Podstrony
- Strona startowa
- Ringo John Wojny Rady Tom 1 Tam Będš Smoki
- Boglar Krystyna Dalej sa tylko smoki
- Chalker Jack L. Zmierzch przy Studni Dusz
- Namiętnoć po zmierzchu
- Margaret Weis, Tracy Hickman o4ye
- M. Weis, T. Hickman Smoki zimowej nocy
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Zelazny Roger Kraina Przemian (SCAN dal 709)
- V Klaudiusz
- Niziurski Edmund Ksiega urwisow.WHITE
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiłując złapać oddech, skierował światło laski w głąb rury, by zobaczyć, kto się zbliża.Bupu spojrzała raz i parsknęła.– Gulpy-pulpy! – mruknęła.Machając ręką, krzyknęła.– Wracać! Wracać!– Idziemy na górę – my jechać windą! Duzi szefowie bardzo źli! – wrzasnął jeden.– My iść na dół.Zobaczyć Najwyższego Bulpa! – oświadczyła Bupu z wielką powagą.Słysząc to, krasnoludowie żlebowi zaczęli się wycofywać, mamrocząc przy tym i klnąc.Jednakże Raistlin przez chwilę nie był w stanie się ruszyć.Przyciskał dłoń do piersi i zanosił się od suchego, dojmującego kaszlu, którego echo rozbrzmiewało niepokojąco w ciszy panującej w wąskiej rurze.Bupu popatrzyła na niego z zatroskaniem, a potem wsunęła rączkę do swojej torby, pogrzebała w niej przez kilka chwil i wydobyła z niej jakiś przedmiot, który przysunęła do światła.Zmrużyła oczy, a potem westchnęła i potrząsnęła głową.– To nie to, czego chciałam – mruknęła.Tasslehoff, zauważywszy jaskrawy, barwny błysk, podpełzł bliżej.– Co to jest? – zapytał, chociaż znał odpowiedź.Raistlin również wpatrywał się w przedmiot błyszczącymi, rozszerzonymi oczyma.Bupu wzruszyła ramionami.– Ładny kamyk – powiedziała obojętnie, znów przeszukując torbę.– Szmaragd! – wychrypiał Raistlin.Bupu podniosła spojrzenie.– Podoba ci się? – spytała Raistlina.– Bardzo! – westchnął czarodziej.– To masz – Bupu położyła klejnot na dłoni czarodzieja.Potem, z okrzykiem triumfu, wyciągnęła to, czego szukała.Tas, który nachylał się, żeby zobaczyć nowe cudo, cofnął się z odrazą.Była to nieżywa – bardzo nieżywa – jaszczurka.Do sztywnego ogona jaszczurki przywiązany był kawałek nieco przeżutego rzemienia.Bupu podsunęła ją Raistlinowi.– Noś to na szyi – powiedziała.– Leczy kaszel.Mag, przyzwyczajony do posługiwania się znacznie bardziej nieprzyjemnymi przedmiotami, uśmiechnął się do Bupu i podziękował jej, ale odmówił przyjęcia lekarstwa, zapewniając, że czuje się już dużo lepiej.Spojrzała na niego z powątpiewaniem, lecz rzeczywiście, wyglądał dużo lepiej – atak kaszlu minął.Po chwili wzruszyła ramionami i schowała jaszczurkę z powrotem do torby.Przyjrzawszy się szmaragdowi okiem znawcy, Raistlin wbił chłodny wzrok w Taslehoffa.Kender westchnął, odwrócił się plecami i ponownie zaczął się ześlizgiwać.Raistlin schował kamień do jednej ze swych tajnych, wewnętrznych kieszeni, wszytych w szatę.Kiedy dotarli do miejsca, w którym ich rura łączyła się z następnymi, Tas spojrzał pytająco na krasnoludkę.Bupu z wahaniem pokazała na południe, na nową rurę.Tas wszedł do niej powoli.– Tu jest stro.– jęknął, ześlizgując się szybko w dół.Próbował powstrzymać spadek, lecz szlam był zbyt gęsty.Donośne przekleństwo Caramona, rozlegające się echem w rurze za nim, obwieściło kenderowi, że jego towarzysze mają ten sam problem.Nagle Tas zobaczył przed sobą światło.Tunel kończył się – ale gdzie? Tas wyraźnie zobaczył oczyma wyobraźni, jak wylatuje sto pięćdziesiąt metrów nad przepaścią.Nie mógł jednak nic zrobić, żeby się zatrzymać.Światło stało się jeszcze jaśniejsze i Tas wypadł z rury z niegłośnym piskiem.Raistlin wyśliznął się z rury, niemal wpadając na Bupu.Czarodziej, rozejrzawszy się, pomyślał przez chwilę, że stoczył się w ogień.Pomieszczenie wypełniały wielkie, białe, kłębiące się obłoki.Raistlin zaczął kaszleć i dusić się.