Podstrony
- Strona startowa
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn
- Makuszynski Kornel Awantury arabskie (SCAN dal 937
- Makuszynski Kornel O dwoch takich co ukradli ksiez (3)
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (SCAN dal
- Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki (SCAN dal 1 (2)
- Makuszynski Kornel List z tamtego swiata (SCAN dal
- Makuszynski Kornel Panna z mokra glowa (SCAN dal 9
- Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki
- Uczeń.Jedi.05.Jude.Watson Obrońcy.umarłych
- Christian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By James
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O, jakże bardzo cię kocham! Nie tylko radością tej chwili, lecz cię kocham bólem wszystkich minionych dni, udręką nędzy, rozpaczą zawodów, nadzieją łaski i wszystką radością, która była ze inną kiedykolwiek.I zdaje mi się, że wszystko zmalało na świecie, wszystko jest drobne jak pył, a wielką jest tylko miłość moja, gdyż szedłem do niej nie przez wirydarze, lecz po drodze kamienistej i twardej.Rośnie serce moje, jak drzewo, wzmaga się dusza moja, jak morze szumiące, które jest Bogu podobne i piętrzy się falą, aż pod niebo i zalać chce całą ziemię dobrocią bezmierną i miłością, która nie ma granic.Patrzę na usta twoje i całuję je bez dotyku całowaniem dobrem i pieściwem, aby dusza moja przeszła w twoją.Nic już na świecie duszy rnojej od twojej nie rozdzieli, albowiem są jedno.Patrzę na ciebie całą i skrzydła pod ciebie podłożywszy, podnoszę cię ponad ziemię, jak na wichrze i tak cię nieść będę przez tysiąc lat, aby nie było na jedno mgnienie oka rozłąki wśród serc naszych.Jeśli w tej chwili otworzysz oczy i spojrzysz w moją stronę, nie ujrzysz już mnie, lecz miłość, która przyszła do ciebie, aby rzec jedno jedyne słowo, na którego dźwięk drży ziemia, a morze szumieć zaczyna: kocham cię.Wpatrzyłem się w jej twarz, która wyglądała, jak twarz śpiącej.Mrok objął głowę jej miękkiemi rękoma dookoła, tak, że jaśniała tylko łagodnie biel twarzy.Otworzyła oczy i spojrzała w twarz moją, nachyloną nisko; oczy nasze zapadły w siebie na długą chwilę.Potem usłyszałem cichy, lecz wyraźny, głęboki szept:— Ja wiem… wiem… od dawna.XVI.Czuwałem przy niej całe dnie, w oczy jej patrząc, czy czego nie pragnie.Wszyscy po domu snuli się jak zmory, na kogo jednak ona spojrzała, ten się w tej chwili uśmiechał.Ze starego Zabłockiego uciekła, zdaje się, resztka krwi, poruszał się, jakby z przyzwyczajenia, — ciocia Isia popłakiwała po kątach.Kiedy panna Zofja chciała być sama, wtedy poczciwa kobiecina siadała w przyległym pokoju i godzinami nie spuszczała oczu z drzwi, wiodących do pokoju panny Zofji.— Po co pani tu siedzi? — spytałem.— Może mnie zawoła, może jej czego będzie potrzeba.Dziecko moje nieszczęśliwe…— Cicho, niech pani nie płacze, wszystko będzie dobrze.Ciocia Isia mówiła szeptem, chlipiąc cicho śmiesznem, poczciwem łkaniem.— Nie może Pan Bóg mnie zabrać? Co komu po mnie? We mnie już wszystko „umarło, niechby umarła i reszta, co się po ziemi tłucze.A to dziecko niech żyje.Od najmłodszych lat cierpi i cierpi, aż się serce kraje.Ani jednej chwili spokojnej, jednej szczęśliwej godziny.— Jak jest dzisiaj?— Tak jak było; doktor mówił wczoraj po pańskiem wyjściu, że jest podniecona.Była wesoła i szczebiotała cały wieczór.Dzisiaj znowu cicha i smutna.Nie mówiła jeszcze z nikim, chciała by ją pozostawić samą i dać znać, kiedy pan przyjdzie.