Podstrony
- Strona startowa
- Malpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 03 Jego namiętnoć
- Największa namiętnoć Michael Judith
- Namiętnoć po zmierzchu
- Gretkowska Manuela Silikon
- Manuela Gretkowska Namietnik (2)
- Gretkowska Manuela Namietnik
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- Pullman Philip Mroczne materi Bursztynowa luneta
- Przerwa Tetmajer Kazimierz Na skalnym Podhalu
- Burroughs Edgar Rice Pellucidar (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- betaki.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim nadrobił wydatek, sprzedając prawdziwą starą ikonę, pracowałam za „spasiba".- Pewność? Pewność jest nie z tego świata.Tutaj możemy mieć wiarę.Z tego świata jest tylko kłamstwo.- Nie odpowiedział pan.Ja nie jestem wierząca.Jestem logiczna.Czy po odnalezieniu zapałki z sołowieckiego monasteru zamknie pan swoją kolekcję?- Tłumaczyć się przed tobą nie będę -obruszył się na moją nachalność.- Pospolity umysł nie pojmie mych zamiarów.- Nawet nie śmiem za panem podążać, książę - opuściłam skromnie oczy.Pracuję u wariata, byłam tego pewna.Póki płacą, gram swoją rolę.Do końca wieczoru czytałam o świętym Grzegorzu Palamosie.Stało się najgorsze.Przeczuwałam to od dawna.Szaleńcy potrafią żyć za pięciu.Mają nadludzką siłę.Po jej wyczerpaniu padają jednak martwi, rażeni piorunem, zesłanym przez zazdrosnych i sprawiedliwych bogów.Tego dnia Kołdunów czuł się lepiej.Przeszła mu angina.Nabrał kolorów, co na jego tłustej twarzy przypominało woskowy róż, jakim pociągnięte są policzki świętych z ikon.Dowcipkował, chrupał herbatniczki i nagle się zakrztusił.Zamachał rękoma, zdarł z szyi jedwabny fular.Łapał haustami powietrze.Niewiele się namyślając, podbiegłam i łupnęłam go pięścią w plecy.Złapał się za serce.Drugą ręką szperał po kieszeniach.Wysypał z nich zwitki chustek.- Moje lekarstwo - wyszeptał blady.Przeszukałam na klęczkach dywan.Może lekarstwo zaplątało się w chustki?- Nie ma! - panikowałam.Kołdunów się dusił.Jego bezwładna ręka opadła na moje ramię.Podniosłam głowę.Proszącym wzrokiem wskazywał na drzwi sypialni.Zerwałam się z dywanu i wpadłam do niej.W ciemnościach świeciła wieczna lampka.Oświetlała mętnie zdjęcie kobiety i flakoniki lekarstw na stoliku.Ręce latały mi ze strachu.Antybiotyki, coś na kaszel, jest! Nitrogliceryna! Kołdunów tracił przytomność.Ja też nie pamiętam, co było później.Na pewno wlałam mu do ust krople, chyba masowałam siniejące dłonie.Trochę oprzytomniałam i złapałam za telefon.- Nie trzeba - powiedział cicho, lecz już swoim zwykłym, zdrowym tonem.- Włodzimierzu Dymitrowiczu, atak serca, trzeba wezwać lekarza!- Żaden atak.W moim wieku to normalne.Nalej herbaty.Napędził mi strachu, a teraz, jakby nigdy nic, będzie popijać herbatę!- Wie pan co? Zamiast się umniejszać duchowo, schudłby pan najpierw.Odtłuścił serce.- liii tam! - klapnął sztuczną szczęką0 filiżankę.Siedzieliśmy w milczeniu.Sądzę, że cieszył się każdą chwilą.Oddychał powoli, głęboko.Smakował konfitury.Tykanie ściennego zegara stawało się melodią mijającego spokojnie czasu.- Poczytaj Biblię, tam, gdzie zaznaczyłem - zakończył naszą bezczynność.- Księga Rodzaju.Mój Boże, jakiż świat był nieskomplikowanie piękny - Kołdunów swoim zwyczajem wtrącił się do lektury.- Kto bardziej zgrzeszył: Adam czy Kain? Ojciec czy syn? Bóg powiedział Adamowi: „Nie jedz owocu z drzewa." Kainowi nie powiedział: „Nie zabijaj brata swego."- Jak się pan ma? Zostać na noc? A jeśli znowu się pan źle poczuje?- Nie poczuję się źle.Ojciec Michaił już wie, która z ikon jest sołowiecka.- Widzi pan, Włodzimierzu Dymitrowiczu, przejął się pan, serce po anginie osłabione 1 nieszczęście gotowe.Ocuciła go nitrogliceryna, lecz przy życiu trzymała zapałka.- Nie tym, nie tym.Bóg zesłał mi tę ikonę, a diabeł.- Co diabeł?- Dostałem wiadomość z policji - Kołdunów nie potrafił ukryć podniecenia.Błyszczały mu oczy, poczerwieniał.Godzinę temu umierał.- Widziałam w pana sypialni zdjęcie kobiety - nie powinnam mówić o widzianej przypadkowo fotografii.Ilonka wspominała jakąś nieprzyjemną historię z jego żoną.O innych jego krewnych, rodzinie, nie słyszałam.Skądś znałam twarz ze zdjęcia.Gdzieś ją widziałam, ale gdzie?- Zdjęcie? Tam jest ikona.W sypialni nie było czasu na rozglądanie.Szukałam lekarstwa.Z wiecznej lampki jest więcej cieni niż chybotliwego płomienia.- Przynieś ją - zażądał.Zapalił halogenową lampę, schowaną za kredensem.W salonie zrobiło się biało.Trzymałam dużą ikonę Matki Boskiej.Deska nie była stara.Farba popękana, sczerniała.- Widziałaś podobny obraz? - Kołdunów stał przy mnie, opierając się o stół.Drżały mu z osłabienia ręce.- Na wystawie? W albumie? - dopytywał.- W hotelu - olśniło mnie.- Włodzimierzu Dymitrowiczu, wydawało mi się.Nie obraz, widziałam podobną kobietę.- W Paryżu? Matkę Boską? - powątpiewał.- Tam, gdzie pracuję, w hotelu Ravijac, mieszka podobna kobieta.Wielkie, migdałowe oczy, wąski nos i takie napuchnięte usta.- Mieszka w hotelu?- Od roku, z młodszym od niej kochankiem.Kołdunów wpatrywał się we mnie cier-piętniczo.Szybko wypił nitroglicerynę.Ból ustąpił, rozkurczył napiętą twarz.- Idź już.Nie chciałam zostawiać go samego.- No, idź już - zaprowadził mnie do przedpokoju.- Może to zawał?- Myślisz, że mi spieszno do nieba? Mam swoją ikonę.Nie mam tylko świeczuszki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]