Podstrony
- Strona startowa
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- Louis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de Bergerac
- Barrie James Matthew Przygody Piotrusia Pana (2)
- Hasek Jaroslaw Przygody dobrego wojaka Szwejka 2
- Doyle Arthur Conan Przygody Sherlocka Holmesa (2)
- Conan Doyle A. Przygody Sherlocka Holmesa
- Przygody Hucka Twain
- Przygody Sherlocka Holmesa
- Selección de Partidas Comentadas de Miguel Najdorf
- Robert Dallek Lyndon B. Johnson, Portrait of a President (2004)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sp8skarzysko.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przyznaję i uznaję wybełkotał leżący na ziemi wyznaję i doznaję, a także zaznaję izeznaję zgodnie z wyrażonym przez was życzeniem, zabierzcie tylko trochę dalej ten miecz ipozwólcie mi się dzwignąć z upadku.Don Kichot wspaniałomyślnie cofnął miecz i Rycerz Zwierciadeł, wspomagany przez eks-Nochala, swojego giermka, ze stękaniem podniósł się z ziemi, na którą zwaliła go brawurowaszarża Rycerza Posępnego Oblicza.Niebawem rozjechali się: Rycerz Zwierciadeł, który teraz dopiero należał do zasmuconychnaprawdę, nie zaś w fantazji, udał się wraz ze swym giermkiem na poszukiwanie wioski,128gdzie okłady z maściami, ciepłe lub zimne, ulżyłyby jego poturbowanym bokom, Don Kichotzaś i Sanczo Pansa zawrócili, w zgodzie z wcześniejszym planem, na gościniec wiodący doSaragossy.Na tym można by było rozdział niniejszy skończyć, gdyby nie rozmowy, które rycerz igiermek przez czas jakiś jeszcze ze sobą toczyli, a które dotykały dopiero co minionychwydarzeń.Sanczo wciąż nie mógł wyjść z podziwu, jak to sąsiad i kum jego Tome przypomocy przyprawionego nochala zwieść go potrafił, a nawet do głębi przerazić.Na to znówobruszył się Don Kichot. Co, w samej rzeczy wierzysz, że Rycerz Zwierciadeł to był mój przyjaciel Karrasko, ajego giermek twój sąsiad Tome? Nie wiem, panie, ale twarz jego, kiedy już postradał ten ohydny nochal, i głos, iwszystko, co mi mówił o moim domu, żonie i dzieciach, należało właśnie do mego kuma. Ale jakże przypuścić, Sanczo, że bakałarz Samson Karrasko, człowiek zgoła niewojowniczy, został nagle błędnym rycerzem i przybył tu, aby ze mną walczyć, chociaż nigdynic między nami nie było? Mówię ci, to wszystko sztuczka czarnoksiężników, a co onipotrafią, wiesz przecież, skoro napawałeś się urodą i wdziękiem Dulcynei, podczas gdy jamusiałem w niej widzieć szpetotę i pospolitość zwyczajnej baby.Sanczo westchnął tylko i westchnienie jego było kropką w dyskusji.A wy co sądzicie był czy nie był Rycerz Zwierciadeł bakałarzem Samsonem Karrasko, ajeżeli był, to po co się tak zabawiał?129Rozdział trzydziesty siódmy, w którym na scenę wkracza RycerzLwów, co nie oznacza wcale, że opowieść będzie miała nowegobohateraKiedy tak Don Kichot i Sanczo Pansa, posuwając się gościńcem do Saragossy, rozmawialio wydarzeniach, w których świeżo wypadło im uczestniczyć, dopędził ich na jabłkowitejklaczy jakiś jezdziec, już nie pierwszej młodości, sam we wszystkim zielonym, od kołpaka doostróg.Kawałek drogi odbyli razem z nim, uprzejmie gawędząc i dowiadując się, że jestzamożnym szlachcicem z pobliskiej miejscowości, a nazywa się Diego de Miranda.Opisał imswój żywot poczciwy i nie omieszkał też z zatroskania się zwierzyć, o które osiemnastoletnisyn go przyprawia.Młodzieniec ten, który przez sześć lat pobierał nauki w Salamance,porzucił raptem wszystkie