Podstrony
- Strona startowa
- Quinn Anthony Grzech Pierworodny Autobiografi
- Friedmann Anthony
- Piers Antony Zamek Roogna
- London Jack Ksiezycowa Dolina
- Ania07 Dolina Teczy
- Anthony Piers Zamek Roogna (SCAN dal 862)
- Callan Book 4 [Stage 7 & 8] (4)
- Zimmer Bradley Marion Dom swiatow
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Grisham John Bractwo (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Litho przeliczył się, jeżeli chodzi o demony.Podobnie jak kopacze, różniły sięone typem i rangą.Oryginalne demony były istotami wszechmocnymi, ale pomniejsze,niestety, mogły narobić wiele złego.To była przyczyna, dla której Polney wyruszył popomoc.Gdybyż tylko Dobry Mag był w domu!Polney poruszał się teraz z wspaniałą szybkością, ale miał przed sobą jeszcze spo-ry kawałek drogi do przebycia.Po raz pierwszy pomyślał o największych stworzeniach110 świdrowcach.Kopały tunele bez użycia pazurów, przenikały przez skały w magicz-ny sposób.Mogły pozostawiać za sobą tunel, mogły też pozostawiać skałę tak samo za-gęszczoną, jak wcześniej.Zależało to od ich nastroju.Zazwyczaj pozostawiały ją nie-naruszoną, żeby mieć przyjemność ponownego przez nią przenikania.Gdyby zgodzi-ły się przyjść do Doliny i wywiercić kanały, demony nie mogłyby im przeszkodzić, po-nieważ robiący tunel świdrowiec był w postaci niematerialnej.Istotnie, świdrowce mo-głyby wywiercić dla rzeki nowe i zakręcające kanały szybciej, niż demony potrafiłyby jewyprostować.Może demony zniechęcą się do tego bezowocnego wysiłku i znajdą sobiejakieś inne miejsce do zamieszkania.Dotarł do głębokiego obszaru świdrowców.Teraz chciał wytropić jednego z nichi poprosić go o zaprowadzenie do ich przywódcy.Aatwiej pomyśleć niż wykonać.Nie miał pojęcia, według jakiego rozkładu podróżująpojedyncze świdrowce.Musi po prostu poczekać, aż któryś minie go w zasięgu głosu.Miał czas, by pomyśleć o posiłku.Przyniósł trochę owoców z powierzchni; corazbardziej rozsmakowywał się w nich.Kiedy odtworzą Dolinę, będzie musiał rozejrzeć sięza drzewami owocowymi i orzechami.Zdjął pazury do ciężkiego kopania i jadł.Odgryzł kęs i jego maleńkie uszy zadrgały.Polniki w znacznej mierze nie były zależ-ne od dzwięków, ale czasami mogło to być ważne.W tunelu, który pozostawił za sobą,słychać było jakieś drapanie.Nasłuchiwał uważnie, usiłując zidentyfikować zródło dzwięku.Czy do jego tuneludostał się przypadkowo jakiś drapieżnik z powierzchni i gonił go? Jeśli tak, to musi wal-czyć.Oczywiście zatkał koniec tunelu, żeby jakieś stworzenie przez przypadek nie wy-kryło go, ale duży drapieżny wąż mógł go zwęszyć.W tej chwili tutaj, głęboko pod zie-mią, przewaga była po stronie polnika, ponieważ drapieżnik nie miał możliwości ma-newrowania, a sztuczne pazury polnika mogły rozłupać ciało napastnika tak samo ła-two, jak ziemię.Niewiele stworzeń polowało na polniki głęboko pod ziemią.Inaczejsprawy się miały na powierzchni, gdzie przestrzeń była nieograniczona, a drapieżni-ki mogły osiągać gigantyczne rozmiary.Oto dlaczego polniki normalnie trzymały sięz dala od powierzchni.Poza tym tam, na górze, światło było za jasne.Zastanawiał się,jak powierzchniowe stworzenia mogły to znosić.Jedynie jego polnikowa zdolność dozmiany futra i oczu (w warunkach powierzchniowych) pozwalała mu to przetrzymać.Teraz, w swoim brązowym, podziemnym futrze i szarych soczewkach nastawionych naefekt maksymalny w otaczającej ciemności, czuł się o wiele lepiej.To nie był hałas robiony przez węża.Było to drapanie wielu maleńkich pazurków,jakby nóżek insektów.Nagle dotarło do niego, co to jest.Niklasy! To była katastrofa.Na nic mu sztucznepazury przeciwko tym małym drapieżnikom.Niklasy były zbyt małe i było ich za