Podstrony
- Strona startowa
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (SCAN dal 8
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (3)
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (2)
- Sheckley Robert Zbior opowiadan
- Drzewinski Andrzej Stalo sie ju Zbior 29
- Makuszynski Kornel List z tamtego swiata (SCAN dal
- DiMercurio Michael Wektor zagrozenia (2)
- linuxadm (8)
- Lumley Brian Nekroskop 9 Stracone Lata
- Żuławski Jerzy Na srebrnym globie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież jest więcej niż pewne, że już niedługo.Lecz żyją! Nie rozerwały ich na strzępy potężne wiry, których energia mogłaby zmiażdżyć całe planety, nie zgniotły kruchych osłon statku turbulencje, zawsze występujące przy każdym rozwidleniu czy dopływie.Przedostali się.- Jesteś wspaniały, komputerku.Dałabym ci wszystko, czego byś tylko zapragnął - Lorna pierwsza przełamała zastygłą wokół nich ciszę, pieszcząc długimi palcami wypukłości osłon lamp sygnalizacyjnych.Jej głos łamał się ze wzruszenia.Napięcie ostatnich chwil nagle znikło, zamieniło się w euforyczne podniecenie.- I ja też, i ja też!! - histerycznie piszczała Helena.Rzuciła się na monitory, rozpłaszczając białe dłonie na ekranach.- No masz, malutki, spróbuj.- Właściwie dlaczego komputery buduje się bez odpowiedniego osprzętu pomocniczego? To przecież nic trudnego, mała przystawka.Wszak maszyny zastępują ludzi, zwłaszcza niektórych.- z Lorny opadła już niedawna ospałość, patrzyła teraz wyzywająco w stronę Walta.- No, dość tego, nie szaleć, na miejsca! - krzyknął Philip, rozprostowując zgarbione plecy i przeciągając się, aż zachrupały stawy.- Helcia, skończ zaloty, bo stanę się zazdrosny i rozwalę tę maszynkę.- Co z energią? - Walt zaczął przychodzić do siebie.- Do licha! Lorna, natychmiast wyłącz komputer! otrząsnął się Philip, przerzucając dźwignię autopilota.Dwa sektory zgasły jak zdmuchnięte nagłym przeciągiem roje świeczek.- Dobra.Walt, przejmij ręczne sterowanie.Ty jesteś dobry w takich wąskich kanałach.- Przejmuję - uchwycił dźwignię i uruchomił mechanizm.Zielone oko ekranu rozbłysło plątaniny przelewających się linii, przypominających delikatnie falujące, smukłe wodorosty.- Włącz filtry, duszę się - prosiła Lorna.- Niema mowy - Philip otarł pot z czoła.- Dopiero za godzinę.Wytrzymasz.- Sadysta.- Może mam ująć energii deakceleratorom, żeby nasza ślicznotka mogła odetchnąć zapachem morskiej bryzy? - tłumaczył Philip swoim sposobem, nie żałując nieszkodliwych złośliwości.- Już dobrze, szefie.Wiem, że jesteś najmądrzejszy.- Zajmij się czymś, na przykład poczytaj nam o tym Czerwonym Karle - wskazał na ekran.- Poczytaj.?- Tak, wieziemy podręczną bibliotekę, przygotowaną właśnie na takie wypadki.- Mam lepszy pomysł.Prześpię się.- W porządku.Przynajmniej nie będziesz marudzić.- Czy ja_ też mogę? - Helena uniosła swoją płaską, bladą twarz, która Waltowi zawsze kojarzyła się z tarczą zegara.- Chyba nie będę potrzebna.- Walt.? Philip wolał podzielić odpowiedzialność.- Niech śpią, będziemy zmieniać się co godzinę.Jeszcze jakieś pół doby i osiągniemy zastoisko, a później skok na orbitę Karła już kosztem jego własnej energii.- Dobra.Śpijcie sześć godzin - uciął Philip - potem zmienicie nas.W rejon zastoiska wchodzimy w pełnej gotowości, nie wiadomo, co tam napotkamy - był wystarczająco ostrożny, a jednocześnie szybki w podejmowaniu decyzji, aby zostać zupełnie niezłym dowódcą.Kobiet nie trzeba było ponaglać - prawie jednocześnie opuściły oparcia foteli i założyły opaski hipnotyczne.Ciszę sterowni wypełniły ich miarowe oddechy.Walt pilotował spokojnie, naprowadzając statek ciągle na główny nurt, skąd uparcie spychały go drobne zawirowania.Umiejętnie omijał większe turbulencje i uskoki, mogące zagrozić ochronnemu pancerzowi pól siłowych.Plątanina wiotkich linii zamazywała się coraz częściej, powieki ciężko opadały na bolące oczy.- Mów coś - czuł, że usypia.Olbrzymie napięcie kilku ostatnich dni dawało znać o sobie.- Tak, tak - Philip niechętnie uniósł głowę; on też miał dosyć.- Pamiętasz coś o tym Karle?- Nic.Kto mógłby przypuszczać.- No pewnie.Tylko tak pytam.Ja też znam zaledwie jego symbol.- Możemy na chwilę włączyć.- Nie, to zbyteczne.I tak nie jestem pewien, czy zdołamy pokryć w pełni deakcelerację aż do momentu wejścia na orbitę.- Jak to, nie jesteś pewien? Przecież przyspieszenia rozerwą nas na strzępy.Phil, to są prędkości przyświetlne.- Nie jestem dzieckiem, nie musisz mi tego tłumaczyć - żachnął się i gwałtownym ruchem wyłączył i tę namiastkę oświetlenia, która mdłym blaskiem dotychczas napełniała kabinę.Teraz tylko jeden ekran na zielono barwił ich zmęczone twarze.- Lorna jest jakby trochę nie w formie - niezbyt zręcznie zagaił Philip.Walt drgnął lekko, co nie uszło uwadze tamtego.- Zdarza się każdemu - mruknął.- A kobietom co dwadzieścia osiem dni, nie licząc okresów melancholii.- Coś taki na nią cięty? - wpadł mu w słowo.- Ona wyraźnie cię lubi.- A ja, wstręciuch, nie porywam jej natychmiast do łóżka, prężąc męską pierś i nie sprawdzam się przynajmniej przez osiem godzin na dobę? O to ci chodziło? - Walt był zły, że dał się wciągnąć w tę rozmowę.- Mój drogi - Philip wydawał się zaskoczony jego nagłym wybuchem - uważaj na stery.- Nie obawiaj się.- Wiem, że to są sprawy osobiste.- Więc zmieńmy temat.-.ale jako dowódca chciałbym ci o czymś przypomnieć - dodał już bardziej oficjalnie.- Wiesz, dlaczego loty załogowe wykonuje się mieszanymi żeńsko-męskimi czwórkami?- Wiem i wszystko rozumiem, ale zrozum i mnie, Phil zmienił ton, mówił teraz na pozór spokojnie, tak jakby tłumaczył jakiś prosty problem średnio rozgarniętemu uczniakowi.- To nie jest obowiązek, żaden regulamin ode mnie tego nie wymaga.- Jego twórcy sądzili, że wystarczy nie zabraniać.- No i widocznie omylili się, przynajmniej w tym jednym przypadku.- Ciekawe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]