Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)
- Grafton Sue Z jak zwloki
- linuxadmOK
- Bachman Richard Regulatorzy (2)
- Trocki Lew Moje życie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słyszał daleki dzwonek; dzwięk mógł dobiegać aż zkuchni, może nawet z biblioteki.Na nocnym stoliku wibrował jegoiPhone.Telewizor zamigotał i zajaśniał bezgłośnie.Pasek informacji u dołuekranu powtarzał te same nowiny, które Reuben widział już, zanimzasnął: PANIKA W SANTA ROSA.CZAOWIEK WILK ATAKUJE.Przypomniał sobie, o czym mówiono w telewizyjnychwiadomościach.W całym stanie poszukiwano Stuarta Mclntyre, który nocą zniknąłze szpitala Zwiętego Marka.O 3.15 nad ranem jego ojczym zostałzamordowany przez Człowieka Wilka.Matka jest hospitalizowana.Zcałej północnej Kalifornii napływają zgłoszenia od osób, którerzekomo widziały Człowieka Wilka.Ludzie wpadli w panikę właściwie na całym wybrzeżu.Nie tyle balisię Człowieka Wilka, ile czuli się zdezorientowani, bezradni,sfrustrowani.Dlaczego policja nie potrafiła rozwikłać zagadkitajemniczego mściciela? Reuben widział fragmenty konferencjigubernatora, wypowiedz prokuratorageneralnego, a także przebitki na drewniano-szklany dom napagórku w Santa Rosa.Znowu te głosy, na zewnątrz, wokół domu.I zapach większej grupyludzi.Poruszali się wzdłuż zachodniej i wschodniej granicyposiadłości.Wstał nagi i bosy.Podszedł cicho do okna i odrobinę uchyliłzasłonę, wpuszczając do środka promień popołudniowego światła.Zobaczył trzy wozy policyjne.Nie, jeden z nich należał do szeryfa.Dwa pozostałe do patrolu drogowego.A za nimi karetka.Po cokaretka?Rozległo się donośne stukanie do frontowych drzwi.I jeszcze raz.Zmrużył oczy, bo tak lepiej słyszał.Obchodzili dom z dwóch stron, byobstawić tylne wyjście.Czy było zamknięte na klucz? I czy alarm był włączony?Gdzie jest Laura? Wyczuł jej zapach.Była w domu, zbliżała się.Wciągnął spodnie i na palcach wyszedł na korytarz.Usłyszałoddech Stuarta.Zajrzał do sąsiedniej sypialni i zobaczył go: chłopakspał jak zabity, mniej więcej tak jak Reuben jeszcze przed chwilą.Zapadli w tak głęboki sen, bo nie mieli wyboru.Reuben spróbowałwcześniej coś zjeść, ale nie był w stanie.Stuart zadowolił się stekiem.Obaj mieli mętne oczy, brakowało im sił nawet do tego, by wyrazniemówić.Stuart był prawie pewny, że ojczym zdążył go dwukrotniepostrzelić, ale nie znalazł ran na swoim ciele.Gdy położyli się dołóżek, zasnęli w mgnieniu oka - jakby ktoś zgasił światło.Nasłuchiwał.Nadjeżdżał kolejny samochód.Nagle usłyszał kroki gołych stóp Laury na schodach.Wyszła zcienia i przytuliła się do niego.- Przyjechali już drugi raz - szepnęła.- Alarm jest włączony.Jeśliwybiją szybę albo popchną drzwi, odezwą się syreny we wszystkichczterech narożnikach budynku.Skinął głową.Laura była blada i drżała.- Twoja skrzynka e-mailowa jest pełna wiadomości, nie tylko odmatki, ale i od brata, ojca i Celeste.Nawet od Billie.Szykuje się cośniedobrego.- Widzieli cię w oknie? - spytał.- Nie.Zasłony są wciąż zaciągnięte.Ktoś wołał go po nazwisku.- Panie Gołding! Panie Golding!Znowu łomot do drzwi, tym razem na tyłach domu.Wiatr wzdychałcicho i wybijał rytm na szybach kroplami deszczu.Reuben zrobił kilka kroków schodami w dół.Przypomniał sobie huk, który obudził go tamtej nocy, gdy zginęłaMarchent.Mieszkamy w szklanym pałacu, pomyślał.Ciekawe, jakbędą się tłumaczyć, jeśli wejdą tu siłą.Jeszcze raz zerknął na Stuarta.Bosy, ubrany w szorty i bluzę, spałjak niemowlę.Galton zajechał pod dom.Słychać było, jak woła szeryfa.Reuben wrócił do sypialni i znowu przystanął przy południowymoknie.- Nie wiem, gdzie oni są.Ale chyba widzisz podobnie jak ja, że obasamochody stoją na miejscu.Co mam powiedzieć? Może śpią? Wrócilido domu nad ranem.Może łaskawie mi wytłumaczysz, co się tutajdzieje?Szeryf nie odpowiedział.Milczeli też policjanci z patroludrogowego oraz ratownicy z karetki, stojący w pewnej odległości i zrękami skrzyżowanymi na piersiach przyglądający się domowiReubena.- Może wpadniecie pózniej, kiedy się obudzą? - zaproponowałGalton.- Owszem, znam przepisy, ale nie zostałem upoważniony dowpuszczenia kogokolwiek.Posłuchaj.Szepty.- Dobra, dobra.W takim razie czekamy.Na co?- Obudz Stuarta - szepnął Reuben do Laury.- Zaprowadz go dosekretnej sali.Prędko.W pośpiechu włożył granatową marynarkę i przeczesał włosy.Cokolwiek miało się wydarzyć, chciał wyglądać jak wzórszanowanego obywatela.Zerknął na wyświetlacz telefonu.SMS od Jima. Wylądowaliśmy.Jedziemy".Tylko co to miało znaczyć, u licha?Stuart protestował z lekka pijanym głosem, ale Laura nieustępliwieprowadziła go w stronę schowka na bieliznę i ukrytych tam drzwi.Zaczekał, aż zamknęły się za nimi.Idealnie gładka ściana.Zawiesiłpółki i ułożył na nich dwie spore sterty ręczników.Zszedł po cichu na parter i ruszył korytarzem w stronęzaciemnionego salonu.Jedynym zródłem mlecznego, słabego światłabyło otwarte przejście do oranżerii.Deszcz bębnił cicho o szklanąkopułę; boczne szyby były zaparowane.Ktoś sprawdzał, czy zachodniedrzwi oranżerii na pewno są zamknięte.Przed domem zawarczał silnik kolejnego samochodu.Reuben miałwrażenie, że razem z nim podjechała ciężarówka.Nie chciał nawetdotykać zasłon.Nasłuchiwał w całkowitej ciszy.Tym razem kobiecygłos.I znowu Galton, głośno, przez telefon.-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]