Podstrony
- Strona startowa
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 2 Dwie Wieze
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Andre Norton Ksiezyc trzech pierscieni
- 3 Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Zajdel Janusz A Wyjscie z cienia
- Nova Testamento (Esperanto)
- Adams Douglas Dlugi mroczny podwieczorek dusz (2)
- Strugaccy A. i B Trudno byc bogiem (2)
- Diogenes Zywoty i poglady slynnych filozofow
- K. J. Yeskov Ostatni Wladca Pierscienia (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cieślik z majorem siedzą przy stoliku opodal drzwi.Mają stądwidok na całą salę i Archibalda Cartera, siedzącego z rozłożo-nym „Timesem” w dłoniach.Przed nim stoi butelka starki.– Może dopełnienie znaku to ta starka? – mówi major.– Kowboj bluffował, a major z mety kupił – szepcze Cieślik.–Po diabła inny znak? Bez „Timesa” czuć go Arizoną na kilo-metr! Tam, w jego Texasie, nikt dla jego ochrony nie ciągnąłbypół wydziału wywiadowców.Dziewczęta jak kwiaty – ogarniaspojrzeniem salę – co potrafią upierścienioną rączką walić jakkastetem, chłopcy, co z rozbiegu, z przerzutu, z biodra biją wdziesiątkę.starsi panowie, którym w judo poradzi tylko Hor-wat! Ech, studia, języki, wszechstronna sprawność, wszystkotylko po to, aby chronić wątpliwej wartości głowę jednego kow-boja – bez złości użala się Cieślik.Później wszystko toczy się w takim tempie, że Carter jest zu-pełnie zawiedziony; spodziewał się znacznie większych emocji.A to spotkanie z gangsterem nie przypomina nawet miernegofilmu.Spotkanie! – Carter się z nim w ogóle nie spotkał.W drzwiach kawiarni przystaje jasnowłosy mężczyzna, prze-ślizguje się spojrzeniem po sali.Dostrzega płachtę „Timesa” iwyciągnięte, nie mieszczące się pod stolikiem, długie nogi czy-tającego.Cieślik z majorem wymieniają spojrzenia.Nie mylą się, roz-poznają mężczyznę z fotografii.Mimo że zmienia go znaczniekolor włosów i jakiś dziwny odcień cery.Jest śniada, ale taśniadość ma jakiś szarawy ton.Ufarbował włosy – przelatuje przez myśl majora – ale co jestz jego skórą?.aaa, jest bardzo blady.Mężczyzna, bawiąc się numerkiem z szatni, robi kilka krokówi mija stolik majora.W tej chwili obaj z Cieślikiem są już przynim.Nikt z osób postronnych nie orientuje się, że ta z pozoruprzyjaźnie trzymająca się pod ręce trójka, zmierzająca teraz doszatni, to funkcjonariusze milicji i groźny przestępca.Trzask metalowych obrączek.Inspektor, nie wierząc własnymoczom, przygląda się rękom Opata, spiętym w niklowych kaj-dankach.Na serdecznym palcu mordercy tkwi staromodny pierścień, zostro szlifowanym kamieniem o ciemnopurpurowej barwie.Cieślik przynosi z szatni krótki, brązowy kożuch o pięknej,welurowej wyprawie.Po chwili Adam Opat wsiada z majoremdo samochodu.Korosz nie może ochłonąć z wrażenia; nadal wpatruje sięuporczywie w pierścień.Jeden ostry szlif czerwonego kamie-nia, na samym stożku, jest zmatowiały, jego minimalna chro-powatość jest jednak widoczna gołym okiem.Opat wędruje spojrzeniem za wzrokiem inspektora, wbijaoczy w swoje ręce i bladość jego twarzy nabiera barwy popiołu.– Nie mógł się pan jednak rozstać z sygnetem?–.Przyzwyczajenie.zapomniałem.– –chrypi Opat, jakgdyby dopiero teraz przeraził go widok pierścienia na ręku,– Henna na włosach, a wizytówka na palcu – krzywi się ma-jor.Wraca Cieślik, zwolnił już wywiadowców.Podchodzi Carter,zaprasza ich do swego krążownika.– Pojedziemy hipopotamem kowboja – proponuje majorowiwywiadowca.– Należy mu się jakaś satysfakcja – pokonuje wa-hanie inspektora.W pakownym wozie z łatwością mieści się Cieślik, major iaresztowany.Amerykanin siada za kierownicą i naciska starter.Wóz śmigaulicami Wrocławia, za nim zdąża kawalkada samochodów służ-by X.– Wolniej, kowboj, tu nie preria – ostrzega Cieślik.– Manda-ty ty będziesz płacił, i to nie przez transfer.– Okey – Carter posłusznie zmniejsza szybkość.Już podczas pierwszego przesłuchania wyjaśnia się wielespraw; jak zrodziła się myśl złupienia banku w Bazanowie?Projektodawcą był Rajfel! Zdolny rzemieślnik, hazardowygracz.Tacy najbardziej liczyli się w kasynie.Jeżeli tylko mielipieniądze, zawsze wracali do zielonego sukna– Nałogowi gracze przypominają tonących.Jedni natych-miast idą pod wodę i już się nie wynurzają, inni uporczywiewalczą, próbują utrzymać się na powierzchni; lecz zawsze po-chłonie ich żywioł.W tym są do siebie podobni, Zabiegają o po-życzki na grę, z irracjonalną wiarą, że na pewno przyjdzie ichszczęśliwy dzień, wielka wygrana, bogactwo, które umożliwi.dalszą grę.Pierwszej pożyczki udzielił Rajflowi Opat, oczywiście za wie-dzą i aprobatą Bankiera.To nie stanowiło żadnego ryzyka, Raj-fel miał dom i dobrze prosperujący warsztat.Po jakimś czasie uregulował dług, ale już niebawem znów po-życzył pieniądze na grę, tym razem u Wadery i także u Opata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]