Podstrony
- Strona startowa
- Stalo sie jutro Zbior 29
- Stalo sie jutro Zbior 31
- Stalo sie jutro Zbior 24
- Sheldon Sidney Krwawa linia
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (SCAN dal 8
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (2)
- Salvatore RA Star Wars 2 Atak Klonow
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Arct Bohdan Cena Zycia (2)
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zostaniesz zwolniona pojutrze.Jej zwolnienie.Ale jeszcze nie całkiem to do niej docierało.- Ja.ja nie wiem, co powiedzieć.- Nie musisz nic mówić.Wszyscy jesteśmy bardzo dumni z ciebie.Moja żona i ja oczekujemy od ciebie równie wspaniałych czynów na wolności.Tak więc to była prawda: była wolna.Poczuła się słabo i musiała opanować drżenie, przyciskając plecy do oparcia krzesła.Kiedy w końcu przyszła do siebie - jej głos brzmiał stanowczo.- Mam bardzo wiele do zrobienia na wolności, panie Brannigan.Wieczorem, przed jej ostatnią nocą w więzieniu, odwiedziła Tracy koleżanka z jej bloku.- Więc.wychodzisz stąd.- Tak.Betty Franciscus - tak się nazywała - niedawno skończyła czterdzieści lat, była wciąż jeszcze niebrzydka, chociaż odrobinę zarozumiała.- Gdybyś kiedyś na zewnątrz potrzebowała pomocy, to wiedz, że jest pewien człowiek, do którego możesz się udać.Nazywa się Conrad Morgan.- Podsunęła Tracy kartkę papieru.- On jest za reformą więziennictwa.Pomaga byłym więźniom.- Dziękuję, ale nie sądzę, bym musiała z tego skorzystać.- Nie bądź taka pewna.Dwie godziny później pod czujnym okiem kamer telewizyjnych Tracy opuszczała więzienie.Nie odpowiadała na pytania dziennikarzy, lecz kiedy Amy oderwała się od matki i rzuciła w jej objęcia, kamery zostały włączone.Tracy znalazła się na wolności.Był to fakt oczywisty, namacalny, radujący i podnoszący na duchu społeczeństwo amerykańskie.Dla niej samej wolność oznaczała oddychanie świeżym powietrzem, zanurzenie się w prywatności.Nie musiała już wystawać w długich kolejkach po posiłki, nadsłuchiwać dzwonków.Wolność to gorące kąpiele ze wspaniałym, pachnącym mydłem, miękkie szlafroki, piękne sukienki i buty na wysokich obcasach.Wolność oznaczała posiadanie imienia zamiast numeru.Oznaczała uwolnienie się od Dużej Berty, od zbiorowych gwałtów i od śmiertelnej monotonii więziennego życia.Tracy musiała przyzwyczaić się do wolności.Spacerując po ulicach, zwracała uwagę, żeby nikogo nie potrącić.W więzieniu zderzenie się z kimś było z reguły iskrą wywołującą pożar.Właśnie to ciągłe poczucie zagrożenia jest czymś, od czego najtrudniej się odzwyczaić.Tu już nikt jej nie zagrażał.Była wolna i mogła realizować swoje plany.W Filadelfii Charles Stanhope III zobaczył w telewizji Tracy opuszczającą więzienie.„Ciągle jest piękna” - pomyślał.Patrzył na nią i wydawało mu się niemożliwe, by popełniła jakąkolwiek ze zbrodni, o które ją oskarżano.Spojrzał na swoją wzorową małżonkę, siedzącą cicho po drugiej stronie pokoju z robótką w ręku.„Może jednak popełniłem błąd.”Daniel Cooper oglądał Tracy w telewizji w swoim nowojorskim apartamencie.Wiadomość o zwolnieniu jej przyjął z absolutną obojętnością.Wyłączył odbiornik i znowu zajął się swoimi dokumentami.Joe Romano po obejrzeniu dziennika telewizyjnego roześmiał się głośno.Ta córka Whitneyów miała cholerne szczęście.„Założę się, że więzienie dobrze jej zrobiło.To niezła szkoła życia.Może któregoś dnia spotkamy się znowu”.Romano był w dobrym nastroju.Zdążył już odsprzedać Renoira pośrednikowi: obraz kupił jakiś prywatny kolekcjoner w Zurychu.Pięćset patyków od firmy ubezpieczeniowej i następne dwieście od pośrednika.Oczywiście, Romano podzielił się tą sumą z Anthonym Orsatti.Był bardzo skrupulatny w rozliczeniach z szefem, ponieważ kilka razy miał okazję zobaczyć, co spotyka osoby niezbyt skrupulatne.W poniedziałek o dwunastej w południe Tracy, wcieliwszy się w postać Lureen Hartford, ponownie odwiedziła Pierwszy Bank Handlowy Nowego Orleanu.O tej porze w banku było pełno klientów.Kilka osób stało w kolejce do okienka Lestera Torrance.Tracy stanęła tam również.Lester, zobaczywszy ją, rozpromienił się i skinął głową.Była chyba jeszcze ładniejsza niż poprzednim razem.Gdy w końcu podeszła do okienka, Lester zapiał radośnie:- Co prawda nie było to łatwe, ale załatwiłem czeki, Lureen.Na twarzy Tracy pojawił się ciepły uśmiech.Wyrażał uznanie i bezgraniczny podziw.- Jesteś po prostu cudowny.- No tak, mam je tutaj.- Lester otworzył szufladę, wydostał z niej plik czeków i wręczył go Tracy.- Proszę bardzo.Czterysta czeków in blanco.Czy to wystarczy?- Och, to więcej niż dosyć, chyba że pan Romano wpadnie w manię wypisywania czeków.- Spojrzała Lesterowi prosto w oczy i westchnęła: - Uratowałeś mi życie.- Ludziom należy pomagać, prawda, Lureen? - Lester poczuł przyjemne skurcze w pachwinie.- Masz całkowitą rację, kochanie.- Wiesz co, musisz koniecznie założyć sobie u nas konto.Zaopiekowałbym się tobą bardzo troskliwie, możesz mi wierzyć.- Wierzę ci, Lester,- Może porozmawiamy o tym przy jakimś miłym obiedzie we dwoje?- Świetny pomysł.- Gdzie mogę cię znaleźć, Lureen?- Sama zadzwonię do ciebie.- Odeszła od okienka.- Poczekaj! - Następny klient zajął już miejsce i wręczył rozczarowanemu Lesterowi woreczek monet.W centralnej części banku znajdowały się cztery stoliki, a na nich pojemniki z czystymi formularzami przyjmowania i wydawania depozytów.Stały przy nich dziesiątki ludzi wypełniających formularze.Tracy usunęła się z pola widzenia Lestera, po czym zajęła przy stoliku miejsce przed chwilą zwolnione.W paczce, którą wręczył jej Lester, było osiem plików czystych formularzy czekowych.Ale nie czeki interesowały Tracy, tylko kwity depozytowe spoczywające na samym dnie pakietów.Uważnie oddzieliła kwity od czeków i w trzy minuty później miała w ręku osiemdziesiąt czystych formularzy.Upewniając się czy nikt jej nie obserwuje, włożyła dwadzieścia kwitów do metalowego pojemnika.Podeszła do następnego stolika i tam również zostawiła dwadzieścia formularzy.Wkrótce pozbyła się pozostałych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]