Podstrony
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej.Sapkowski. .Chrzest.ognia.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Pani.Jeziora.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Wieza.jaskolki.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Ostatnie.Zyczenie.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Krew.Elfow.[www.osiolek.com].1
- Rodrigues dos Santos Jose Kodeks 632
- The Lord Of The Rings (Collection)
- Thomas Harris Hannibal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rand uśmiechnął się kpiąco naturalnej wielkości.Tomaszewski wyjął z kieszeni paczkę i zapalił papierosa. Przekonałeś mnie powiedział, wydmuchując dym tak, żeby nie chuchnąć tamtemuw twarz. Kiedy i gdzie chcesz się spotkać? Przygotujmy sobie listy spraw na spokojnie.Muszę teraz jechać do stolicy, więcspotkajmy się za trzy.Nie, za cztery dni.Obok biblioteki, którą odwiedziłeś, stoi jakaś takaśmieszna knajpka dla ubogich. Pod Wesołym Skrybą ? zabrzmiało to jak pytanie. Aatwoznalezć, bogaci piją gdzie indziej.Tomaszewski skinął głową. A jeśli coś pójdzie nie tak?Rand wzruszył ramionami. Zawsze możesz zostawić wiadomość w bibliotece, u tego mistrza, z którym rozmawiałeś. To twój człowiek? Od chwili, w której stamtąd wyszedłeś, już mój.Uśmiechnęli się obaj.Byli zawodowcami.Podali sobie ręce i rozstali się bez słów, bo nicwięcej nie było do powiedzenia.Tomaszewski przeskoczył reling, wracając na pokład, a Rand poprostu odwrócił się i poszedł w swoją stronę.Skręcił dopiero po kilkudziesięciu krokach, pomiędzy ściany magazynów, gdzie czekałaAie.I jak poszło? napisała na tabliczce przymocowanej do przedramienia.Ruszyli w stronę wyjścia do miasta. Jest wyraznie zainteresowany współpracą w sprawie, o której ci mówiłem.A on? Jaki? Pragmatyk.Trzezwy.Konkretny. Rand nagle prychnął śmiechem. Zresztą innychw wywiadzie się nie zatrudnia.Myślisz, że wszystko widzieli szpiedzy sił specjalnych? Po to, między innymi, tu przyszedłem.Taka zwiadowcza prowokacja. Znowuuśmiechnął się do własnych myśli, szukając odpowiedniego słowa. Takie rozpoznanie bojem.Nie wiem, jak to nazwać, ale włożyliśmy kij w mrowisko.Agenci sił specjalnych wokół naswłaśnie piszą raporty.Długo szli w milczeniu.Aie analizowała sytuację.Wiedziała, że najgorsze jest czekaniei nierobienie niczego.To po prostu oddanie inicjatywy przeciwnikowi na własne życzenie.Rodzaj poddania sprawy.Z tym że teraz nie wiedzieli, co zrobić.Zastanawiała się, na ile ichprowokacja okaże się skuteczna.Czy rzeczywiście rozpocznie jakiś proces? No.najprawdopodobniej tak.Jaki będzie? Nie wiedzieli.Ale skoro speckurwy będą musiały cośzrobić albo zmodyfikować wcześniejszy plan, to zrobią to pod wpływem chwili.Może popełniąjakiś błąd.Skrzywiła się.To jednak dobra nazwa: rozpoznanie bojem.Atak, w którym atakujący niema pojęcia, czego się spodziewać.Tkwić w okopach jednak zawsze będzie gorszymrozwiązaniem. Podjęcie nawet złej decyzji jest lepsze niż niepodjęcie żadnej.Przyszła jej do głowy inna myśl:Skoro tu wokół pełno agentów, nie boisz się, że cię zabiją? Przecież wysłali już morderców.Zerknął na jej tabliczkę i potrząsnął głową. Widzisz, agent obserwator to najniższy stopień w organizacji.Stoi, ślepi, marznie albo mugorąco, po prostu dno.Odpowiednik skryby w bibliotece.No niby pisać umie, ale raczejprzydziela mu się funkcję przynieś, podaj, pozamiataj.I teraz wyobraz sobie, że do takiegoskryby przychodzi rozkaz od głównego bibliotekarza: gdy przyjdzie Rand, zabij go! Tylkouwaga: może być z nim kobieta, która ostatnio zamordowała kilkunastu zabójców zawodowców. Rand zaczął chichotać. I co zrobi skryba, kiedy mnie zobaczy w bibliotece? Rzuci się zeswoim piórem, żeby mi wydłubać oczy? Nie, kochanie, raczej zesra się ze strachu.I tak samo jestz agentami od obserwacji.Rand śmiał się coraz głośniej.Podszedł do robotnika porządkującego paczki z wełną.Lekkouderzył go w policzek. Jesteś agentem sił specjalnych?Tamten usiłował nawet nie podnosić głowy.Po co mieszać się w sprawy wielkich panów?Z tego same nieszczęścia.Rand podszedł do następnego.Jego szturchnął już mocniej. Jesteś agentem sił specjalnych?Następnego popchnął z całej siły, aż ten zatoczył się i upadł na paczki z wełną. No co jest? Nazywam się Rand i jeśli macie na mnie nakaz, to proszę się nie krępować.Aie chwyciła mężczyznę za rękę i odciągnęła daleko od coraz bardziej złowrogich spojrzeń.No ale z drugiej strony.To jednak on miał rację.Rand jeszcze się odwrócił, krzycząc na odchodne: Przeliteruję wam, żebyście błędnie nazwiska w swoich raportach nie zapisali! R.A.N.D.Shen siedziała w ciasnej piwnicy wypełnionej po sufit półkami, na których ktoś poustawiałamfory.Naczynia były kiepskiej jakości, łatwo dało się zauważyć, że garncarze ledwie znali sięna swojej robocie, materiał wykorzystywali pośledniej jakości i śpieszyli się podczas pracy.Niektóre z niestarannie wykonanych amfor nawet niezbyt pasowały do otworów w półkach,grożąc przy każdym nieostrożnym ruchu zawaleniem całości.Dodatkowo ktoś w każde wolnemiejsce poutykał sadzonki winorośli, przesezonowane, niestety, i intensywny zapach zgniliznywypełniał całe pomieszczenie.Jednak jakkolwiek ciasna byłaby ta piwnica i jakikolwiekwypełniałby ją smród, w niczym, ale to absolutnie w niczym nie dawało się jej porównaćz warunkami, które panowały w Podziemnej Twierdzy.Shen jednak siedziała skulona w najciaśniejszym kącie, z twarzą schowaną w ramionach.Nie mogła się otrząsnąć.Gdzieś we wnętrzu jej głowy kołatała bez przerwy tylko jednapowtarzająca się w kółko myśl: Jak mogłam zapomnieć? Jak mogłam zapomnieć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]