Podstrony
- Strona startowa
- Jarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.V KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJ
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- ksiega est pełna wersja Luke Rhinehart
- Pratchett Terry Nomow Ksiega Wyjscia scr
- Mochnacki M. Powstanie Narodu Polskiego (ksiega I) (2)
- Al Williams MFC. Czarna ksiega
- Pratchett Terry Nomow Ksiega Wyjscia
- Joshua Goldstein The Real Price of War, How You Pay for the War on Terror (2005)
- Brust Steven Yendi
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osiolek.pl] (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to łupanie w głowie.Czul się niewyspany, zmęczony i w ogóle do niczego.Takie przejścia konia by powaliły, a jeszcze nie wiadomo, co człowieka czeka.Brr, nie miał najmniejszej ochoty pokazać się tego dnia w szkole.Tu nie chodzitylko o grandę.W ogóle granda to głupstwo.Nawiewając z lekcji, z góry był nanią przygotowany.Ale są grandy i grandy.Gdyby wyprawa się udała, zniósłbycały paternoster bez jednego słowa.Ale tak.Będą się śmiać.To jest ze wszyst-kiego najgorsze.I nie będzie się wcale liczyło, że przecież on i Wiktor dokonaliniezwykłej rzeczy, że byli najśmielsi z całej klasy, dzielni i cierpliwi, i że cho-ciaż się bali, nie cofnęli się przed żadnym niebezpieczeństwem.Bo kiedy bohater,choćby najdzielniejszy, wpada do wody i wyciągają go stamtąd jak zmokłą kurę,to jest śmieszne.I co się na to poradzi?.Wszyscy będą pamiętać tylko o tymśmiesznym zakończeniu.O, Karlik zna ich dobrze! Wszyscy będą się śmiać! Ba-tura, Miksa, Joniec, dziewczynki i nawet Gola, który się na pewno obraził, żezorganizowali tę wyprawę bez niego.Tym więcej będą się śmiać, im więcej będązazdrościć.Nie, nie może iść do szkoły.Za żadną cenę! W każdym razie nie dzisiaj.Póz-niej się wszystko jakoś ułoży.Ale dzisiaj, kiedy cała szkoła o niczym innym niemówi?.Chyba Malinowski uwierzy mu, że jest chory, i napisze usprawiedliwienie.A jak każe zmierzyć gorączkę?.Hm.Na wszelki wypadek warto by wiedzieć, jak z tą gorączką.Wyskoczył z łóżka,wyciągnął z szuflady w stoliku termometr.Strzepnął jakąś starą gorączkę i wło-żył go pod pachę.Nie mógł wytrzymać nawet pięciu minut i zaraz wyciągnął.Trzydzieści pięć i pięć.Choroba, nic nie naciągnęło.Wpakował drugi raz.Teraztrzymał trzy minuty.Termometr wskazywał trzydzieści pięć i osiem.Za trzecim114razem podskoczył jeszcze o trzy kreski, a potem uparł się i nie chciał podnieść sięani o kreskę. Osłabłem porządnie zaniepokoił się Karlik.Ale takie osłabienie Malinowskiego nie przekona.Najlepiej byłoby mieć go-rączkę.Właściwie są na to sposoby, ale.Nie, z termometrem lepiej dać spokój.Malinowski zna się na wszystkich sztuczkach.Sam niedawno był sztubakiem.Oho, ktoś pędzi po schodach.Karlik pośpiesznie schował termometr pod prze-ścieradło.Tym razem jeszcze nie Malinowski, ale tylko go patrzeć.Rzeczywiście, w kilka minut pózniej wpadł Malinowski w upapranym glinąkombinezonie.Mimo zapewnień chłopca, że jest naprawdę chory, i mimo poka-zywania języka uparł się przy zmierzeniu temperatury. Gdzie termometr? Schowałeś pewnie, co? Gadaj? Nie.stłukł się.ojciec go stłukł skłamał Karlik z oczyma utkwiony-mi w kołdrę.Trafiła jednak kosa na kamień.Malinowski zrobił coś, czego się Karlik zupeł-nie nie spodziewał.Dostrzegłszy termometr na ramie okiennej, skoczył do niego,wyjął go z blaszanej oprawki i wepchnął przemocą pod pachę oszołomionemuchłopcu. Proszę pana, przecież to nie jest termometr maksymalny i nie da się nimzmierzyć, bo.bo.rtęć zaraz opada.i jest za mało dokładny. Wystarczająco