Podstrony
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Norton N22 Michael Crichton (2)
- Crichton Michael Norton
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Andrzej.Sapkowski. .Pani.Jeziora.[www.osiolek.com].1
- McCaffrey Anne Moreta Pani Smokow z Pern (SCAN
- Eddings Dav
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (2)
- Sams' Teach Yourself Linux In 24 Hours
- Seth Vikram Pretendent do ręki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem poruszył się jak ktoś, kto próbuje usiąść, więc podtrzymałam go.Przechylił się do przodu tak bardzo, że przestraszyłam się, iż upadnie na twarz, ale utrzymał się w pozycji siedzącej, wykrzywiając z bólu usta.- To… bez znaczenia… - Słowa wydobywały się z niego wraz z urywanymi oddechami.Widać było, że stara się opanować to, co sprawiało mu mękę.- Wkrótce… poczuję się lepiej.Lecz dla mnie chwile, kiedy tak walczył sam ze sobą, zdawały się trwać bardzo długo.W końcu wyprostował się.Na włosach porastających jego twarz błyszczał pot; uniósł rękę, żeby zetrzeć go z oczu.Potem spojrzał na jedzenie, a ja wyciągnęłam szybko rękę, żeby je zakryć.Mógł zjeść tyle, ile dostał, nie więcej.- Masz rację.- Jego głos brzmiał teraz pewniej.- Nie można go marnować.Potem, odwracając głowę z widocznym wysiłkiem, wskazał na gałązkę.- Daj mi… notus…W jego głosie znowu pojawiło się niezdecydowanie, gdy niemal z lękiem spoglądał na kwiaty.Nie wiedziałam, czego się po nich spodziewa; pamiętałam tylko, jak na mnie podziałały.Być może liczył na to samo.Pochyliłam głowę, by wchłonąć ich zapach, gdy podawałam mu gałązkę.Odwrócił gwałtownie głowę, jakby aromat, który na mnie wpływał tak pobudzająco, był ohydnym fetorem lub gryzącym oparem.Widziałam, jakiego wysiłku wymagało od niego to, by pochylić głowę nad gałązką i głęboko wciągnąć powietrze.Krztusząc się i kaszląc wypuścił je z siebie szybko.Jego ręce uniosły się wolno, przywodząc mi na myśl człowieka wyciągającego palce, by ująć rozżarzony węgiel i dodającego sobie odwagi do wykonania zadania, do którego zmusza go obowiązek lub wola.Ujął gałązkę i zacisnął ją w dłoni, choć zwijał się i skręcał, jak człowiek poddawany torturom.- Nie… mogę… dłużej…Na jego wardze pojawiła się ciemna kropla krwi w miejscu, gdzie zęby przecięły skórę.Odrzucił od siebie gałązkę i siedział z opuszczonymi ramionami tak strapiony, że zapytałam:- Czy na to właśnie liczyłeś?- Zaszedłem zbyt daleko… Kiedy utraciłem racje żywnościowe, pozostało mi tylko albo jeść to co oni, albo umrzeć z głodu, choć całą siłą woli próbowałem się opierać.Siedział wpatrując się we własne ciało, jak gdyby zarazem brzydził się go i obawiał.Potem odniosłam wrażenie, że zdołał pogodzić się z pewnymi faktami, ponieważ znowu uniósł głowę i spojrzał na mnie, gotów stawić czoło temu, co było tu i teraz.- Nie można iść naprzód oglądając się za siebie.- To mógł być jakiś cytat.- A teraz musimy iść dalej.Czy należysz do starego rodu Terran?Zmiana tematu zaskoczyła mnie.Potem roześmiałam się, ponieważ było to głupie pytanie.- Kto teraz do niego należy, kiedy nawet lokalizacja Terry jest sprawą dyskusyjną? Mój ojciec był zwiadowcą.Zawarł planetarny związek na Chaloksie, z którego ja pochodzę.Skąd mogę wiedzieć, ile setek pokoleń dzieli mnie od Terry?- Terra nieznana? Ależ to niemożliwe! Przecież na moim statku są terrańskie taśmy.Należę do czwartego pokolenia z Pierwszego Statku, które skolonizowało Nordeny.Teraz ja z kolei wytrzeszczyłam oczy.Nigdy nie spotkałam, nawet wśród tych wszystkich wędrowców, przewijających się przez kwaterę Lazka Volka, nikogo kto miałby jakikolwiek rzeczywisty kontakt z Terrą.Od pokoleń stanowiła legendę.Słyszałam opowieści o tym, jak została zniszczona w jakiejś’ galaktycznej wojnie.Ci, których znałam, byli albo mieszańcami różnoplanetarnych ras, jak ja sama, albo też z przesadną dumą wywodzili swoje pochodzenie od załogi Pierwszego Statku.Lecz ten statek, z kolei, wystartował z jednego z zatłoczonych wewnętrznych światów, nie z Terry.