z uśmiechemidą na szafot.Wściekłość! Wściekłość i nienawiść tylko one tworzą prawdziwe mę-czeństwo.A miłość i szlachetność?.Nie wiem.Nigdy nie widziałem.Myślałem, że może chociaż siostra Luiza, która po świeckich niepowodzeniach zwró-ciła swoje ambicje ku duchownym materiom.Ale gdzie tam.W ryku pchaczy, podpalając pod sobą podłogę, zasnuwając dymem w jednej chwi-li całą salę żeglugi powietrznej, szybowiec sunął do wybitego Słowem otworu.A był takzaładowany, że ani uczonym ani jego twórcom nie przyszłoby to do głowy.Ważyliśmyrazem około dwóch i pół cetnara, a przecież nie wzlatywaliśmy z pasa startowego, bezkatapult i sznurów, tylko na czterech pchaczach, które wcale nie są przeznaczone dowzlotu.Ale siła była w nich ogromna, nie ma co.Popatrzyłem na podwójne skrzydła, pomię-dzy którymi huczały ogniste strumienie.Zrozumiałem, czego bała się Helen.To tak, jakby do kruchej dwukółki zaprząc czwórkę silnych koni.Im dobrze jest pę-dzić drogą, ciągnąć niezbyt ciężki ładunek.Ale jak na tym wyjdzie pojazd?Skrzydła szybowca, zrobione z cienkich listewek i obciągnięte tkaniną, pod napo-rem pchaczy wyginały się i wibrowały, jeszcze chwila i odpadną.Cały szybowiec skrzy-piał i jęczał, skarżąc się na swój los.Miałem wrażenie, że skrzydła oderwą się i wylecąprzez otwór, strasząc pretorianów, a my w kabinie siłą rozpędu pomkniemy do przodui spadniemy w dół.256 Luiza. zawołał skulony obok moich nóg Mark. Chciałem powiedzieć, że niemusi się już martwić o przeoryszę, że ona się nie spieszy do Pana naszego, ale oniemia-łem: skończyła się sala, mignęły odcięte Słowem brzegi ram.I szybowiec runął w dół.Spadek nie trwał długo, pomyślałem nawet, że Helen specjalnie opuściła nos szy-bowca ku ziemi, żeby natychmiast szarpnąć dzwignie na siebie, jakby powstrzymującnarowistego konia, który przygryzł wędzidła.Kilka metrów od ziemi szybowiec wypro-stował się.I nastąpiła długa jak wieczność chwila, gdy Król Mórz zawisł, rozdarty po-między ziemskim przyciąganiem a rwącymi się w niebo rakietowymi pchaczami.Bezwzględu na to, co zwycięży nam niczego dobrego to nie wróżyło.Widziałem preto-rianów dzielne Szare Kamizele, chwałę Mocarstwa, z okrągłymi, rozszerzonymi szo-kiem oczami, ale nawet nieoczekiwany widok naszego lotu nie wybił z nich bojowegoducha.Rozbiegli się bardzo powoli i wyciągnęli broń jeszcze wolniej.Widoczniestrach był tak ogromny, że czas zwolnił dla mnie swój bieg.Jeden pretorianin unosił ku-lomiot, drugi powoli robił zamach cienką, błyszczącą szablą, i zrozumiałem, że on do-sięgnie, ciachnie po cienkim skrzydle.I wtedy to już na pewno koniec.Wiele bym dał, żeby popatrzeć na szybowiec z boku.I nie dlatego, że siedzenie w kabinie było równoznaczne ze śmiercią.To musiało byćniewiarygodnie piękne.Jak w drogiej książce dla dzieci, z kolorowymi obrazkami, któ-rą kiedyś znalazłem z kupieckim domu.obejrzałem wtedy i nie wziąłem, nie chciałemdziecięcych klątw na swoją głowę, dzieci są bliżej Boga, może je częściej słyszy? I w tejksiążce był obrazek ze smokiem ziejącym ogniem smokiem, który wzbijał się w nie-bo, a pod nim, z uniesionym mieczem zamarł szlachetny rycerz.I nie było wiadomo,kto zwycięży: czy rycerz zdąży zadać cios czy smok wzięci w niebo i spadnie na wrogaz góry? Widać taki był zamysł malarza.Teraz my przypominaliśmy bajkowego smoka, który próbował uciec.I oto zagad-ki ludzkiej duszy! moja sympatia była podzielona pomiędzy nas i arystokratycznydesant, któremu uciekaliśmy sprzed nosa.Szabla w ręku pretorianina wzniosła się do ciosu, sięgając, tak jak przypuszczałem,do skrzydła.Ale w tym momencie czas znowu przyspieszył bieg.Na szarej pancernejkamizeli pojawiło się wgłębienie arystokrata zachwiał się i upadł na plecy.Ktoś strze-lił z Kryształowego Pałacu, strzelił do niego!Szybowiec wzniósł się w niebo.Przez ryk pchaczy nie było nic słychać.Wzlatywaliśmy pod niewiarygodnym kątem,szybciej niż wtedy, gdy przebijaliśmy się przez chmury.A teraz, teraz nie było żadnychchmur, wschodzące słońce ze zdumieniem prześliznęło się po szybach kabiny i przesu-nęło dalej.Szybowiec miotał się i kołysał, skrzydła wyginały się do przodu i tylko Bógjeden wie, jak Helen udawało się sterować maszyną.A może właśnie Bóg patrzył na nas zakłopotany?257Luiza nie zdążyła się przypiąć pasami i teraz prawie leżała na plecach, powoli zsuwa-jąc się na mnie.Nietrudno było domyślić się, że jeśli przeorysza, nie ustępująca mi podwzględem wagi, zsunie się z fotela, wyleci przez tylnią ściankę kabiny.Bardzo możliwe,że razem ze mną.To by dopiero była ulga dla szybowca!Wczepiłem się w szyję Luizy rękami i ze wszystkich sił powstrzymywałem ją przedupadkiem.Na szczęście Helen zauważyła, co się święci i wyrównała lot.Już byliśmy nadwodą i szybowiec płynnie skręcał, biorąc kurs na pobliski kontynent. Skrzydła zaraz pękną! krzyknęła nagle Helen. Widocznie czuła teraz maszy-nę własną skórą.Przed nami pojawił się liniowiec.Musieliśmy przelecieć nad nim.i chyba nas jużzauważyli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]