Podstrony
- Strona startowa
- Stalo sie jutro Zbior 29
- Stalo sie jutro Zbior 31
- Stalo sie jutro Zbior 24
- Sheldon Sidney Krwawa linia
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (SCAN dal 8
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (3)
- Agata Christie Spotkanie w Bagdadzie
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grć dzkiego
- Alfred Rambaud PierÂścień cezara
- Pokuta Gabriela
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tracy nie dowierzała jej.Ani przez chwilę.Ale Murzynka była jej potrzebna.„Coś ci poradzę, querida.Tu rządzi Ernestyna Littlechap.”Tego wieczoru, zaraz po dzwonkach na zgaszenie świateł, Tracy wstała z pryczy i rozebrała się.Tym razem bez fałszywej skromności.Meksykanka nie ukrywała podziwu na widok pełnych, jędrnych piersi i smukłych, kremowych ud.Pogwizdywała przeciągle, a Lola wzdychała ciężko.Tracy wciągnęła nocną koszulę i położyła się.Światła zgasły.Cela pogrążyła się w ciemności.Minęło trzydzieści minut.Tracy leżała w mroku, nasłuchując wzdychania dochodzącego z łóżek.Gdzieś, z daleka, dobiegł ją szept Paulity:- Mama pokaże ci dzisiaj prawdziwą miłość.Ściągaj koszulę, skarbie.- Pokażemy ci, jak się zjada cipkę i przećwiczysz to, dopóki się nie nauczysz - zachichotała Lola.Od strony łóżka Murzynki nie dobiegał żaden szmer.Tracy poczuła podmuch powietrza, gdy Lola i Paulita wstały z łóżek, ale już zdążyła się przygotować.Uniosła pręt, który schowała pod materacem i trzasnęła z całej siły, trafiając jedną z napastniczek w twarz.Rozległ się przytłumiony krzyk bólu, w tej samej chwili jej noga uderzyła drugą kobietę w żołądek.Przewróciła się na podłogę.- Podejdź jeszcze raz, a zabiję cię - powiedziała.- Ty kurwo!Zobaczyła, że się podnoszą i przygotowują do następnego ataku.Zebrała się w sobie i mocniej ścisnęła pręt.- Wystarczy.Zostawcie ją w spokoju.- Głos Ernestyny zabrzmiał tubalnie w ciemnościach.- Ernie, ja krwawię.Zaraz ją wykończę, tę dziwkę, tę.- Kurwa mać, słyszysz co ci mówię, czy nie?!Zapadła długa cisza.Tracy słyszała, jak wracają do swoich łóżek, dysząc ciężko.Leżała wciąż napięta, gotowa do obrony.Ernestyna Littlechap mruknęła z uznaniem:- Masz, skarbie, nerwy.- Tracy milczała.- Nie puściłaś farby u naczelnika - zaśmiała się cicho w ciemnościach.- Jakbyś puściła, już byś zdechła.- Tracy uwierzyła jej.- Dlaczego nie chciałaś, żeby cię przeniósł do innej celi?Wiedziała więc nawet o tym.- Chciałam tu wrócić.- Tak? Po co? - W głosie Ernestyny zabrzmiało zdziwienie.Na tę właśnie chwilę czekała Tracy.- Do ciebie.Pomożesz mi w ucieczce.8Matrona weszła do celi i oznajmiła: - Whitney, masz gościa.- Gościa? - Tracy drgnęła, zdumiona.Kto to mógł być? Nagle zrozumiała: Charles.Mimo wszystko przyjechał.Ale niestety, za późno.Nie było go, gdy tak desperacko go potrzebowała.„Właściwie już go nie potrzebuje.Ani nikogo innego”.Matrona zaprowadziła ją korytarzem do pokoju widzeń.Tracy weszła do środka.Siedział tam przy małym drewnianym stoliku człowiek zupełnie jej nie znany, jeden z najbrzydszych, z jakimi miała kiedykolwiek do czynienia.Był niski, tęgi, o trudnej do ustalenia płci, długim, cienkim nosie i wąskich, wygiętych w dół ustach.Miał wysokie, wystające czoło, jego piwne, powiększone szkłami okularów oczy spoglądały przenikliwie.Nie zadał sobie trudu, by wstać na jej przywitanie.- Jestem Daniel Cooper.Naczelnik pozwolił mi na chwilę rozmowy z panią.- O czym? - zapytała nieufnie.- Prowadzę dochodzenie na rzecz IIPA - Międzynarodowego Towarzystwa Ubezpieczeniowego.Jeden z naszych klientów ubezpieczył obraz Renoira, który został skradziony panu Josephowi Romano.Tracy odetchnęła głęboko.- Obawiam się, że nie będę mogła panu pomóc.Nie ukradłam obrazu.- Podeszła w kierunku drzwi, ale zatrzymały ją słowa Coopera.- Wiem o tym.- Odwróciła się i spojrzała na niego uważnie, coraz bardziej zaintrygowana.- Nikt go nie ukradł.Wrobiono panią, panno Whitney.Powoli usiadła naprzeciw niego.Daniel Cooper zainteresował się sprawą Tracy przed trzema tygodniami, gdy został wezwany do biura swojego przełożonego, J.J.Reynoldsa.Mieściło się ono w kwaterze głównej IIPA na Manhattanie.- Mam dla ciebie robotę, Dan - powiedział Reynolds.Daniel Cooper nie cierpiał, gdy mówiono mu Dan.- Powiem krótko.- Reynolds nie chciał się rozwodzić, ponieważ Cooper działał mu trochę na nerwy.Właściwie denerwował wszystkich w organizacji.Nazywano go powszechnie Dziwakiem i ten przydomek świetnie do niego pasował.Daniel Cooper był zdeklarowanym samotnikiem.Nikt nie wiedział, gdzie mieszkał, czy był żonaty i miał dzieci.Z nikim nie utrzymywał kontaktów, nigdy nie uczestniczył w okolicznościowych przyjęciach ani żadnych spotkaniach w biurze.Jedynym powodem, dla którego Reynolds go tolerował, były jego niepospolite zdolności.Działał jak buldożer wyposażony w komputer, bez pudła dokopywał się do samego sedna najbardziej zawikłanych spraw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]