Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (3)
- Pagaczewski Stanislaw Misja profesora Gabki
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie (2)
- Daniel AB Krolowa Palmyry
- [3 1]Erikson Steven Wspomnien Cien przeszlosci
- Chmielewska Joanna Zbieg okolicznosci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuchniabreni.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic zatem dziwnego, że pacyfiści już się przekwalifikowali.Część objęła akcją protestacyjną straszny los smacznych zwierząt.Mimo to konsumpcja kotletów ani wędlin nie spadła.Inni głosili potrzebę bratania się ze wszystkim, co żyje, a w niemieckim Bundestagu zdobyła osiemnaście miejsc partia probakteryjna głosząca, że mikroby mają akurat takie samo prawo do istnienia jak my, więc nie wolno ich mordować lekarstwami, trzeba je natomiast przestrajać genetycznie, czyli obłaskawiać, żeby zaczęły się żywić zamiast ludźmi czymś innym.Powszechna życzliwość wprost szalała.Nie było jedynie zgody w kwestii, kto stoi na przeszkodzie jej rozprzestrzenianiu się, oprócz zgody na to, że wrogów życzliwości i dobroci należy wykańczać.U Tarantogi widziałem ciekawą nową encyklopedię, mianowicie Leksykon strachu.Dawniej, jak wyjaśniała ta księga, strach miał źródło w Nadprzyrodzonym: w czarach, urokach, jędzach z Łysej Góry, w heretykach, ateistach, czarnych magiach, demonach, duszach pokutujących, w rozwiązłym życiu, w abstrakcyjnej sztuce, w wieprzowinie, natomiast w epoce przemysłowej przeprowadził się do jej produktów.Nowy strach oskarżał o zgubne działanie pomidory (wywołują raka), aspirynę (wypala dziury w żołądku), kawę (rodzą się po niej garbate dzieci), masło (wiadomo - skleroza), herbatę, cukier, auta, telewizję, dyskoteki, pornografię, ascezę, środki antykoncepcyjne, naukę, papierosy, elektrownie atomowe oraz wyższe wykształcenie.Wcalem się nie dziwił powodzeniu tej encyklopedii.Profesor Tarantoga uważa, że ludziom trzeba dwóch rzeczy.Po pierwsze odpowiedzi na pytanie KTO, a po drugie na pytanie CO.Przy pierwszym pytaniu chodzi o to, KTO jest wszystkiemu winien.Odpowiedź ma być krótka, wskazująca, jasna i wyraźna.Po wtóre, ludziom potrzebne jest to, CO stanowi tajemnicę.Już od dwustu lat uczeni irytowali wszystkich tym, że wiedzieli zawsze więcej i lepiej.Jakże miło ich ujrzeć bezradnych wobec trójkąta bermudzkiego, latających talerzy, duchowego życia roślin, czy to nie satysfakcjonuje, gdy prosta paryżanka w klimakterze zna całą przyszłość polityczną świata, natomiast profesorowie są w tym ciemni jak tabaka w rogu.Ludzie, powiada Tarantoga, wierzą w to, w co chcą wierzyć.Wziąć choćby taki rozkwit astrologii.Astronomowie, którzy na zdrowy rozum powinni o gwiazdach wiedzieć więcej niż wszyscy inni ludzie razem wzięci, twierdzą, że gwiazdy mają nas gdzieś.Są to olbrzymie kule rozżarzonych gazów, kręcące się od początku świata i związek ich z naszym losem jest na pewno znacznie mniejszy niż skórki od banana, na której można się pośliznąć i złamać nogę.Jednakowoż nikt nie interesuje się skórkami bananów, natomiast poważne pisma ogłaszają astrologiczne horoskopy i są nawet kieszonkowe komputerki, które można przed dokonaniem giełdowej transakcji spytać, czy gwiazdy jej sprzyjają.Ten, kto głosi, że łupina owocu może wywrzeć większy wpływ na los człowieka aniżeli wszystkie planety z gwiazdami razem wzięte, nie będzie wysłuchany.Facet przyszedł na świat, ponieważ jego rodziciel nie wycofał się, aby tak rzec, w