Podstrony
- Strona startowa
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Gulland Sandra Kochanka Słońca
- Brooks Patsy Przyjań czy kochanie
- Moorcock Michael Corum 1 Kawaler Mieczy (SCAN dal 1057)
- Prevost Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux
- Marcowy Kawaler
- Alfred Hitchcock Tajemnica czlowieka z blizna
- Brown Dan Anioly i demony (2)
- Dukaj Jacek Czarne oceany (SCAN dal 758)
- Belfort, Jordan Der Wolf der Wall Street Die Geschichte einer Wall Street Ikone
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypuszczałem, że niedźwiedź wydaje woń ostrą i niemiłą, choć w tym względzie nie miałem absolutnej pewności.Kilkakrotnie omamił mnie wzrok, mało wprawny, zwyczajne bowiem pnie przybierały opasłą posturę niedźwiedzią.Aż nareszcie…Ujrzałem go w odległości jakichś stu metrów.Serce moje przystanęło na chwilę, po czym rzuciło się w cwał jak spłoszony koń.Zwierz schodził zboczem od strony gościńca ku lasowi.Szedł dziwnie, bo na tylnych łapach; wprawdzie niedźwiedzie przybierają czasem taką pozycje, modą jednak u niedźwiedzi ogólnie przyjętą jest chodzenie na czterech łapach.Był to więc zapewne jakiś cygański niedźwiedź, co uciekł od swojego pana i demonstruje obecnie swoją dwunożną cywilizacyjną ogładę.Nie był zbyt wielki i sprawiał wrażenie dość mizerne: włóki się raczej, niż szedł, często przystając.W tej chwili powiał wiatr od jego strony; czuć było najwyraźniej naftalinę… Albo naturaliści się mylą, albo ja zrobiłem nowe odkrycie: więc woń niedźwiedzia przypomina naftalinę!Przyczaiłem się za jakimś chojarem i obserwowałem ruchy zwierza.Nie poczuł mnie i zbliżał się ku mnie powoli.Nagle przyspieszył kroku, a we mnie dech zaparło; widziałem go tuż, tuż… Jeśli mnie ujrzał, dramat rozegra się za chwilę! Idzie, idzie… Czy ku mnie? Nie! Zbacza, pochyla się z wielkim trudem i - coś podnosi; jeżeli głaz, to będzie dla mnie.Nie, to nie głaz… Niedźwiedź podniósł przyniesioną gdzieś z gościńca przez wiatr gazetę.Na wszystkie niedźwiedzie świata! - to była naprawdę gazeta.Chciało mi się śmiać, lecz nie miałem na to czasu, bo po chwili dusza we mnie zamarła.Może się zdarzyć, że niedźwiedź podniesie z ziemi białą płachtę papieru, jest to bowiem zwierzę figlarne, lecz nie może się zdarzyć to, co się zdarzyło, a że się zdarzyło, przysięgam na honor myśliwca! Niedźwiedź odszedł w ustronie, po czym przysiadł na pniu i zaczął tę gazetę czytać.Widziałem rachującego konia; widziałem szympansa palącego cygaro; widziałem tańczącego słonia; widziałem fokę grającą w football: widziałem wiele rzeczy, nigdy nie widziałem jednak niedźwiedzia na wolności, czytającego gazetę.Trzymał ją w niezgrabnych łapach, odwracał stronice i czytał, najwyraźniej czytał.Uciekaj! - krzyknęła we mnie dusza - to nieczysta sprawa…Tak, to było ponad ludzkie pojęcie.To było przeraźliwe.To straszliwe, naftaliną pachnące bydlę może właśnie czytało z zadowoleniem o sobie i o popłochu, który szerzy.Dlatego jest zapewne takie złośliwe, że czytuje gazety, dlatego zapewne stało się zmorą i widmem.Taki niedźwiedź żyć nie powinien, czort, nie niedźwiedź.Dobyłem colta i ze zgroza w oczach szedłem ku niemu; wystarczył jeden ruch palca, abym mu roztrzaskał łeb.A wtedy stało się coś najdziwniejszego; niedźwiedź porwał się z pnia, gazetę daleko od siebie odrzucił i podniósł obie łapy w górę, na znak poddania.Serce we mnie zamarło; oszołomił mnie ten przeraźliwy rozum zwierzęcia.Nagle usłyszałem głos przyduszony i drżący:- Niech pan nie strzela, panie Makuszyński’Jedyny wypadek z gadającą oślicą Balaama zdarzył się zbyt dawno, aby ten gadający niedźwiedź nie był sensacją.Zaśmiałem się głuchym śmiechem furiata.- Pan mnie zna? - zapytałem.Wtedy niedźwiedź z wielkim trudem zdjął z siebie głowę i rzekł zdyszanym, nieco od strachu zataczającym się głosem:- Kto by pana nie znał? Niech pan pozwoli, że się przedstawię…Powiedział jakieś nazwisko: Szarf, czy też Szorf, nie pamiętam.Z niedźwiedzia wylazła miła gęba, dość boleśnie uśmiechnięta.- Nie mogę panu podać ręki - rzekło wnętrze niedźwiedzia - bobym pana mógł podrapać, ale poproszę pana o papierosa.Wetknąłem synowi niedźwiedzia papieros w twarz i uprzejmie przytknąłem doń zapałkę.- Byłbym pana zastrzelił - rzekłem - po co pan robi niedźwiedzia?Łagodny zwierz usiadł na pniu.- Ciężkie czasy! - powiada - a żyć trzeba.- Z tego pan żyje?- Nie o mnie idzie, ale o Zakopane.Pan wie najlepiej, że bieda na nas przyszła, więc się trzeba ratować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]