na rzecz jednej jedynej, mianowicie poezji, podczas gdy ojciecchciałby go widzieć prawnikiem lub teologiem.Don Kichot w długiej i bardzo rozsądnejmowie pocieszył hidalga, że choć poezja raczej radość niż pożytek zdolna jest przynieść, wżadnym przecież razie nie przynosi ujmy temu, co się nią para, ani jego rodzinie.Doradzając,by Don Diego zezwolił synowi iść za powołaniem, dorzucił, że poezja bywa rozmaita, alegdyby na przykład syn Don Diega, jak starożytny mistrz Horacy, najgłębsze prawdy życia wwiersz przyoblekał i powszechne przywary zręcznie piętnował, można by i pożytek moralnyw jego dziele odnalezć.Szlachcic w zielonym stroju był tyleż zaskoczony, co pocieszony argumentami DonKichota, i nabrał dlań z miejsca ogromnego szacunku.W szczególne jednak zdumieniewprawiło go to, co w dalszym ciągu rozmowy usłyszał o samym Don Kichocie, jegopowołaniu i czynach. Czy to możliwe zawołał aby dziś istnieli na świecie błędni rycerze? Pięćdziesiąt latchodzę po tej ziemi i nie mogę sobie wyobrazić, by istniał na niej ktoś, kto czyni dobro i tępizło, broni sierot, opiekuje się dziewicami, strzeże czci mężatek, pomaga wdowom! Za bajkębym to miał, gdybym was, wasza jedyność, nie oglądał na własne oczy! Bogu niech będądzięki, że istniejecie!W trakcie tej przemowy szlachcica w zielonym stroju Sanczo Pansa ujrzał na uboczupasterzy dojących owce i zjechał do nich, by zakupić, co się nadarzy.Nadarzyły się świeżeserki, wybrał więc parę, zapłacił i zastanawiał się właśnie, w czym je zabrać, kiedy usłyszałniecierpliwe wołanie Don Kichota.130Rycerz wołał go dlatego, że dostrzegł na drodze nadjeżdżający z przeciwka wóz przybranykrólewskimi chorągiewkami i na widok ten nabrał przekonania, że szykuje się nowaprzygoda.Hełm wszakże Don Kichota przytroczony był do Sanczowego siodła, a bez hełmurozpoczynać przygodę, o ile ma być pomyślną, nie sposób.Usłyszawszy przynaglanie swego pana, Sanczo Pansa pospiesznie włożył nabyte serki niegdzie indziej, tylko do hełmu Donkichotowego, i popędził kłapoucha, by czym prędzej stanąćprzed zniecierpliwionym rycerzem. Hełm! rozkazał Don Kichot. %7łwawo!Giermek bez namysłu podał mu hełm wraz z zawartością, a Don Kichot, nie zaglądając dośrodka, wsadził sobie hełm na głowę; ledwie go umocował, biała serwatka jęła spływać popoliczkach, nosie i karku rycerza, co poczuwszy, wykrzyknął przerażony : Na Boga! zdaje się, że mózg mi topnieje! i pośpiesznie ściągnąwszy hełm z głowy,zajrzał do środka. To nie ja włożyłem te serki! uprzedzając wybuch gniewu swego pana, oznajmił SanczoPansa. Bo i skąd bym miał jakieś serki czy mleko, a gdybym miał, tobym sobie do brzuchawsadził, nie do waszego hełmu! To najpewniej czarnoksiężnicy. użył wypróbowanegoargumentu. Daj mi jaką chustkę, żebym sobie twarz otarł zażądał Don Kichot.Coś nie wierzę tymrazem w czarnoksiężników.Ale na dłuższe śledztwo nie było już czasu, bo wóz wiozący przygodę był tuż; Don Kichot,otarłszy sobie twarz i ciemię, a także hełm, wsadził go z powrotem na głowę, dobył broni izastąpił drogę wozowi. Cóż to za wóz zawołał donośnie i co na wozie? To mój wóz odparł woznica wynajęty do przewiezienia dwóch lwów, któregubernator Oranu przysyła w podarunku Jego Królewskiej Mości. Duże te lwy ? kontynuował przesłuchanie Don Kichot. Większych nie widziałem odezwał się drugi mężczyzna, jadący na przedzie wozu ajestem dozorcą lwów, to moje zajęcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]