Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Gibson William Idoru
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tohuwabohu.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ujrzała nagle w myślach twarz Gundhalinu, pełną uzasadnionego oburzenia.- BZ naprawdę cię przyłapał.- Twój sierżant - powiedział.Wyczuła jego uśmiech, potem zrozumienie.- Przykro mi, że tak się stało.Ze względu na ciebie.- Przynajmniej stało się to szybko.- W tym życiu możemy liczyć tylko na taką łaskę.- Dziewczyna? - zapytała z rodzącym się przeczuciem.- Rękę złamała ci Letniacka dziewczyna; ta, która odleciała stąd z przemytnikami.- Wróciła? Jak? - mruknęła zaskoczona, lecz jednak nie zdumiona.- Przywieźli ją ze sobą.Jerusha poczuła, jak patrolowiec staje dęba i zlatuje w długim spadku, ustawiła na nowo przyrządy.- Co oznacza, że zjawiła się tu nielegalnie.- A może i coś znacznie więcej.- Gdzie była?- Na Kharemough.Chrząknęła.- Mogłam się domyślić.Powiedz mi, Miroe, czy jesteś pewny, że zabrano ją stąd przypadkowo?Zmarszczył brwi.- Na sto procent.Dlaczego pytasz?- Czy nigdy cię nie uderzyło, że Moon Dawntreader, Letniaczka, jest bardzo podobna do Królowej Śniegu?- Nie.- Całkowite niezrozumienie.- Nigdy nawet nie widziałem Królowej.- Co powiesz, jeśli dowiesz się ode mnie, że Królowa - usłyszawszy ojej zniknięciu - wściekła się mocno? Że wpadłam we wszystkie te kłopoty, bo pozwoliłam jej uciec? Co powiesz na wiadomość, że Moon Dawntreader jest klonem Królowej?Wpatrywał się w nią.- Masz dowody?- Nie, nie mam! Ale wiem o tym; wiem, że Arienrhod miała plany dotyczące tej dziewczyny.że chciała uczynić ją Królową Lata.Jeśli się dowie, że Móon wróciła.- Są zupełnie inne.To niemożliwe.- Miroe wpatrywał się w morze.- Zapomniałaś o czymś.- O czym?- Moon jest sybillą.Zaskoczona Jerusha sprawdzała w pamięci te słowa.- No jest.ale to nie znaczy, że się mylę.Ani tego, że nie zagraża Hegemonii.- Co w związku z tym zamierzasz? - Miroe kręcił się w fotelu, by móc na nią spojrzeć.Pokręciła głową.- Nie wiem.Przekonam się, gdy tam dolecimy.- Złóżcie tam zdarte skóry.Szybko.nadciąga białe.schronienie przed zmrokiem.- warczały Psy.Moon czuła, jak słowa odpływają i przypływają, niby mroźny jęzor fali liżący jej stopy i nogi.Otworzyła oczy, choć pamiętała, że nie chce ich rozwierać i patrzeć - ale ujrzała jedynie niebo i przesuwające się szczątki chmur.Nie ruszała się ze strachu.- To jest martwe.-.szczęście, chwała Matce!.nigdy nie znaleźliśmy tylu skór.- Chwała Królowej Śniegu - śmiech.- A to nie.- Niebo zasłoniła otulona w biel twarz.Ktoś ukląkł i pomógł jej usiąść.- Czarny.- Moon usłyszała, jak mamrocze niby opętana.- W czerni.Gdzie.gdzie? - Wyciągnęła rękę, szukając oparcia, zanurzyła palce w grubym, białym futrze na ramieniu, gdy nagle ujrzała leżące obok ciało.- Silky!Postać w bieli odciągnęła ją i wstała.- To chyba jedna z miłośniczek merów.Musiała zabić Psa.Inne nie załatwiły jej do końca.- Głos był męski i młody.- Silky.Silky.- Moon sięgnęła do koniuszków bezwładnych macek jego wyciągniętej ręki.- Skończ z nią - rozległ się szorstki, stary głos.Moon przesunęła się w bok, a chłopak kucnął i chwycił kamień.Złapała za zapięcia kurtki, rozerwała ją do połowy, gdy kawałek skały wzniósł się nad jej głową.- Sybillą! - Zasłoniła się tym słowem jak tarczą.Chłopiec wypuścił kamień z drżących palców i odrzucił kaptur.Moon ujrzała jego ludzką twarz, widziała, jak patrzy zmieszany na smugę zakrzepłej krwi na zranionym gardle.- Sybillą.- Wskazała na tatuaż, modląc się, by był dostatecznie wyraźny i napastnik go rozpoznał.- Mamo! - Chłopiec przysiadł na piętach i krzyczał przez ramię.