Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grądzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (3)
- Pagaczewski Stanislaw Misja profesora Gabki
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (SCAN dal
- Mark W. Harris Historical Dictionary of Unitarian Universalism (2003)
- Grisham John Lawa przysieglych
- Joanna Chmielewska Florencja, corka Diabla
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Aby powstać mogÅ‚a organizacja, pierwej muszÄ… istnieć Å›rodki porozumiewania.Koordynator wystawiÅ‚ przez wÅ‚az wieżyczki tarczkÄ™ geigera, którego tykot zdawaÅ‚ siÄ™ pomaÅ‚u przygasać.— Zauważ, że okreÅ›lone zjawiska nie sÄ… u nich w ogóle pozbawione nazwy — ani zwiÄ…zku z innymi — ale że i naÂzwy, i zwiÄ…zki, jakie siÄ™ podaje za rzeczywiste, sÄ… — maÂskami.Spotwornienia, wywoÅ‚ane mutacjami, nazywa siÄ™ epidemiÄ… jakiejÅ› choroby i tak musi być ze wszystkim inÂnym.Å»eby opanować Å›wiat, trzeba go pierwej — nazwać.Pozbawieni wiedzy, broni, organizacji, odciÄ™ci od innych żyjÄ…cych, niewiele mogÄ… począć.— Tak — powiedziaÅ‚ Inżynier — ale — ta scena na cmentarzu, ten rów pod miastem wskazujÄ… przecież, że, być może, porzÄ…dek nie jest tu mimo wszystko taki doskonaÅ‚y, jak by sobie mógÅ‚ tego życzyć niewiadomy wÅ‚adca.A jeszÂcze to, że nasz dubelt przeraziÅ‚ siÄ™ tego lustrzanego muru, pamiÄ™tasz? Widać, nie wszystko toczy siÄ™ tutaj gÅ‚adko.Geiger nad ich gÅ‚owami tykaÅ‚ coraz ospaÅ‚ej.Zwaliska pod Å›cianÄ… otaczajÄ…cÄ… statek Å›ciemniaÅ‚y, tylko ziemia dyÂmiÅ‚a jeszcze, a powietrze drgaÅ‚o sÅ‚upem tak wysokim, aż chwiaÅ‚y siÄ™ dziwacznie obrazy gwiazd.— ZdecydowaliÅ›my start — podjÄ…Å‚ Inżynier — a przeÂcież moglibyÅ›my poznać lepiej ich jÄ™zyk.Dojść tego, jak dziaÅ‚a ta ich przeklÄ™ta wÅ‚adza, udajÄ…ca wÅ‚asne nieistnienie.I.dać im broÅ„.— Komu? Tym nieszczęśnikom, podobnym do naszego dubelta? DaÅ‚byÅ› mu w rÄ™kÄ™ anihilator? CzÅ‚owieku!— A wiÄ™c, na poczÄ…tku, moglibyÅ›my sami.— Zniszczyć tÄ™ wÅ‚adzÄ™, tak? — spokojnie powiedziaÅ‚ Koordynator.— Innymi sÅ‚owy — wyzwolić ich — siÅ‚Ä….— Jeżeli innego sposobu nie ma.— Po pierwsze to nie sÄ… ludzie.Nie wolno ci zapominać, że koniec koÅ„ców zawsze rozmawiasz z kalkulatorem i że dubelta zrozumiesz tylko o tyle, o ile pojmie go sam kalkuÂlator.Po wtóre — nikt im tego, co jest, nie narzuciÅ‚.PrzyÂnajmniej nikt z kosmosu.Oni sami.— RozumujÄ…c tak, wyrażam zgodÄ™ na wszystko.Na wszystko! — krzyknÄ…Å‚ Inżynier.