- Nigdy nie spotkałam nikogo, kto miałby jakikolwiek związek z Terrą.Zastanawiałam się, czy mówi prawdę, czy też z jakiegoś powodu próbuje wywrzeć na mnie wrażenie.- To nie ma znaczenia.Istotne jest, że na Terrze znane były prastare legendy o miejscach takich jak to… - Wskazał ręką na otoczenie.- Tylko że w tych legendach takie miejsca były częścią Terry.Zrozumiałam, że musiał postradać zmysły i plecie nonsensy umęczony tym, co tutaj przeszedł.- To jest Dylan! - odcięłam się.Nie byłam jednak tego pewna.Nie był to ten Dylan, który znałam.Ten, który nazywał siebie Jorthem Kosgro, potrząsnął głową.- Mówisz, że przybyłaś tutaj z Dylana.Ja wiem, że przyleciałem z jakiejś nieznanej planety, gdzie wylądowałem.A Terranie znają legendy.Na moim statku są taśmy zawierające nagrania o tym wszystkim.Mówią o Ludzie ze Wzgórz, który mieszka pod ziemią i próbuje zwabić do siebie zwykłych śmiertelników.Jeśli ktoś zjadł ich jedzenie albo napił się ich wody, zostawał z nimi.Skark - o nim też istnieją legendy.Widziałem nawet na hologramie prastary posąg, podobny do niego.I Shuck - legendy mówią, że nocami pojawia się w pewnych miejscach na Terze, przynosząc cierpienia lub śmierć tym, którzy go zobaczą.Wszystkie te istoty posiadają niezwykłą moc umysłu, dzięki czemu potrafią robić rzeczy, jakie ludziom wydają się niemożliwe.Nawet ochronne pierścienie, te również widywano niekiedy na terrańskiej ziemi.I uważa się, że wejście do któregoś z nich, a tym bardziej zniszczenie, przynosi nieszczęście.Wypowiadał te słowa z pełnym przekonaniem.Przynajmniej nie ulegało wątpliwości, że wierzył w to, co mówił.Lecz to nie mogła być Terra - po prostu nie mogła! I powiedziałam mu to.- Niewykluczone, że nie jest to Terra, tylko inna planeta.Może to być rzeczywistość jakiejś innej czasoprzestrzeni, świat, w którym nie rządzą prawa materii, jakie my znamy - lecz który co jakiś czas jest w stanie utworzyć połączenie pomiędzy sobą a jedną z naszych planet.Wszystkie te legendy z Terry są stare, bardzo stare.I prawdą jest, że dotyczą czasów, kiedy ta planeta była z rzadka zamieszkana, a rodzaj ludzki nieliczny.Do takich przejść w tę i w tamtą stronę dochodziło w odległej przeszłości.Więc mogło być tak, że połączenie zostało w jakiś sposób zerwane i ten świat, lub Terra, przesunął się na inną pozycję.W takim razie, kiedy wrota zostały ponownie otwarte, połączyły ten świat z inną planetą.- Ale dlaczego korzystają z tych wrót, dlaczego sprowadzają nas tutaj? - Wszystko to zaczęło nabierać dla mnie sensu.- Bartare… chciała tu przybyć… wskazano jej drogę.Ale po co była im potrzebna?- Bartare? Kto to jest?Najkrócej jak potrafiłam opowiedziałam mu, dlaczego i w jaki sposób znalazłam się tutaj, i że muszę odnaleźć dzieci.- Podstawione dziecko -powiedział.- Istnieje jeszcze inna opowieść o mieszkańcach Wzgórz, mówiąca o tym, że co jakiś czas z pewnych powodów potrzebują świeżej krwi, i że muszą zdobywać ją wśród ludzi.Więc albo kuszą dorosłych, albo zwabiają ich podstępem do swojego królestwa.Czasem też zamieniają swoje dzieci na ludzkie, kiedy są zupełnie małe, choć to ostatnie mogło mieć na celu coś innego.Nie ulega wątpliwości, że twoja Bartare dobrze wiedziała, na co poluje, i że znalazła to tutaj.Jeśli naprawdę jest z ich krwi… - Potrząsnął głową.-.nie sądzę, by chętnie wróciła z tobą.- Chętnie czy nie, musi wrócić - odparłam zdecydowanie, choć w głębi duszy wątpiłam, czy zdołam wytrwać w tym postanowieniu.- Zastanawiam się… - zaczął, lecz urwał, więc ponagliłam go.- Domyślasz się może, gdzie mogę ją znaleźć?- Chyba tak.Z pewnością wzywał ją któryś z Wielkich.Musisz pójść do jednego z ich miast, żeby go odnaleźć.A ponieważ posiadają swoje zabezpieczenia, ci, których szukasz, będą o tym wiedzieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]