Podstrony
- Strona startowa
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan (2)
- Szklarski Alfred Tomek na wojennej sciezce (SCAN
- Alfred Szklarski Tomek Wsrod Lowcow Glow
- Alfred Szklarski Tomek wsrod lowcow glow (2)
- Szklarski Alfred 6 Tomek wsrod lowcow glow
- Szklarski Alfred Sobowtor profesora Rawy (SCAN d
- Szklarski Alfred 8 Tomek w Gran Chaco
- Alfred Musset SpowiedŸ dziecięcia wieku
- [5 1]Eriskon Steven Przyplywy Misterny plan
- Bahdaj Adam Order z ksiezyca
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób dotarłem szczęśliwie do skraju lasu, tego samego, z którego poprzednie-go dnia wypadliśmy tak niespodzianie na obóz rzymski.Tam stanąłem na nogi, lecz zaledwiezrobiłem kilka kroków w gęstwinie, gdy musiałem usiąść i oprzeć się plecami o drzewo.Czułem zamęt i ból w głowie, doznawałem wrażenia, jak gdyby uciskał mi ją niezmierny cię-żar i na mym lewym ramieniu broczyły krwią dwie duże rany.Z wyjątkiem zwykłychokrzyków wart w obozach rzymskich panowała cisza i nie mniej milcząca wznosiła się na-przeciwko mnie góra Alezji.Obie strony były wyczerpane wysiłkiem i zwycięstwo ciche by-ło, jak i porażka.Ale tylko.tylko okrzykom warty z obozów rzymskich odpowiadały okrzy-ki ze szczytu Alezji w języku Rzymian.Na równinie od strony zachodniej, na którą kładłysię teraz wydłużone cienie wież szańców rzymskich, żadnego znaku życia.Kilkaset tysięcyludzi naszej wielkiej armii znikło jak sen, który pierzcha po obudzeniu się, i tylko jakieściemnawe kupy, rozproszone to tu, to ówdzie po równinie, znaczyły drogę jej odwrotu.Czułem się tak oszołomiony fizycznie i duchowo, że z trudem tylko mogłem zebrać myśli,jak gdyby jakaś próżnia utworzyła się w moim mózgu.Wiedziałem, że przed chwilą zaszłocoś straszliwego i niepowetowanego, coś, co kamieniem przytłaczało mi serce, lecz trudno mibyło uświadomić sobie jasno, co by to było takiego.I wspomnienia moje unosiły się nadwypadkami dalszymi, nie mogąc się jakoś zatrzymać na najbliższych.Byłem jak gdyby po-grążony w jakimś na pół sennym, bolesnym rozmarzeniu.Widziałem dobrze przed sobą tooppidum Alezji z zatkniętymi na jego murach znakami wojennymi Rzymian milczące, tenobóz nieprzyjacielski, tę równinę, z której znikła wielka armia nasza.Lecz myśl moja była leniwa i nie mogłem z tego wszystkiego wysnuć żadnego wniosku, araczej niejasno odczuwałem tylko straszliwą grozę prawdy.Był to więc koniec.koniec.koniec.Czegoż? Koniec.niepodległości Galii.jej zjednoczenia.wolności.sławy.Cóżjeszcze?.Moi towarzysze broni, moi przyjaciele z lat dziecinnych.wszyscy pozabijani do-koła mnie.Tyle więc nadziei, żywionych od tak dawna, tak długa cierpliwość, takie równieżdługie a staranne przygotowywanie się do ostatecznej walki, przysięgi składane na krew byka,poświęconego na ofiarę bogom przez wszystkie niemal ludy Celtyki, jedna dusza, wchodzącaw miliony serc, samaż stara ziemia Galii, która popchnęła do walki na śmierć i życie w swejobronie nawet najpokorniejszych ze swych synów tych, co żyją i pracują najbliżej jej łona.wszystko to zatopione w potokach krwi, zaduszone pod tymi stosami martwych ciał.Cojeszcze? Co jeszcze?.Wergassilaun, mój wódz ukochany, Wercyngetoryks, światło Galii.Cóż się z nimi stało?.Gdzież byli