Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jest najrozpaczliwsze ze wszystkich miejsc, w jakich byliśmy.Jak długo musimy tu jeszcze zostać?” K’lon wyraził bendeńczykom gorące podziękowania i popędził na frontowy dziedziniec.Rogeth podfrunął na spotkanie K’lona.Oczy wirowały mu ze smutku.„Ty też odczuwasz smutek tego miejsca.Czy nie moglibyśmy się teraz zobaczyć się z Granth i A’murrym?” Słowu „teraz” towarzyszyło rozpaczliwe prychnięcie.- Możemy odlecieć natychmiast.- K’lon dosiadł Rogetha i mimo woli spojrzał na to straszne pole z rozpadającymi się szałasami, terenem wyścigów i kopcami grzebalnymi.Czy to one przyciągały spojrzenie Lorda Alessana? Czy może ta garść biegusów, które pasły się na dalekim polu? K’lon wzdrygnął się na turkot wozu umarłych z parą krnąbrnych wołów przy dyszlu.- Lećmy stąd - powiedział do Rogetha, wstrząśnięty aż do głębi duszy tą zarazą, śmiercią i spustoszeniem.- Muszę spędzić trochę czasu z A’murrym, zanim będę w stanie stawić czoło tego rodzaju sprawom.K’lona ogarnęła tęsknota za jego łagodnym przyjacielem, za wytchnieniem, jakie daje towarzystwo.Powinien wracać prosto do Siedziby Uzdrowicieli.Tyle było do zrobienia.Zamiast tego skierował Rogetha na nakrapiane słońcem wzgórza Weyru Igen, Rogeth z ochotą skoczył z nasypu w powietrze i zabrał ich w „pomiędzy”.Rozdział XIWeyr Fort, Przejście bieżące, 3.17.43- Na Skorupy! - zawołała Jallora.- On zemdlał! Znajdujący się w wewnętrznym pomieszczeniu weyru Kadith zaryczał.Moreta zerwała się z krzesła, żeby uspokoić przerażonego smoka, a czeladniczka badała niechętnego dawcę krwi.„Co się stało?’ - zapytała ze swojego weyru zatroskana Orlith.- Sh’gall źle zareagował - odparła Moreta wiedząc doskonale, że Holth natychmiast poinformuje o tym Leri, która będzie wiedziała, co naprawdę się stało.- Uspokój Kaditha!- Mdleją na ogół właśnie tacy silni ludzie - powiedziała Jallora, kiedy Moreta wróciła na swoje miejsce.- Nic mu nie grozi.Chociaż tak bardzo jest nam potrzebna krew na surowicę, nie narażałabym go na ryzyko.- Ani przez chwilę nie myślałam, żebyś to miała zrobić, Jalloro - odparła z lekkim uśmiechem Moreta.Czeladniczka przerwała rozmowę Morety ze Sh’gallem, w czasie której krytykował on wszystkie decyzje, jakie podjęto w Weyrze od samego początku jego choroby.Absolutnie nie brał pod uwagę ani faktu, że Moreta nie podejmowała żadnej z tych decyzji, ani tego, że sama dopiero co wyzdrowiała.- Tacy jak on są również nieznośni jako pacjenci - mówiła dalej Jallora, chociaż jej uwaga skupiona była na krwi skapującej do szklanego pojemnika.- Czy jego krew pójdzie dla Ruathy?- Większość tak, kiedy już zaszczepimy resztę waszych jeźdźców.- Gdy Moreta zrobiła ostrzegawczy gest w stronę Sh’galla, uzdrowicielka dodała dyplomatycznie: - Doskonale rozumiem, zapewniam cię.Wciąż jeszcze nie wrócił do siebie.No, starczy.Wezmę tylko tyle, chociaż mógłby oddać więcej krwi i wcale by tego nie odczuł.- Zręcznie wyciągnęła kolec, skinęła na Moretę, żeby przycisnęła tampon.- Przytomność wróci mu za kilka minut.- Jallora zaczęła pakować swoją tacę, starannie zamykając pojemnik.– F’duril powiedział mi dziś, że to ty przeprowadziłaś rekonstrukcję skrzydła Dilentha.Wspaniała robota.- To skrzydło dobrze się goi, prawda? - Morecie miło było od innego uzdrowiciela usłyszeć słowa uznania.- Na szczęście podobnie goi się rana F’durila i tego młodego, miłego A’dana.Nigdy przedtem nie odwiedzałam żadnego Weyru.I wiesz, nigdy nie przyszło mi do głowy, że smoki mogą odnieść jakieś obrażenia od Nici.Robią takie imponujące wrażenie.- Niestety nie są niezniszczalne.- Na szczęście nie zarażały się tą wirusową influencą!W tym właśnie momencie Sh’gall jęknął.Jallora pospiesznie pozbierała resztę swego wyposażenia.- O! Już wróciłeś do siebie, Przywódco Weyru? - wzięła ze stołu szklankę pomarańczowego płynu, wolną ręką podłożyła mu zręcznie poduszki pod plecy i przystawiła szklankę do ust.Wypij to, a poczujesz się dobrze.- Naprawdę nie uważam, żeby to było mądre z twojej strony, że pobrałaś.- odezwał się Sh’gall rozdrażnionym głosem i niechętnie wziął od niej szklankę.- Jeźdźcy Fortu potrzebują tego, Przywódco Weyru.Zostaną wszyscy zaszczepieni.Chcemy mieć pewność, że żaden z nich nie będzie musiał znosić tego, przez co ty właśnie przeszedłeś.Do Sh’galla należało mówić właściwie w ten sposób, jak to robiła Jallora.Kiedy Sh’gall pozwolił się jej oddalić, Moreta pożałowała, że sama również nie może opuścić pokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]