Podstrony
- Strona startowa
- Malpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 03 Jego namiętnoœć
- Największa namiętnoœć Michael Judith
- Manuela Gretkowska Namietnik (2)
- Gretkowska Manuela Namietnik
- Gretkowska Manuela Namietnik (2)
- Chalker Jack L. Zmierzch przy Studni Dusz
- M. Weis, T. Hickman Smoki jesiennego zmierzchu
- Jan Od Krzyża, Âśw. Dzieła (2)
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (3)
- Praca zbiorowa Spis Szlachty Królestwa Polskiego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może lunch? Fantastycznie. Dobrze.Wracajmy więc.- Ponownie zanurza wiosła ikieruje łódkę do brzegu.Poświęca temu dużo wysiłku,toteż nic niemówi.Jego rytmiczne ruchy przywołują gdzieś w środku mniewspomnienie.W moich myślach pojawia się Adam.Jegowizerunek,niedawno tak wyrazisty i dręczący ostrością, teraz jestdziwnie pzyblakły.Jakbym ledwie umiała go sobie przypomnieć.Coś kiedyś do niego czułam, lecz w tym momencie wydaje się toodległe.Kochaliśmy się słodko, szczerze i romantycznie, alenigdy nie było w tym takiego rozedrgania jak teraz, kiedyzwyczajnie patrzę na wiosłującego Dominica.Jakbym się poczuła,gdyby mnie teraz dotknął? Ta myśl pochłania mnie bez reszty,rozpala mi pachwiny i sprawia, że pulsują.Zaczynam się wiercić.- W porządku?Kiwam głową i nie odpowiadam.Dominic patrzy na mnie ztroską, lecz nic już nie mówi.Na szczęście udaje mi się odzyskaćkontrolę nad sobą, zanim docieramy do brzegu i oddajemy łódkę.- Pańska przesyłka dotarła - oznajmia człowiek w kioskuzwracając się do Dominica. Nakryto zgodnie z pańskimiwytycznymi.- Dziękuję odpowiada Dominic i zwraca się do mnie zuśmiechem: Pozwolisz?Prowadzi mnie przez trawę pod potężny dąb, którego rozłożystegałęzie rzucają chłodny cień.Pod drzewem na pastelowymobrusie w kratę urządzono wspaniały piknik.Stojący obok kelnernajwyrazniej czeka na nasze przybycie.- Dominic! - wołam z pałającymi oczyma.- To cudowne!Im bliżej, tym bardziej apetycznie prezentują się wiktuały: łosośz wody, niesamowite sałatki, w których błyska czerwieńpomidorów,papryki i nasion granatu, różowe krewetki tygrysie,nakrapiane przepiórcze jaja, żółty majonez, plastry pieczonejkrwistej wołowiny, dojrzały ser brie i świeże bagietki.Weleganckich szklanych pucharkach widać coś owocowego ikremowego.Z kubełka z lodem wystaje szyjka butelkiwyglądającej na szampana.Wszystko to razem tworzy idealnyobraz.Kelner kładnia się Dominikowi.- Gotowe, prosze pana.- Wygląda wyśmienicie.To wszystko, dziękuję.- Wprawnymdyskretnym ruchem wręcza kelnerowi napiwek, a ten znów siękłania i zaraz znika.Zostajemy sami z ucztą.-- Mam nadzieję, że jesteś głodna - mówi Dominic i uśmiechasię ciepło Jak wilk - odpowiadam szczęśliwa i siadam na kocu. Zwietnie Lubię patrzeć, jak jesz.Apetyt ci dopisuje,podoba mi się to.