Podstrony
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- May Peter Wyspa Lewis 1 Czarny Dom
- Darwin Karol O powstawaniu gatunków drogš doboru naturalnego (1)
- Karol Marks Walki klasowe we Francji (2)
- Winnetou t.3 May K
- May Karol Walka o Meksyk (SCAN dal 1037)
- May Karol Walka o Meksyk (SCAN dal 787)
- May Karol Winnetou tom III
- Baldacci Dav
- Robert Spector Amazon.com
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy tej sposobności dowiedzieli się, że przybył goniec od Juareza z rozkazem, aby natychmiast wyruszali do Monclovy, ponieważ wybuchło tam powstanie przeciw rządowi.Verdoja, wezwawszy gońca do siebie, przyjął od niego instrukcje wodza.— Czy będę mógł jechać konno? — zapytał rotmistrz lekarza szwadronu.— Tak, to nie nadweręża ramienia.Obawiać się tylko można gorączki, ale przyłożyłem do ran zioła i przypuszczam, że pomogą.— A porucznik Pardero?— Rana jego jest groźniejsza od pańskiej, ale również i on będzie mógł jechać konno.W każdym razie ani porucznik, ani senior nie będziecie już mogli władać szablą.— Będę się bił lewą ręką.Jutro rano ruszamy.Kiedy Verdoja rozmawiał z lekarzem, porucznik, który sekundował przy pojedynku, wierny swemu postanowieniu, udał się do Sternaua.Choć doktor wyczuł, że jest to człowiek honoru, odmówił mu na razie wyjaśnień.— Muszę jednak wszystko wiedzieć — upierał się porucznik.— Przybył goniec, który żąda, byśmy jak najprędzej stąd wyruszyli.Juarez posyła nas do Monc-!ovy.Jeżeli pańskie zarzuty są słuszne, nie będę dłużej służył pod rotmistrzem i zmuszę go do ustąpienia ze stanowiska.To samo odnosi się do porucznika Pardera, przypuszczam bowiem, że obaj są w zmowie.— Mimo to sekundował pan tym ludziom.— Co miałem robić? Nie było nikogo oprócz mnie.Zresztą o szczegółach incydentu między panami dowiedziałem się dopiero w drodze na miejsce pojedynku.Teraz senior rozumie, że muszę znać prawdę.— Pozna ją pan niedługo.Przypuszczam, że wkrótce rotmistrz zechce porozumieć się z tym, kto miał dokonać morderstwa.Zamierzam go śledzić, a pan będzie mi towarzyszył.Wtedy przekona się senior najlepiej ó prawdziwości moich twierdzeń.Niech się pan niepostrzeżenie przygotuje do przejażdżki konnej.Wkrótce wyruszamy.Sprawdziły się przypuszczenia Sternaua.Ledwie medyk pożegnał rannych, Verdoja wraz z Parderem wyjechał z hacjendy.Pardero był typowym Meksykaninem.Lekkomyślny i namiętny, ponad wszystko stawiał spełnienie swych pragnień.Był biedakiem, ale nie chciał nim zostać na zawsze, marzył o bogactwie, które mogłoby zaspokoić jego zachcianki.Na drodze do fortuny nie cofnąłby się przed niczym.Niestety, dotychczas nie trafiała się szczęśliwa okazja.Nie miał nic prócz długów; jednym z groźnych wierzycieli był rotmistrz, do którego przegrał sporą sumę.Tę okoliczność chciał Verdoja wykorzystać.Szukał sprzy-mierzeńca, który byłby od niego zależny, a nikt nie nadawał się do tego lepiej od porucznika Pardera.Zabrał go więc teraz, by wtajemniczyć w swoje plany i pozyskać.Nie wiedząc, że bandyci, których wynajęli, zostali schwytani, nie mógł zrozumieć, w jaki sposób Sternau dowiedział się o jego zbrodniczym zamiarze.Postanowił zostawić hersztowi pod kamieniem drugą kartkę z wiadomością, że chce się z nim spotkać o północy.Przypuszczając, że Sternau go śledzi, jechał drogą okrężną, jeszcze dalszą niż poprzedniego dnia.— Dlaczego wyruszamy do Monclovy dopiero jutro? — zapytał podczas jazdy Pardero.