porę, i przez to właśnie został jego rodzicielem.Jego rodzicielka, widząc co się stało, brała chininę, skakała równymi nogami z szafy na podłogę, ale to jakoś nie pomogło.Facet pojawia się więc, kończy jakąś szkołę i pracuje w sklepie z szelkami, na poczcie lub w biurze meldunkowym.Naraz dowiaduje się, że jest całkiem inaczej.Planety tworzyły specjalną koniunkcję, znaki zodiaku układały się z uwagą i wytrwałością w taki szczególny wzór, jedna połowa niebiosów zmawiała się z drugą po to, żeby on mógł powstać i stać za ladą bądź siedzieć za biurkiem.To podnosi na duchu.Cały wszechświat kręci się wokół niego i nawet jeśli mu nie sprzyja, nawet jeżeli gwiazdy ułożą się tak, że producent szelek robi plajtę, a on traci przez to posadę, przecież jest to milsze, niż wiedzieć, gdzie gwiazdy mają go naprawdę i w jakiej mierze się o niego troszczą.Wybij mu to z głowy, razem z wiadomością o sympatii, jaką darzy go jego kaktus w doniczce pod oknem, i co zostanie? Bosa, biedna, goła pustka i beznadziejna rozpacz.Tako rzecze profesor Tarantoga, ale widzę, żem zbyt daleko odskoczył od tematu.Wystrzelili mnie na okołoziemską orbitę 27 października i spowity czujnikową bielizną jak niemowlę powijakami obserwowałem ojczysty glob z wysokości dwustu sześćdziesięciu kilometrów, słysząc, jak technicy w bazie wydają okrzyki satysfakcji i zaskoczenia, że jednak się tym razem udało.Mój pierwszy stopień - mam na myśli główny booster - odłączył się jak należało co do ułamka sekundy nad Pacyfikiem, ale drugi nie chciał i musiałem mu pomóc.Spadł gdzieś bodaj w Andach.Po sakramentalnych życzeniach szerokiej drogi wziąłem się sam za stery i pomknąłem przez najniebezpieczniejszą strefę ku Księżycowi.Nie macie pojęcia, ile żelastwa różnych starych sputników cywilnych i wojskowych okrąża Ziemię.Jest ich coś osiemnaście tysięcy, nie licząc tych, które po trochu rozleciały się i są najgroźniejsze, bo małe, że ledwie je widać w radarze.Ponadto pełno w próżni zwyczajnego śmiecia, odkąd wszelkie szkodliwe odpadki z radioaktywnymi na czele wywozi się z Ziemi śmietnikowcami.Leciałem więc z zachowaniem najwyższej ostrożności, aż zrobiło się rzeczywiście pusto.Dopiero wówczas odpiąłem wszystkie pasy i zacząłem sprawdzać stan moich LEMów.Włączałem kolejno każdego, ażeby się w nim poczuć i oglądałem wnętrze ładowni jego krystalicznymi oczami.Tych zdalników miałem naprawdę dziewiętnaście, lecz ostatni mieścił się osobno, w pojemniku zawierającym podług napisów puszki z sokiem owocowym, a to dla zmylenia niepowołanych osób.Kamuflaż ów nie wydawał mi się zbyt chytry, bo podług rozmiarów tego kontenera można by uznać, że będę się w tych sokach kąpał.Wewnątrz tkwił hermetycznie opieczętowany cylinder jasnoniebieskiego koloru, oznaczony literami ITEM, czyli INSTANT ELECTRONIC MODULE.Był to zdalnik w proszku, Top Secret, dzieło Laxa, a użyć miałem go jedynie w wypadku najwyższej konieczności.Znałem zasadę jego działania, ale nie wiem jeszcze, czy zdradzić ją już teraz.Nie chciałbym obrócić mej opowieści w katalog produktów Gynandroics oraz teleferycznej komórki Lunar Agency.Lunar Excursion Missionary numer pięć zaraz po włączeniu dostał lekkich drgawek.Ponieważ był sprzężony ze mną zwrotnie, zacząłem trząść się cały jak w febrze i szczękać zębami.Podług informacji winienem był natychmiast zawiadomić bazę o tym defekcie, lecz wolałem tego nie robić, wiedząc z praktyki, co będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]