dokładny, żeby zbadać, czy łżesz, czy nie.Tylko bez żad-nych cudów.ręce na kołdrze, termometr pod pachą dodał Malinowski.Obaj wiemy doskonale, że przy tarciu wytwarza się ciepło, w tej chwili jednakchodzi nie o doświadczenie fizyczne, lecz o ciepłotę twojego nędznego ciała.Karlik zaczerwienił się, gdyż rzeczywiście miał zamiar dodać sobie chociażjeden stopień.No cóż, trzeba w takim razie pomyśleć o innym wyjściu.Po pięciu minutach Malinowski wyjął termometr i na jego twarzy odmalowałosię niewysłowione zdziwienie. Co, u diabła, siedemnaście stopni? Niemożliwe! %7łabą jesteś czy jak? Tem-peratura otoczenia.Ach, tak.zakpiłeś sobie ze mnie.w ogóle nie trzymałeśprzy ciele.W tej chwili ubierać się i do szkoły! Proszę pana, ja.ja nie mogę dzisiaj iść do szkoły, bo.bo po tym, cosię stało, to pan kierownik i wszyscy. Prawda mruknął sztygar ty wczoraj nawiałeś z lekcji. Nie tylko to. Opowiedział o kinie i książce dla świetlicy, którą miałwręczyć. A najgorsze, że będą się śmiać.Malinowski kiwał smętnie głową. Jednym słowem, cała beczka grzeszków.I dlatego się boisz iść do szkoły? Tak. Ale uciec z lekcji i kopalni nie bałeś się?115 Nie. Ciekawa moralność. Sztygar wstał i surowym tonem dodał: W tejchwili ubierzesz się i pójdziesz.Pójdziesz od razu do pana kierownika i opo-wiesz, co wczoraj robiłeś.To jest najmądrzejsze, co można w twojej sytuacji zro-bić.Karlik milczał. No.jeśli wolisz, mogę mu napisać.Karlik poczuł gęsią skórkę na ciele. O, nie, wolę sam powiedzieć, tylko. Tylko co? Jak już trzeba iść, to wolę do Gondery albo do pana Sądeja. Dobrze.Idz do Sądeja.* * *%7łeby sobie dodać otuchy, Karlik postanowił wstąpić do Wiktora.Zawsze wedwóch razniej byłoby spowiadać się przed panem Sądejem.Na podwórzu Osucha nie zastał nikogo.Z lękiem otworzył drzwi do kuchni.Jeśli Stopina dowiedziała się, że to on na-mówił Wiktora do wczorajszej wyprawy, no, to nogi trzeba trzymać w pogotowiu.Drzwi otworzył mu Osuch.Najpierw wyjrzał ostrożnie, kto stuka, a zoba-czywszy Karlika wpuścił go od razu. Do Wiktora chciałeś? Chory jest. Bardzo chory? wykrztusił Karlik. Ano chory.Nieprzytomny prawie wrócił, dzisiaj rano też nijaki.Ciężkoodchoruje tę kopalnię. A czy można się z nim widzieć? Zpi teraz, nie trza mu przeszkadzać.Karlik zaczerwienił się.Poczuł piekące wyrzuty sumienia. No to.no to przyjdę po południu.Odwrócił się i chciał wyjść, ale Osuch zatrzymał go. Słuchaj no, do szkoły idziesz? Tak. Nie boisz się? Słyszałem, że kierownik rozżarty.Już ja bym się tam mulepiej na oczy nie pokazywał.Karlik znów poczuł gęsią skórkę.Gdy Osuch zamknął za nim drzwi, stanął w rozterce. Wiktor musi być nielicho chory, skoro pozwolili mu leżeć i do roboty niegnają.A może. nagłe podejrzenie przyszło mu do głowy. A może wcalenie jest chory, tylko udaje, żeby nie pójść do szkoły? Sprytnie się urządził, że mu116uwierzyli.A może oni wiedzą? Dużo im zależy na Wiktorowej szkole.Każą muza to robić w gospodarstwie.Przecież kopania się zaczynają i, te tam, międlenia.Mimo wszystko ma chłopak szczęście.Karlik też zgodziłby się na najczarniejsząrobotę, byle tego wstydu w szkole nie przeżywać.%7łe też musiał Malinowski swojetrzy grosze wtrącić! Wychowawca straszny! Ostatecznie, z jakiej racji wtrąca siędo Karlika!Zobaczył, że znajduje się przed chałupą, w której mieszkał pan Sądej.Zawahałsię.Nie miał odwagi wejść.Czy to potrzebne?W otwartym oknie ukazała się namydlona twarz Sądeja.Nauczyciel golił sięnucąc smętnym, zachrypłym głosem:O, moje Ociesęki,ty mała wioseczko,co spojrzę ja na ciebie,myślę, żeś miasteczko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]