teraz, o bogowie nieśmiertelni?!.Ale oprócz tego149wszystkiego coś jeszcze.coś jeszcze.coś ważnego, bardzo ważnego.cóż by to było takie-go?.Nagle myśl moja się ocknęła i z piersi mimo woli wydarł się półgłośny krzyk: Ambioryga!!.Jednym skokiem znalazłem się na nogach jak rumak bojowy, który ostatkiem sił porywasię jeszcze do biegu na dzwięk trąbki i pod ciosem ostróg.Popatrzyłem na linie obozówrzymskich, pózniej na oppidum.Byłaż ona tam, w tym mieście zdobytym, czy też w obozachnieprzyjacielskich? Gdzie jej szukać?.Może jest okrutnie ranna?.Może dostała się do nie-woli?.Może.może już nie żyje?. Pójdę po nią! powiedziałem sobie nagle stanowczo. Jeśli nie zdołam wyrwać jej zniewoli lub dowiem się, że nie żyje, umrę także!Lecz jak przedostać się do tych obozów nieprzyjacielskich, jak znieść wzrok zwycięz-ców?.Mniejsza o to!.Czyż dla bojownika o wolność Galii życie ma teraz jaką cenę, abyobawiać się je narażać?.Poszedłem poszukać jakiegoś zródła w lesie i na szczęście znala-złem je niedaleko.Zaspokoiwszy palące pragnienie umyłem sobie starannie twarz i ręce inawet opłukałem odzież tam, gdzie była zbroczona krwią, następnie przyłożyłem parę szmatzmoczonych na rany.W sakwie jednego z zabitych, leżącego u skraju lasu, znalazłem kawałchleba i posiliłem się.Potem przyprowadziłem do porządku swój strój wojskowy i postarałemsię przybrać wygląd zewnętrzny jednego z tych Galów sprzymierzeńców Rzymu, którzysłużyli w wojsku rzymskim.W tym celu odrzuciłem na me lewe, okryte ranami ramię całyprawie płaszcz i podniosłem wysoko do góry prawy rękaw tuniki.Z moją bujną czupryną,którą przeczesałem sobie palcami odrzucając ją w tył, z sumiastymi, dużymi wąsami, którychkońce starannie zakręciłem i podniosłem do góry, z pasem kowanym z brązu, złotym naszyj-nikiem i takimiż naramiennikami, z mieczem otartym starannie o mech leśny i włożonym wpochwę, którą oczyściłem także, miałem jeszcze wcale niezłą minę, jak się przekonałem otym przejrzawszy się w zródle.Trudno byłoby zgadnąć, żem spędził noc na pobojowisku podstosem trupów.Zeszedłem prędko ze wzgórza i krokiem zdecydowanym ruszyłem do najbliż-szej bramy obozu rzymskiego. Kto idzie? zawołał żołnierz na warcie. Gal-sprzymierzeniec! Z poselstwem do imperatora!Italczyk z widoczną nieufnością przyglądał mi się długo w milczeniu.Lecz stałem przednim sam jeden przecież, prawie bez broni prócz miecza u boku i był już biały dzień naświecie; oczywista, że nie było powodu mnie się obawiać.Toteż po chwili furta z boku bramyuchyliła się nieco i ukazał się w niej centurion. Czego chcesz? zapytał. Powiedziałem to już.Przychodzę z poselstwem do imperatora.Tego, co mam do powie-dzenia, nie mogę powtórzyć nikomu innemu, jemu tylko. Skąd mogę wiedzieć, że nie kłamiesz? Jestem naczelnikiem galijskim i mógłbym za te słowa zażądać od ciebie rachunku! od-powiedziałem dumnie. Lecz jeśli chodzi o dowód oto on!I pokazałem mu pierścień Cezara, który centurion, tylko rzuciwszy nań okiem, poznał na-tychmiast. Tak. rzekł. Nawet musisz być jednym z bliskich mu, skoro powierzono ci klejnotpodobny.Ale imperatora nie ma w obozie.Właśnie pojechał objąć w posiadanie Alezję.I odwróciwszy się klasnął w dłonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]