– Coo.! – Flint wyleciał z końca rury, lądując na czworakach.Rozejrzał się w otaczających go kłębach.– Trucizna? – wysapał, podczołgując się do czarodzieja.Raistlin pokręcił głową, lecz nie mógł odpowiedzieć.Bupu trzymała maga i ciągnęła go w stronę drzwi.Goldmoon wysunęła się, lądując na brzuchu, aż zabrakło jej tchu.Riverwind wytoczył się następny, tak wykręcając, żeby nie wpaść na Goldmoon.Rozległ się donośny brzęk i z rury wypadła tarcza Caramona.Najeżona kolcami zbroja Caramona i masywne cielsko spowolniło jego spadek na tyle, że mógł wyczołgać się z rury.Był jednak posiniaczony, podrapany i pokryty zielonym paskudztwem.Do czasu przybycia Tanisa, wszyscy już dusili się w zapylonej atmosferze.– Co to, w imię otchłani? – zapytał zdumiony Tanis, a następnie natychmiast zakrztusił się, wciągnąwszy do płuc biały pył.– Wyjdźmy stąd – wychrypiał.– Gdzie jest ta krasnoludka?Bupu pojawiła się w drzwiach.Wyprowadziła Raistlina z pomieszczenia i gestem wzywała teraz pozostałych.Z poczuciem ulgi wyszli na czyste powietrze i usiedli, by odpocząć na zrujnowanej ulicy.Tanis miał nadzieję, że nie czekają na przybycie armii smokowców.Nagle podniósł głowę.– Gdzie jest Tas?– zapytał zaniepokojony, wstając z trudem.– Tu jestem – odezwał się zduszony i żałosny głos.Tanis odwrócił się gwałtownie.Tasslehoff – a przynajmniej Tanis zakładał, że jest to Tasslehoff – stał przed nim.Od stóp do czubka kity kender był pokryty gęstą, białą, lepką mazią.Jedyne, co można było zobaczyć, to para brązowych oczu mrugających w białej masce.– Co się stało? – zapytał półelf.Nigdy nie widział nikogo tak żałośnie wyglądającego, jak biedny kender.Tasslehoff nie odpowiedział.Wskazał tylko za siebie, w głąb pomieszczenia.Obawiając się czegoś katastrofalnego, Tanis pobiegł tam i zajrzał ostrożnie przez rozsypujące się wejście.Biała chmura rozproszyła się, tak że mógł rozejrzeć się po sali.W jednym kącie – dokładnie naprzeciwko otworu rury – stało kilka wielkich, pękatych worków.Dwa z nich były rozprute, a z ich wnętrza wysypywała się na posadzkę biała zawartość.Wtedy Tanis zrozumiał.Zasłonił twarz dłonią, żeby ukryć uśmiech.– Mąka – szepnął.Rozdział XIXZrujnowane miasto.Najwyższy Bulp Phudge I WielkiNoc kataklizmu była nocą straszliwej grozy dla miasta Xak Tsaroth.Kiedy ognista góra spadła na Krynn, ziemia się rozstąpiła.Prastare, piękne miasto Xak Tsaroth zsunęło się z urwiska do ogromnej jamy, którą utworzyły olbrzymie dziury w ziemi.Tak oto znalazłszy się pod ziemią, miasto znikło z oczu ludzi, którzy w większości byli przekonani, że przepadło ono na zawsze, pochłonięte przez fale Nowego Morza.Jednak miasto istniało nadal, uczepione szorstkich ścian jaskini lub rozpostarte na podłożu groty, bowiem ruiny budowli znajdowały się na rozlicznych poziomach.Budynek, do którego wpadła drużyna – jak przypuszczał Tanis, była to piekarnia – znajdował się na środkowym poziomie, gdzie zatrzymał się na skałach i przyczepił do stromej skalnej ściany.Woda z podziemnych strumieni spływała po skale i płynęła ulicą, pluszcząc wśród gruzów.Tanis śledził wzrokiem tę strugę.Spływała środkiem ulicy pokrytej spękanym brukiem, mijała sklepiki i domy, gdzie niegdyś ludzie mieszkali i handlowali.Kiedy miasto upadło, wysokie budynki, które stały po obu stronach ulicy, powpadały na siebie, tworząc coś w rodzaju łuków z porozbijanych marmurowych płyt.Wszędzie ziały puste drzwi i wybite okna sklepów.Panował spokój i cisza, zakłócana tylko dźwiękiem kapiącej wody.W powietrzu unosił się ciężki zaduch stęchlizny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]