dużo.Przedrą się przez strefę jego obrony i zaczną rozdzierać go na krążki wielkości nikló-111wek, dobierając się do wrażliwych części jego ciała.Dyskusja z nimi była niemożliwa:zawsze kierowało nimi uczucie głodu.Jego tunel musiał przebiegać blisko ich gniazd,więc kiedy go usłyszały, zaczęły szperać, aż odnalazły jego dziurę.Były teraz na jego tro-pie, podążając do końca tunelu.Nie mógł mieć nadziei, że ucieknie im, szybko wycofując się tunelem.Kiedy będzieprzechodził, obsiądą go całego.Nie mógł ukryć się przed nimi w ciemnościach, ponie-waż one nie potrzebowały światła.Jasne światło wręcz zabijało je.Będą kierowały sięzmysłem dotyku i zapachu i pójdą wszędzie, gdzie on się przekopie.Musi pójść do przodu.Jeśli napotka po drodze inny tunel, będzie mógł nim pójśći zwiększyć odległość od nich, ponieważ były za małe, żeby szybko podróżować.Ale jakiinny tunel mógłby tutaj być? Był poniżej normalnego poziomu polników, na poziomieświdrowców, a świdrowce pozostawiły te skały nienaruszone.Potrafił to stwierdzić podzwięku, kiedy zastukał.Będzie musiał wykopać swój własny tunel, a to spowolni jegoucieczkę przed niklasami.W końcu się zmęczy, nawet jeśli zażyje następną wzmacniają-cą pigułkę.Złapią go i zjedzą.Jego sytuacja stawała się coraz bardziej rozpaczliwa.Hałas się wzmagał.Jeden niklas wyprzedził współtowarzyszy i naprowadzał ich naniego.Polney nałożył swoje zaczarowane pazury i wściekle uderzył w dół.Jego głębi-no-lokalizator był bezbłędny.Pazur rozerwał niklasa.Trudno było go zabić.Uderzeniemusiało być bardzo dokładne, zadane z odpowiednią siłą, bo inaczej tylko odbijało sięod jego twardej skorupy.Jeden załatwiony pozostały tysiące! Musiał się spieszyć.Połknął następną pigułkę.Natychmiast rozpłynęła się po nim energia.Podjął ko-panie, mając świadomość, że to tylko przedłuży pościg.Był o wiele za daleko od po-wierzchni, żeby dotrzeć tam, nim się zmęczy.Zwolni i zostanie złapany.Nie mógł jed-nak czekać i dać się pożreć żywcem!Gdyby tak przyszedł jakiś świdrowiec! Wtedy mógłby poprosić o podwiezienie i ra-zem ze świdrowcem przeniknąć przez skały, jakby to było powietrze.Wtedy miniatu-rowe potwory chwyciłyby w swoje szczypce pustkę i pozostały głodne.Podróżom świ-drowców towarzyszył charakterystyczny dzwięk, a takiego tutaj nie słyszał.Nie mógł li-czyć na to, że spotka świdrowca.Odłamki skały fruwały w tyle.Normalnie pozwalał, żeby rumowisko gromadziło sięza nim, luzno zalegając tunel.Niklasy jednak bez kłopotu poruszały się pomiędzy tym.Przełaziły po prostu między szczelinami wśród rozkruszonych kawałków skały.Gdy-by mógł jakoś zatkać ten tunel, układając ściślej kamienie.Małe rozmiary stanowiłyo przewadze tych rozpruwaczy.Gdyby tylko zdołał poupychać rumowisko, żeby znowubyło całkowicie nie do przejścia, ale to leżało poza jego mocą.To, co robił, było maksy-malną możliwością jego gatunku.Tylko magia mogła odtworzyć przewierconą skałę.Przerwał na chwilę i nasłuchiwał.Hałas był blisko, goniły go.Uzyskał jedynie nie-112znaczną przewagę.Musiał znalezć jakiś lepszy sposób! Ale jaki sposób był lepszy w tychwarunkach? Pomyślał o zataczaniu kółek.Wtem wpadł na pomysł.Nie wiedział, czy to zadziała, ale mogło.Z pewnością mu-siał tego spróbować.Wrócił do kopania.Przedzierając się przez skałę, nawet nie próbował jej za sobąuszczelniać.Pragnął szybkości, ponieważ niklasy mogły zyskać na czasie.Wkopał sięw zakręt, zachowując kierunek w lewo.W końcu, dzięki swojemu wyczuciu lokacyjnemu i ze sposobu, w jaki skała ponadjego głową wibrowała, mógł stwierdzić, że już dochodzi do przecięcia się z własnym tu-nelem.Kopał dalej i niebawem tylko cieniutka ścianka oddzielała oba tunele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]