- Spójrz na to!Obok Moon pojawiły się inne upiornie białe postacie, jej niepewnym oczom wydały się dwojącym, błyszczącym trybunałem duchów.- Sybilla, mamo! - powiedziała kręcąca się żywo szczupła dziewczyna.- Nie możemy jej zabić.- Nie boję się krwi sybilli! - Moon rozpoznała skrzekliwy głos starej baby, gdy jedna z lśniąco białych figur uderzyła się w pierś.- Jestem święta.Będę żyła wiecznie.- Och, jak diabli - dziewczyna odepchnęła brata, pochyliła się, by spojrzeć na gardło Moon.Wyprostowała się, chichocząc nerwowo.- Możesz mówić?- Tak.- Moon wstała, położyła jedną dłoń na gardle, drugą na nabrzmiałej twarzy.Spojrzała na rozciągnięte zwłoki Silky'ego, zobaczyła za nim dalsze białe postacie pracujące nożami, patroszące ciała martwych merów.Zachwiała się i chwyciła za kolana, nie patrząc na ćwiartowanie.Nie widziałam go.Nie widziałam.Tu był ktoś inny! Jęknęła, jej głos był samotnym lamentem pieśni opuszczonego mera.- Chcę ją.- Dziewczyna zwróciła się do starej kobiety.- Chcę ją do mojego zwierzyńca.Może odpowiedzieć na każde pytanie!- Nie! - Starucha warknęła i schyliła głowę.- Sybille są zarażone, tak mówią pozaziemcy.To oszuści.Żadnych więcej zwierzaków, Blodwed.Wszystko już nimi śmierdzi.Pozbędę się tych, które.- Tylko spróbuj! - Blodwed kopnęła ją złośliwie.Baba zasyczała i cofnęła się.- Tylko spróbuj! Skoro chcesz żyć wiecznie, stara wariatko, lepiej zostaw moje zwierzęta w spokoju!- Dobra, dobra.- zaskomliła starucha.- Nie mów tak do matki, niewdzięcznico.Czy nie pozwalam ci mieć wszystkiego, co zechcesz?- To za mało.- Blodwed oparła dłonie na biodrach, patrzyła z uśmiechem na skuloną w żalu Moon.- Uważam, że powinnaś być taka, jak zapragnę.- Bogowie! Och, moi bogowie - było to raczej przekleństwo, niż modlitwa.Jerusha stała cicho przy Miroe na martwej plaży, przysłuchiwała się dobiegającym z dala, z wysoka skrzekom przegnanych ścierwojadów.Bez ustanku przebiegała oczami po zasłanym śmiercią polu kamieni, nie chcąc utkwić ich w jednym miejscu, zapamiętać jakiegokolwiek szczegółu sceny, lecz także nie mogąc patrzeć na spopielała twarz Ngeneta.Nie była w stanie nic powiedzieć ani nawet go dotknąć, wstydziła się naruszyć niezmierną rozpacz.Odbyły się tu Łowy, ofiara z merów - widziała śmierdzącą rzeźnię na pustym brzegu.Takie rzeczy odrzucała z zasady, nawet nie próbowała wniknąć w ich rzeczywistość.Ale ten człowiek nienawidził rzeczywistości.Miroe odszedł od patrolowca, zaczął chodzić między okaleczonymi ciałami merów, z masochistyczną dokładnością przyglądał się każdej obdartej ze skóry, skrwawionej postaci.Jerusha ruszyła za nim, trzymając się z dala; zaciskała coraz mocniej szczęki, aż zaczęła się zastanawiać, czy kiedyś jeszcze otworzy usta.Zobaczyła, jak się zatrzymał i ukląkł przy jednym z ciał.Gdy podeszła bliżej, spostrzegła, że nie należy do mera.I nie do człowieka.- Ma-martwy Pies?- Martwy przyjaciel.- Podniósł bezładne ciało dillypa, jakby to było śpiące dziecko, zobaczyła zostawioną przez nie ciemną plamę na plaży.Patrzyła, nic nie rozumiejąc, jak zaniósł zwłoki do wody, wszedł w nią bez wahania, brnął ciągle, aż mroźne morze sięgnęło mu po pierś.Wtedy powoli wypuścił wygnańca.Gdy Miroe wyszedł z wody, Jerusha zdjęła swą pelerynę i zarzuciła mu na ramiona.Z roztargnieniem kiwnął głową, mogło się zdawać, że jest nieczuły na mróz.Przypomniała sobie nagle, że jeden z przemytników ściganych przez nią pięć lat temu był dillypem.- Ona też na pewno zginęła - powiedział Miroe głosem jak stal.Jerusha zrozumiała, że nie znalazł śladu Moon Dawntreader.- Zrobił to Starbuck i Psy.- Wskazał dłonią, słowa padały jak przekleństwa.- Ostatnie Łowy.Na mojej ziemi.- Zacisnął dłonie w pięści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]