— A jak chcesz, żebym rozumowaÅ‚? Czy ludność planety to dziecko, które weszÅ‚o w Å›lepy zauÅ‚ek, z którego można jÄ… wyprowadzić za rÄ…czkÄ™? Gdyby to byÅ‚o tak proste, mój Boże! Henryku, wyzwalanie zaczęłoby siÄ™ od tego, że musieÂlibyÅ›my zabijać, a im zacieklejsza byÅ‚aby walka, z tym niniejszym rozeznaniem byÅ›my dziaÅ‚ali, zabijajÄ…c już w koÅ„cu tylko po to, by otworzyć sobie odwrót albo drogÄ™ do kontrataku, zabijajÄ…c wszystkich, którzy by stali naÂprzeciw ObroÅ„cy — wiesz dobrze, jak to Å‚atwo!— Wiem — mruknÄ…Å‚ Inżynier.— ZresztÄ… — dodaÅ‚ — nic jeszcze nie wiadomo.Bez wÄ…tpienia obserwujÄ… nas, i te okna, któreÅ›my pootwierali w ich “nieprzenikliwej" powÅ‚oÂce, na pewno im siÄ™ nie spodobajÄ….SÄ…dzÄ™, że możemy teraz oczekiwać nastÄ™pnej próby.— Tak, to możliwe — zgodziÅ‚ siÄ™ Koordynator.— MyÂÅ›laÅ‚em nawet, czy nie warto by wystawić jakichÅ› dalekich posterunków.Elektronowe oczy i uszy.— ZabraÅ‚oby nam to masÄ™ czasu i pochÅ‚onęło materiaÅ‚, którego nie mamy zbyt wiele.— I o tym myÅ›laÅ‚em, dlatego wÅ‚aÅ›nie siÄ™ waham.— Dwa rentgeny na sekundÄ™.Możemy już wysÅ‚ać autoÂmaty.— Dobrze.ObroÅ„cÄ™ lepiej bÄ™dzie wciÄ…gnąć na górÄ™, do rakiety — na wszelki wypadek.Po poÅ‚udniu niebo zaciÄ…gnęło siÄ™ chmurami i po raz pierwszy od czasu, kiedy przybyli na planetÄ™, zaczÄ…Å‚ padać drobny, ciepÅ‚y deszcz.Lustrzany mur pociemniaÅ‚, sÅ‚ychać byÅ‚o, jak po jego wypukÅ‚oÅ›ciach sÄ…czÄ… siÄ™ drobne strumyki.Automaty pracowaÅ‚y nieznużenie, bicze piasku, wyrzucane z pulsomotorów, zgrzytaÅ‚y i syczaÅ‚y po powierzchni zwaloÂnych pÅ‚yt, okruchy szldiwa wzbijaÅ‚y siÄ™ w powietrze, piach z deszczem tworzyÅ‚ rzadkie bÅ‚oto.Czarny wciÄ…gaÅ‚ do raÂkiety ciężarowym wÅ‚azem zbiorniki peÅ‚ne radioaktywnych szczÄ…tków, drugi automat kontrolowaÅ‚ geigerem hermetyczÂność pokryw.Potem obie maszyny wlokÅ‚y już oczyszczone pÅ‚yty na miejsca wyznaczone przez Inżyniera, gdzie w tryÂskajÄ…cych fontannach iskier, wyrzucanych przez spawarki, wielkie bryÅ‚y miÄ™kÅ‚y w temperaturze Å‚uku, sczepiaÅ‚y siÄ™ ze sobÄ… i tworzyÅ‚y zaczÄ…tek przyszÅ‚ego pomostu.OkazaÅ‚o siÄ™ rychÅ‚o, że budulca braknie — po caÅ‚ym dniu pracy, o zmierzchu, ObroÅ„ca znowu wypeÅ‚zÅ‚ z rakiety i ustawiÅ‚ siÄ™ naprzeciw podziurawionych Å›cian.Widowisko byÅ‚o piekielne.Deszcz wciąż padaÅ‚, zmieniaÅ‚ siÄ™ w ulewÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]