Podstrony
- Strona startowa
- Bardzo długie przebudzenie Grażyna Jeromin Gałuszka
- Lem Stanislaw Bajki Robotow
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn
- Makuszynski Kornel Awantury arabskie (SCAN dal 937
- Makuszynski Kornel O dwoch takich co ukradli ksiez (3)
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (SCAN dal
- Makuszynski Kornel List z tamtego swiata (SCAN dal
- Makuszynski Kornel Panna z mokra glowa (SCAN dal 9
- Piekara Jacek Sluga Bozy (2)
- Suworow Wiktor Alfabet Suworowa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani jej nie zbudziła najpierw cichutka, potem coraz to głośniejsza prośba jej syna.Kiedy dziecko ukochane nie może obudzić swojej matki, to tylko dlatego, że już na wieki usnęła.Pewnie ptaki dały znać dobrym jakimś ludziom o wielkim nieszczęściu, bo nazajutrz zjawili się, aby pogrzebać zmarłą.Byli to smolarze i bartnicy, gdzieś w głębi puszczy siedzący, czarni, jakby uwędzeni w dymie, srodzy na twarzach, lecz w sercach poczciwi.Pokiwali głowami nad sierotą, bardzo zafrasowani.— Cóż ty teraz poczniesz, sieroto? — pytali.— Mówiła matka, abym w świat poszedł — rzekł Janek.— A nie zginiesz po drodze?— Powiedziała matka moja, że mnie Bóg ochroni, a ona będzie ze mną.— Tak mówiła? Tedy idź, chłopcze… Przygarnęlibyśmy ciebie, lecz nędza z biedą u nas mieszka… Idź z Bogiem… Niejeden już od nas poszedł i przepadł, ale może tobie się uda.Dobrze ci z oczu patrzy.A ile ty masz lat?— Będzie z dziesięć.— A czyj to ten pies?— Teraz mój.Pójdziemy razem na wędrówkę.Robak nie brał udziału w rozmowie, bo miał swój wielki rozum i wiedział, co wiedział.Był już gotów do drogi, bo zostawać nie było po co.Czekał cierpliwie, aż obcy, leśni ludzie odejdą, aż Janek wszystkie pożegna kąty i wszystkie dokoła lepianki rosnące drzewa.Musiał mieć w chwili rozstania wielką w sercu żałobę, bo na rzęsach wciąż nowe miał łzy.Wreszcie jednak skrzepił w sobie duszę, przeżegnał się i rzekł:— W drogę, Robaku!— Rozkaz! — zawołał Robak.Pies wprawdzie nie mówił, bo zwierzęta mówią tylko w bajkach.Opowieść zaś o Janku i o Robaku zdarzyła się naprawdę, ale ponieważ pies rozumiał każde słowo swego pana, a jego biedny pan rozumiał każde spojrzenie i każdy ruch swojego psa, dlatego rozmowa wśród nich była wyraźna i dlatego można powiedzieć, że Robak ,,zawołał” albo ,,rzekł”.— W którą stronę pójdziemy? — zapytał Janek.Robak przekręcił łeb bardzo śmiesznie, spojrzał na lewo, spojrzał na prawo i rzekł roztropnie: — Tędy na lewo chodzą dziki, a to dość, aby nie chodzić tą drogą, bo się nią dojdzie do jakiegoś bagna, czego uczciwe stworzenie, takie jak pies na przykład, niezbyt lubi.Co innego, jeśli się ma w rodzie świnię.— To może na prawo?Robak podniósł nos, wietrzył chwilę i rzecze:— Na prawo? Myślę, że na prawo też iść nie należy, bo tędy chodzą gromadami wilki.Boli mnie to, co muszę powiedzieć, ale wcale mnie to nie hańbi, że mam krewnych, wielkich złodziejów i zbójców.Wilk jest moim wujem, ale niech taki wuj, co potrafi zjeść własnego siostrzeńca, chodzi sobie sam.Jeślibyśmy poszli tą drogą, nic z tego dobrego nie wyniknie, przede wszystkim zaś zginiemy z głodu, tam bowiem, którędy przeszedł wilk, nikt się już nie pożywi.Chodźmy prosto jak strzelił.