— Według rozkazu powinniśmy przecież jechać natychmiast.— Ale obaj mamy tu jeszcze coś do załatwienia — odparł Verdoja.— Obaj? — zdziwił się Pardero.— Tak, chyba że chce senior, by ten Sternau, który zmiażdżył pańską rękę, szydził z nas bezkarnie.— Ach, gdybym go mógł dostać w swoje ręce! — zawołał porucznik.— To się nie uda.Sprzymierzmy się w tej walce, poruczniku — rotmistrz wyciągnął do Pardera lewą rękę.Ten odwzajemnił uścisk.— Ale jak się do niego weźmiemy? — zapytał.— To już moja sprawa.Mam ponadto jeszcze inne plany, korzystne nie tylko dla mnie, ale i dla pana.— Mam nadzieję, że się o nich dowiem.— Są nieco delikatnej natury.Nie wiem zresztą, czy we wszystkich okolicznościach mogę liczyć na pańską dyskrecję.— Ależ bezwzględnie, przysięgam.— Wierzę panu.A teraz proszę o szczerość.Co senior sądzi o oskarżeniu, jakie wysunął przeciwko mnie Sternau?— Hm.— Pardero patrzył w bok.— No, niech pan mówi wprost.— Jeżeli taki rozkaz, przyznam, że zachowanie pana w tej sprawie było nie dość przekonywające.— Słusznie.Bo Sternau miał rację.To wyznanie stropiło porucznika.— A więc mówił prawdę? — rzekł zdumiony.— Tak.I gdyby zamach się udał, obaj nie bylibyśmy teraz kalekami, a jego wraz z sekundantem wzięliby diabli.Muszę seniorowi oświadczyć, że mam od bardzo wysoko postawionej i wpływowej osoby rozkaz unieszkodliwienia Sternaua i jego towarzyszy.Ostatnie słowa były rzecz jasna czczym wymysłem.Liczył, że porucznik da się na to nabrać.— A to niespodzianka! — ucieszył się Pardero.— Czy mogę znać nazwisko tej osoby?— Jeszcze nie teraz.Sternau to nie byle kto.Od jego usunięcia zależy wynik pewnych wielkich planów.Ci więc, którzy będą przy tym pomocni, zostaną hojnie wynagrodzeni.Bądź pan pewien, że nie narażałbym się na niebezpieczeństwo, gdybym nie wiedział, iż otwieram sobie widoki na świetlaną przyszłość.Rotmistrz kłamał z premedytacją.Udając, że działa z czyjegoś polecenia, chciał się oczyścić z odpowiedzialności za haniebne czyny.Mówiąc zaś o sowitej zapłacie, zapewniał sobie współudział Pardera.— Czy senior sądzi, że i ja otrzymam pieniądze, gdy będę panu pomagał?— Oczywiście.Nie tylko pieniądze.Przede wszystkim dostaniemy szybko awans, a także pokaźną sumkę pesos, po drugie będziemy mieć satysfakcję z zemsty nad tymi łotrami.Mogę więc liczyć na pana, poruczniku?— Tak, panie rotmistrzu.Jestem do dyspozycji.Proszę mi tylko powiedzieć, co mam robić.— Tego sam jeszcze nie wiem.Naprzód muszę się dowiedzieć, dlaczego mój zaufany nie zjawił się w czasie pojedynku.— Czy spotkamy się z nim teraz?.— Nie.Wpierw przekażemy mu wiadomość, że chcę rozmówić się z nim dziś wieczorem.Kiedy dowiem się, co go zatrzymało, zaczniemy działać.Oto przyczyna, dla której wyruszymy do Monclowy dopiero jutro.— Ale w jaki sposób Sternau przejrzał pańskie zamiary ? Ten zaufany człowiek chyba nie zdradził pana?— Nie, tego jestem pewien.Raczej przypuszczam, że Sternau nas podsłuchał.Musiał być niedaleko miejsca, w którym rozmawialiśmy.Dzisiejsze spotkanie wyznaczę więc w innym miejscu.No, jedźmy dalej.Spięli konie.Kiedy tylko obaj oficerowie wyruszyli z hacjendy, Sternau i drugi porucznik zrobili to samo.Jechali tą drogą, którą doktor obrał wczoraj.Ukryli konie również w tym samym miejscu.Porucznik wdrapał się na cedr, a Sternau schował się w zaroślach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]