Podstrony
- Strona startowa
- Clifford Francis Trzecia strona medalu
- Morressy John Kedrigern i wilkolaki
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141) (4)
- Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141)
- Simak Clifford D W pulapce czasu
- Simak Clifford D Zasada wilkolaka
- Wstęp do filozofii A B Stępień
- Professional Feature Writing Bruce Garrison (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otoczyły go i stali się jednym.Było to jak powrót do domu, jak spotkanie z przyjaciółmi, zbyt długo oczekiwane.Nie mówili nic, słowa nie były im potrzebne.Przywitali się z radością i ze zrozumieniem, stali się jednym istnieniem.Andrew Blake przestał istnieć, nie był nawet człowiekiem, ale istotą bez imienia, kimś większym niż Andrew Blake czy jakikolwiek inny człowiek.Do ich zjednoczenia, radosnego i przyjemnego powitania wdarła się natrętna, męcząca myśl.Zmagał się z nimi i mógł się uwolnić, stać znowu sobą, tożsamym bytem - już nie Andrew Blakiem, lecz Zmiennikiem.“Poszukiwaczu, kiedy się obudzisz, będzie zimniej niż teraz.Czy możesz zamienić się ze mną na noc? Biegasz dużo szybciej i potrafisz znaleźć drogę w ciemnościach.”“Tak, zamienię się.Tylko że masz ubrania i plecak.Znów będziesz nago i.”“Możesz je nieść.Masz ramiona i dłonie, pamiętasz? Ciągle zapominasz, że masz ręce.”“W porządku - zniecierpliwił się Poszukiwacz.- Już dobrze, wezmę to.”“Willow Grove” - powiedział Zmiennik.“Tak, wiem.Czytałem mapę razem z tobą.”Znowu zaczęła ogarniać go senność, ale poczuł delikatny dotyk na ramieniu i otworzył oczy.Zobaczył, że szop przeczołgał się i leży teraz koło niego.Podniósł brzeg koca, okrył kudłate ciało zwierzęcia i spokojnie zasnął.25Zmiennik mówił, że będzie zimniej, i rzeczywiście było zimno, ale i tak za gorąco na bieganie.Za gorąco, by mógł pozostać tu dłużej.Poszukiwacz dotarł na szczyt i z radością przywitał zimne podmuchy ostrego północnego wiatru.Zatrzymał się i stał na kamieniach, wystawiony na podmuchy wiatru.Z jakichś, geologicznych zapewne, przyczyn ten jedyny grzbiet pozostał nagi.Tym dziwniejsze, że wszystkie pagórki wokół porastał gęsty, wysoki las.Niebo było bezchmurne i świeciły gwiazdy, ale Poszukiwacz myślał, że jest ich mniej niż na jego rodzimej planecie.Można stać na tym wzniesionym skrawku ziemi i przyjmować obrazy z gwiazd, chociaż już wiadomo było, że dla Myśliciela to nie są tylko obrazy.On uważał je za kalejdoskop życia innych ras i kultur, za przekaz nagich faktów, surowych danych, z których można będzie któregoś dnia wydedukować prawdę wszechświata.Poszukiwacz zadrżał na myśl, że jego mózg i zmysły mogłyby dotrzeć do odległych o lata świetlne istot i odebrać wrażenia ich zmysłów, myśli ich mózgów.Drżał, choć wiedział, że gdyby nawet tak zrobił, Myśliciel pozostałby niewzruszony.Nie drgnąłby nawet, choćby miał mięśnie i nerwy zdolne reagować na wzruszenia.Po prostu dlatego, że nie było nic, absolutnie nic, co mogłoby zaskoczyć Myśliciela.Dla niego świat nie był tajemniczy, życie uważał za masę danych i faktów, praw i zasad, którymi mógł karmić swój umysł i wykorzystywać je siłą swej logiki.