Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- r1291
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stosunki pomiędzy nami były coraz gorsze.Matka nie mogła się pogodzić z moim trybem życia, a ja z jej milczącą naganą.Każde nasze spotkanie kończyło się sprzeczką.Najbłahszy drobiazg stawał się pretekstem do kłótni.Całe swoje niezadowolenie wyładowywałem w domu.Wreszcie przestaliśmy prawie z sobą rozmawiać.Rozumiesz? Coraz dalej od siebie, tym bardziej obcy i wrodzy, iż w istocie tak bliscy.Musiała bardzo cierpieć.Wiedziałem o tym.Tyle razy miała oczy czerwone od płaczu.A jej plecy z dnia na dzień stawały się coraz bardziej przygarbione.Kiedyś, zaraz, to była wiosna, wczesna wiosna, marzec chyba, wieczór.Matka wróciła tego dnia wcześniej niż zwykle.Była bardzo blada, robiła wrażenie chorej.Poszła też zaraz do swojego pokoju, ja siedziałem obok, miałem dopiero za parę godzin wyjść.Pamiętam, tam u niej była cisza, przeszła jedna godzina, druga.Ogarnął mnie niepokój.Wydało mi się, że matce musiało się coś stać.Długo wahałem się, co zrobić.Wreszcie zdecydowałem się.Wszedłszy do pokoju, zobaczyłem ją na łóżku.Nie spała jednak.Już na progu to dostrzegłem.Leżała z szeroko otwartymi oczami, z dłońmi podwiniętymi pod głowę i wzrok jej obcy jakiś, bardzo daleki, jakby nieobecny od razu spoczął na mnie.Gdybym poszedł za pierwszym odruchem, cofnąłbym się.Ale zostałem.Może właśnie trzeba było wyjść? Nigdy jeszcze nie widziałem w oczach matki podobnego wyrazu.Przeraziła mnie ich cierpieniem przesycona zagasłość.W pokoju szarzało.Opuszczoną roletą poruszał lekko wiatr, cień jej padał matce na twarz.I tylko te oczy widziałem, rozumiesz, oczy nieruchome, głęboko zapadłe pomiędzy ruchliwymi smugami.Pamiętam, chciałem wtedy upaść przed nią na kolana, zapłakać, powiedzieć: mamo, kocham cię, zawsze kocham tak samo.Pragnąłem całować jej dłonie, poczuć na czole pocałunek, którym żegnała mnie w dzieciństwie, gdy zasypiałem.Ale spytałem tylko sucho, prawie ostrym tonem, czy nie czuje się źle.Żebyś wiedział, jak straszliwie smutno na mnie spojrzała.Powiedziała cicho: po cóż udajesz troskliwość, przecież i tak cię nic nie obchodzę.Zacząłem wtedy krzyczeć.Mówiłem z pełną przytomnością obelżywe słowa, powtarzałem je z okrutnym zadowoleniem, pochylony naprzód, z zaciśniętymi pięściami.Musiałem okropnie wyglądać, bo matka zerwała się.Pomimo mroku widziałem, jak stała z pobladłą, zamarłą twarzą, z rozchylonymi ustami, drobna, bezradna, zasłoniła sobie piersi dłońmi, jakby bała się, że ją zacznę bić.Więcej już jej nie widziałem.Rzuciłem tego wieczoru dom.Poszło! Ona wkrótce umarła.Nie byłem nawet na pogrzebie.Dopiero po paru latach dowiedziałem się.Zaległa cisza.Jeszcze raz zapiał kogut w głębi mroku.Morawiec podniósł głowę.- A innym razem, to już było o wiele później.Jechałem tramwajem.Na jednym przystanku wszedł, a raczej wcisnął się, bo był tłok, jakiś mężczyzna z małym, może dziesięcioletnim chłopcem.Sądząc z ubrania wyglądał na robotnika.Tak, na pewno był to robotnik, przypominam sobie teraz jego ręce ciężkie i bardzo spracowane.Pod pachą trzymał dużą paczkę owiniętą w starą gazetę.Z początku stali obaj przy sobie, trzymając się za ręce.Mały miał jasne włoski i duże ciemne oczy.Żebyś wiedział, jak mądrze patrzył na ojca! Zauważyłeś, że tylko dzieci potrafią patrzeć sercem? Potem ktoś się posunął i dziecko mogło stanąć przy oknie.Ale dalej nie spuszczało z ojca uważnego czujnego spojrzenia.W pewnej chwili nowi pasażerowie odsunęli mężczyznę w głąb platformy.Wtedy mały zawołał: „Tatusiu!” Ojciec kiwnął do niego głową.„Stój, synku” - powiedział.A mały na to bardzo poważnie: „Ja stoję, tatusiu, tylko ty się nie oddalaj, bo zgubisz się.”Urwał i ręką przeciągnął po czole.Spojrzał na Buraka.Stał na tym samym miejscu.- O czym myślisz?Burak zawahał się.Dopiero po dłuższej chwili odpowiedział.-Ja? O tym chłopcu, wiesz, tym małym.Pamiętasz go?- Pamiętam.- Strzeliliśmy do niego razem.W jego pierwszym spojrzeniu, gdy ujrzał nasze rewolwery, było tyle ufności.Może myślał, że żartujemy?- Nie wiem.- Podobny był do Michasia.- Michaś? - zdziwił się Morawiec.- Co to za jeden?- Z naszej wsi.Wychowaniec proboszcza.Michaś miał na imię.- A proboszcz?- Ksiądz Siecheń.- Siecheń? - powtórzył Morawiec.Nie, nigdy nie słyszał tego nazwiska.Tymczasem Burak błądził wzrokiem po sklepieniu szałasu.- Tamten mały bardzo przypominał Michasia - powtórzył.Morawiec zwarł silnie szczęki.- Nie myśl o tym.Cóż to? - rzucił nienawistnie.- Wyrzuty sumienia?Burak nie odpowiedział.Wydało się nawet Morawcowi, iż cofnął się o krok, jakby chciał odejść.Zaraz jednak spostrzegł, że uległ złudzeniu.To mrok jedynie zgęstniał.Jednocześnie wypłynął szum wiatru, zakołysało się wszystko dokoła.Morawiec, zdjęty nagłym strachem, chciał wyprostować się i wstać.Ale zbrakło mu sił.Miał wrażenie, że został oplątany i skuty ciężkimi łańcuchami.Szarpnął się.Nie puszczały.Ogromny łomot runął z wysoka.Kłąb ostrych liści wcisnął się do szałasu.- Burak! - krzyknął poprzez wzdęty bełkot.Czuł, że opuszczają go siły.Jak przez mgłę widział niewyraźnie majaczący zarys sylwetki stojącego.Lęk przed samotnością napiął mu muskuły.Podczołgał się więc na rękach, wlokąc za sobą zdrętwiałe nogi.Zawirowało mu w oczach.I w chwili, w której uczuł na ustach wilgotny smak ziemi, przeniknął go na wskroś niespodziewanie wyszarpnięty ze świadomości błysk: Burak od dwóch dni nie żył.VIIW pewnej chwili, gdy po kilku krótkich zdaniach rozmowa urwała się i zaległa cisza, spokojny wzrok księdza Siechenia zmusił Taisę do opuszczenia izby.Wolno, z niechętnym ociąganiem, kołysząc Józika w ramionach podeszła do drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]