— Mówiła tak?Ciocia Isia spojrzała na mnie uważnie i rzekła uroczyście:— Niech panu Bóg zapłaci za każde do słowo, którem ją pan cieszy.Pan ją bardzo lubi.Musiałem zblednąć, usłyszawszy to pytaniw.Dobra ciocia Isia, nie czekając odpowiedzi, wzięła rękę moją w swoje obie ręce i rzekła szeptem:— Niech się Bóg zlituje nad wami… Będę się modliła dzień i noc… Niech wam… Ja wiem, ja czuję… Jestem stara, lecz kiedyś byłam młoda.I czekałam, o, jak ja ciężko czekałam… Straszna jest rzecz oczekiwanie, a potem jeszcze strasznie jest, kiedy się czekać przestanie.Ale ja zawiędłem sercem czuję… Śmieszna jestem, trudno, ot stare pannisko… Będę się za was modliła, przecież i śmierć może ma serce.Niech wam Bóg wszystko najlepsze…Przypadłem do jej rąk, a ona ucałowała m w czoło.Czułem, jak jej gorące łzy po niem płyną.Uciekła potem z pokoju, biedne, zacne stare pannisko.Panna Zofja blada dziś była, jak opłatek, tem czerwieńsze zaś wydawały się usta, jakby od wczoraj rozkwitłe i nabrzmiałe i oczy tem głębsze w swej atramentowej czerni, zwrócone ku drzwiom.Usiadłem naprzeciwko niej, ona zaś ujęła moje obie ręce, patrząc mi w oczy wzrokiem słodkim i cichym.Długo nie przemówiliśmy do siebie ani słowa, bo niema w ludzkiej mowie tego, cośmy sobie mieli powiedzieć oczyma.Miłość wielka i miłość głęboka jest milcząca.Jeśli kochający się ludzie rozchodzą się, to tylko dlatego, że zbyt wiele mówili, kiedy zaś powiedzieli sobie wszystkie słowa z ubogiej mowy miłosnej, wtedy im się zdaje, że i miłość ich się skończyła, bo się skończył ich słownik.Człowiek głęboko kochający boi się słów, — z każdem bowiem ulatuje drobniutka cząstka serca i tuła się po powietrzu.Kiedy wielka miłość przemawia, wtedy mówi kilkoma najprostszemi słowami.Kunsztowny język miłosny jest odzieniem pstrem dla miłości ubogiej i beztreściowej.Wielka miłość przemawia językiem duszy: milczeniem, pozdrawia szumem krwi w sercu, woła spojrzeniem, raduję się dotknięciem ukochanej ręki, opowiada uściskiem, śpiewa pocałunkiem.Słowo zaś mowy ludzkiej jest cichem tego wszystkiego echem i nieudolnie zaświadcza to, co się w głębi już stało i wyśpiewanem było jak hymn.A kiedyśmy wypili z oczu naszych wszystką słodycz duszy, zapytała mnie:— Powiedz mi, co uczyniła wiosna? Wiosna się cieszy.Chodzi po polu i siniejesię w głos, aż skiby drżą z radości.Ziemia pachnie j połyskuje w słońcu czernią aż niebieska.Chmury się gonią po niebie, a wiatr za niemi ujada.Powietrze jest słodkie i pieszczące.— A co czynią drzewa?— Szeleszczą o swojem szczęściu.— A co czynią ludzie?— Mówią o swojem nieszczęściu.Szczęście zaś, młode i wiosenne, chodzi wśród nich i mówi: oto jestem, czemu jesteście smutni?— A oni?— A oni myślą, że szczęście jest daleko za siódmą górą, bo tak jest powiedziane w bajce.Oni nie umieją patrzeć, więc nie widzą.Ludzie mają zmęczone oczy od wypatrywania i dusze w nich są senne od znużenia.Czasem się który zbudzi i krzyknie, a wtedy mówią, że oszalał, albo że jest poetą, ten zaś człowiek ujrzał najpiękniejsze przy sobie widmo.Ludzie sobie nawzajem nie wierzy, dzieli ich smutek.Tylko radość jest węzłem, który łączy, łzy dzielą.— Skądże wezmą radość?— Trzeba ją podnieść, jak grudę, z ziemi.Radość jest wszędzie.Bucha nią cała ziemia, płynie rzekami i przewala się po morzu; drży od niej powietrze i rozpala się co nocy w gromadzie gwiazd, radość przeczysta i złota.Wiatr ją niesie i wędruje ona na chmurach przez niebo, jak na wielbłądach przez pustynię, — lecz ujrzy ją tylko miłość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]