- Wyciąga z kubełka butelkę.To DomPerigon Rose, słynna marka szampana.Dominieodkorkowuje ją szybko i sprawnie, Po czym nalewapieniący się płyn do dwóch przygotwanychkieliszków.Podaje mi jeden, a drugi unosi, mówiąc: - za letniangielski dzień.I za piękną dziewczynę, z którą go spędzamCzerwienią się, unosząc szkło i spotykając jego spojrzenie nadperlistym napojem Czy może być coś bardziej idealnego?.Jemy nasze pyszności, a potem, syci i trochę upojeni wspaniałymróżowym szampanem, wyciągamy się na kocu i spokojnierozmawiamy.Dominic żuje zdzbło trawy, a ja patrzę na niegospod półprzymkniętych powiek.Całe moje ciało żywo odczuwajego bliskość.Lecz na powierzchni świadomości coś we mniewalczy, coś, o czym nie chcę myśleć, ale nie umiem uwolnić odtego umysłu.To widok człowieka leżącego na brzuchu na dziwnym mebluw mieszkaniu Dominica oraz obraz Vanessy, która - silna i sroga -smaga go skórzanym pasem.Rzemień trzaska o pośladki męż-czyzny, aż robią się czerwone, krwiste.- Beth.-Aż się wzdrygnęłam. Aa-ha? Odwracam się do niego.Przekręcił się na bok iteraz jest bardzo blisko mnie.Wyczuwam zapach słodkiejcytrusowejwody kolońskiej na jego ciepłej skórze.%7łołądek wykonuje misalto palce zaczynają drżeć.Patrzy mi głęboko w oczy, jakby chciał przeniknąć do duszy.- Tamtego wieczoru.tamtej nocy, kiedy cię znalazłemzapłakaną na ulicy.Rozmyślałem o tym.Dlaczego płakałaś? Bosię zgubiłaś?Nie potrafię wytrzymać jego spojrzenia.Wbijam wzrok w bladąkratkę obrusu.- Niezupełnie odpowiadam cicho. Chciałam wejść dobaru.Dodziwnego miejsca o nazwie The Asylum.Kiedy podnoszę wzrok, jego oczy są zimne. Boże, po co topowiedziałam? To szaleństwo wspominać o tym miejscu.I proszęco narobiłam!.- Czemu tam poszłaś? - pyta ostro.- No.nie wiem.Widziałam, że jacyś ludzie idą w dół poschodach, i ruszyłam za nimi.- To nie kłamstwo.- Alebramkarz na mnie naskoczył.Powiedział, że to prywatny klub imam się wynosić.- Rozumiem. Dominic marszczy brwi, patrząc na trawkę,którą trzyma kciukiem i palcem wskazującym.- Tam, skąd pochodzę, nie ma zbyt wielu prywatnychklubów próbuję żartować. Nigdy mi się nie zdarzyło, żebymnie dokądś nie wpuszczono.- I.co tam widziałaś?Biorę głęboki wdech i kręcę głową. Nic.Ludzie siedzieli przy stolikach i rozmawiali.Byłamtam tylko przez chwilę.- Chcę mu powiedzieć, conaprawdę zobaczyłam w tym dziwnym lokalu, i zapytać,jak to należy rozumieć, lecz nie mam śmiałości.Opadłyżaluzje, a ja rozpaczliwie chciałabym, by się z powrotempodniosły.Pragnę przywrócić ciepłą, seksowną atmosferęrozkosznego oczekiwania na coś, co może się zdarzyć ladamoment. - Dobrze mruczy Dominic.- Nie wiem, czy jest to miejscedla takiej dziewczyny jak ty.Jesteś taka słodka.Takniewiarygodnie słodka.Wyciąga rękę i - ku mojemu zaskoczeniu - kładzie dłoń na mojej,po czym gładzi ją kciukiem, a mnie skóra pali od jego dotyku.Wpatruje mi się w oczy i widzę, że się z czymś zmaga. - Nie powinienem, naprawdę nie powinienem. Dlaczego? pytam szeptem. Jesteś zbyt. wzdycha. Sam nie wiem. Młoda? Nie.- Kręci głową.Mam ochotę przesunąć palcami po tychciemnych włosach.- Wiek nie ma tu nic do rzeczy.Spotkałem,w życiu nastolatki mądre ponad swoje lata oraz czterdziestkinaiwnejak Królewna Znieżka.Nie o to chodzi. To o co? Mój głos jest przesiąknięty pragnieniem.Splata palce z moimi.Trudno znieść taki dotyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]