- Ale dla mnie - pomyślał poszukiwacz - to wszystko jest zagadką.Dla mnie nie muszą istnieć przyczyny, nie mam obowiązku uciekać się do logiki, docierać do lodowatego serca bezdusznych faktów.Stał na ostrej krawędzi szczytu, ogon opuścił prawie do ziemi i wystawiał swój srebrny pysk na podmuchy silnego wiatru.Jemu wystarczyło, że świat był pełen niezwykłości i piękna.Nigdy nie prosił o więcej.Wiedział, że miał jedną nadzieję, iż świat nie straci w jego oczach swego blasku, piękna i cudowności.A może już rozpoczął się proces przytępiania jego wrażliwości? Wbrew swej woli znalazł się w sytuacji, w której miał więcej możliwości poszukiwania tajemnic i nowych cudów, ale czy piękno i zaciekawienie nie słabły na myśl, że jest tylko poszukiwaczem danych dla logicznego mózgu Myśliciela?Próbował przebadać swój umysł.Stwierdził z radością, że nadal jest w nim miejsce na zachwyt i mistycyzm.Tutaj, na owiewanym wiatrami szczycie, pod kopułą rozgwieżdżonego nieba, z obszarami szumiących lasów w dole, wśród drzew rozmawiających z ciemnościami, w morzu obcych zapachów i nieznanych wibracji atmosfery, na tej obcej planecie stać go było na zachwyt przeszywający dreszczem każdy nerw w jego ciele.Przestrzeń rozciągająca się między nim a następnym wzgórzem wyglądała na wolną od wszelkich zagrożeń.Daleko po lewej stronie ciągnęła się wstążka górskiej autostrady.Przejeżdżające samochody zaznaczały swą obecność ruchomymi liniami świateł.W dolinie mieszkali ludzie.Wiedział to dzięki płomykom sztucznego światła i wibracjom czy może promieniowaniu (nie wiedział, jak to nazwać), które emitowali ludzie i ich dziwna siła zwana elektrycznością.W koronach drzew śpiewały nocne ptaki, jakieś większe zwierzę (jednak mniejsze od niego) prześliznęło się pod krzakami, myszy tłoczyły się w swych gniazdkach, a dzięcioły ukrywały w swych dziuplach.Nieprzeliczone gromady mieszkańców nor i jam wędrowały przez warstwy gnijących liści i piasku.Poszukiwacz wymazał ich obecność ze świadomości.W tym momencie nie interesowały go te różnorodne formy życia.Zbiegł cicho ze wzgórza, mijał lasy, zauważając po drodze każde drzewo i krzak, klasyfikował i katalogował wszystkie większe zwierzęta, czujny na niebezpieczeństwo.Bał się tylko zagrożenia, którego nie umiałby rozpoznać i ocenić:Lasy skończyły się i zobaczył przed sobą pola, drogi i domy.Zatrzymał się, by zbadać okolicę.Mężczyzna z psem spacerował w dolinie, którą przecinała prywatna droga.Właśnie jechał po niej samochód w stronę odległego samotnego domu.Stado krów leżało na łące, dolina poza tym była bezpieczna i pusta.Nie liczył oczywiście myszy, szczurów i innych typowych dla tej planety gatunków stworzeń.Zaczął biec przez dolinę.Trzymał plecak na lewym ramieniu.Torba była wypchana, bo zawierała ubrania Zmiennika i inne rzeczy.Bagaż sprawiał mu kłopot, pozbawiał go naturalnej równowagi i Poszukiwacz musiał ciągle uważać by nie zaczepić nim o krzak czy gałąź.Przystanął na chwilę, rzucił ciężar na ziemię i rozprostował zdrętwiałe ramię.Czuł ból i zmęczenie w lewej ręce.Wyciągnął prawą rękę, wziął plecak, wepchnął go pod pachę i ruszył w dalszą drogę.Myślał, że może byłoby lepiej często przekładać bagaż.Nie czułby takiego zmęczenia i bólu w ramionach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]