— Mądrze to wykoncypowałeś, miły Robaku — rzekł Janek.— Na tej drodze jednak możemy napotkać niedźwiedzia.— To by nie było najgorsze — rzecze Robak.— Niedźwiedź jest bardzo gburowaty, ale poczciwy to jegomość; gdybym był rybą, tobym trochę miał stracha, albo gdybyś ty był posmarowany miodem, bo za rybą i za miodem ten kudłacz przepada.— A co robić, jeśli go spotkamy?— Najmądrzej będzie uciekać, a jeśli na ucieczkę będzie za późno, ja gdzieś przepadnę, bo nie wiem, czy mu się spodobam, a ty idź śmiało.Jeśli ty się nastraszysz, właź na drzewo, a jeśli on się ciebie nastraszy, to on zwieje i wszystko będzie w porządku.— A jeśli inne spotkamy zwierzęta?— Iii! Gadać nie ma o czym.Zając żaby się boi, cóż dopiero, kiedy mnie zobaczy.Zaszczekam dwa razy, a to wystarczy, aby wszystkie zające strach obleciał do Bożego Narodzenia.Zobaczysz, co ja w lesie znaczę! Sarny na mój widok mdleją, a potem opowiadają dzieciom, że widziały potwora.Czy ja wyglądam na potwora?— Jesteś najprzystojniejszym psem, jakiego widziałem w moim życiu.— Pięknie to powiedziałeś! Ale… ale! A ileż ty psów widziałeś w swoim życiu?— Ciebie jednego tylko…— No, to niewiele; myślałem, że jestem bardziej przystojny.— Tak — rzekł prędko Janek — ale gdybym ich znał tyle, ile jest drzew w tym lesie, żadnego bym tak nie kochał jak ciebie!Robak merdnął ogonem i zakręcił się najpierw w lewo, potem w prawo.— Co czynisz? — zawołał Janek.— Nic! ja w ten sposób wyrażam moją najwyższą radość.Taniec ten oznacza, że jestem ci oddany i zaprzysiągłem ci moją wierną przyjaźń.— Cóż ty, biedaku kochany, możesz dla mnie uczynić?Robak spojrzał głęboko w jego oczy spojrzeniem pełnym bezgranicznej miłości.— Jeśli pozwolisz — rzekł — jeśli pozwolisz, to mogę…— Co możesz?— Mogę dla ciebie umrzeć.— Robaku! — krzyknął Janek.— Przebacz mi — mówił pies smutno — że więcej uczynić nie mogę.Janek patrzył długo na tego dziwnego psa z wielkim wzruszeniem; zawsze lubił go bardzo, bo każdy dobry człowiek lubi zwierzęta, ale teraz całym pokochał go sercem.Pies czuł to, bo wierne jego serce zalała wielka rzewność.Pragnął teraz jakiejś groźnej przygody, aby mógł dotrzymać przyrzeczenia i oddać życie w obronie serdecznego chłopca; byłby się rzucił do gardła największego leśnego olbrzyma i nie dałby uczynić krzywdy temu, co jego rozumiał mowę i jego serce, czyste, wierne, na śmierć oddane psie serce.Od wielkiej radości drżał cały, a oczy migotały mu jak gwiazdy.Zwyczajny to był kundel, biedaczysko bezdomne, a serce miał wielkie i do wielkiej ofiary zdolne.Rwał teraz przed siebie, wietrząc, czy się z wielkim tupotem srogich łap i z trzaskiem łamanych gałęzi nie zbliża wróg straszliwy, z którym ze skowytem radości stoczy śmiertelną walkę i dech odda ostatni.Wróg jednak nie nadchodził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]