Podstrony
- Strona startowa
- Hornby Nick Byl sobie chlopiec (SCAN dal 72
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec
- Ziemia obiecana Reymont
- Rok1794 t. 3 Reymont
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- Chłopi
- Corel PHOTO PAINT (2)
- Louis Pommier Dizionario omeopatica d'urgenza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motyleczeq.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na drodze stał już gotowy wóz, nałożony świńskim nawozem po wręby desek i zaprzężony we dwieczarne krowy, rzucili ją na gnój związaną niby barana i ruszyli wśród piekielnego zamętu; urągliwewyzwiska, śmiechy i przekleństwa posypały się na nią kiej grad po stokroć zabijającyAle przed kościołem cały pochód przystanął.- Trza ją zewlec do naga i pod kruchtą wysiec rózgami! - krzyknęła Kozłowa.- Zawdy takie bili pod kościołem! Do pierwszej krwi, bierzta ją! - wrzeszczały.Na szczęście, brama smętarza była zawarta, zaś we furtce stojał Jambroż z proboszczowską strzelbą wręku i skoro się wstrzymali, ryknął z całej piersi:- Kto się poważy wejść na kościelne, zastrzelę, jak mi Bóg miły.Ubiję jak psa - groził i tak jakośstrasznie patrzał gotując broń jakby do strzału, że poniechawszy zamiaru ruszyli dalej na topolową.Zaczęli nawet pośpieszać, gdyż burza mogła wybuchnąć leda chwila, niebo posępniało coraz barzej,wiater bił w topole, jaże się pokładały, kurzawa zrywała się spod nóg zasypując oczy i stronamihurkotały grzmoty.- Poganiaj, Pietrek, prędzej - przynaglali rozglądając się niespokojnie po niebie, przycichli jakoś, szlibezładnie bokami drogi, bo środkiem był srogi piasek, że tylko niekiedy co tam któraś zawziętszadopadłszy wozu ulżyła se pokrzykując zajadle:- Ty świnio! ty tłumoku! A do sołdatów, łajdusie zapowietrzony !- Używałaś, to nażrej się teraz wstydu, posmakuj zgryzoty! - darły się nad nią.Pietrek, parobek Borynów, któren powoził, bo żaden drugi nie chciał, szedł przy wozie, smagał krowy, askoro jeno upatrzył porę, szeptał do niej litośnie:- Już niedaleczko.pomsty za taką krzywdę.ścierpcie ino.Zaś Jagusia w postronkach, na gnoju, zbita do krwi, w porwanym odzieniu, pohańbiona na wieki,skrzywdzona ponad człowiecze wyrozumienie i nieszczęsna ponad wszystko, leżała jakby już niesłysząc ni czując, co się dzieje dokoła, tylko żywe łzy nieustanną strugą ciekły po jej twarzyposiniaczonej, a niekiedy wzniesła się pierś niby w tym krzyku skamieniałym.- Prędzej, Pietrek! prędzej! - wołali coraz częściej, rosła w nich bowiem niecierpliwość, jakbyopamiętanie, że już prawie w dyrdy dosięgli granicznych kopców pod samym lasem.Podnieśli deski woza i wraz z gnojem jak to ścierwo obmierzłe rzucili, jaże ziemia pod nią jęknęła, padławznak i nawet się nie poruszyła.Dopadła jej wójtowa i kopnąwszy nogą zawrzeszczała:- A wrócisz do wsi, to cię zaszczujemy psami! - podniesła jakąś grudę czy kamień i grzmotnęła w nią zcałej siły - za krzywdę moich dzieci!- Za wstyd całej wsi! - biła ją druga.- Byś sczezła na wieki!- By cię święta ziemia wyrzuciła!- Byś zdechła z głodu i pragnienia!Biły w nią głosy, grudy ziemi, kamienie i przygarście piachu, a ona leżała kiej kłoda, zapatrzona jeno wrozkolebane nad sobą drzewa.Spochmurniało nagle na świecie, zaczął padać deszcz gruby i rzęsisty.Pietrek z wozem cosik się zamarudził, że już nie czekając na niego wracali kupami, a jakoś dziwniecicho, ale gdzieś w połowie drogi spotkali Dominikową, szła okrwawiona w potarganej odzieży,zaszlochana i z trudem macająca kijem drogę, a gdy pomiarkowała, kto ją wymija, wybuchnęłastrasznym głosem:- A żeby was mór! A żeby was zaraza! A żeby was ogień i woda nie szczędziły!Każden jeno głowę wtulił w ramiona i uciekał zestrachany.A ona wielkimi krokami pobiegła na ratunek Jagusi.Burza rozsrożyła się już na dobre, niebo posiniało kiej wątroba, kurz zakotłował wielgachnymi kłębami,topole z jakimś szlochaniem i krzykiem przyginały się do ziemi, zawyły wiatry i jęły coraz zapamiętalejwalić się na zboża pierzchające we wszystkie strony i rycząc kiej byki zjuszone, rypnęły w lasy zwarte,rozchybotane i wniebogłosy szumiące.Grzmoty już szły za grzmotami przewalając się z hurkotem wskroś całego świata, jaże ziemia dygotała ichałupy się trzęsły.Zwite kołtuny miedzianogranatowych chmur zwiesiły nisko spęczniałe opuchłe kałduny i coraz to któraśsię rozpękła, trzaskał pierun i buchały potoki oślepiającej jasności.Niekiedy sypał rzadki grad trzeszcząc po liściach i gałęziach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]