Podstrony
- Strona startowa
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (3)
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (3)
- Stephen W. Hawking Krotka Historia Czasu
- Lumley Brian Nekroskop II
- Saavedra Miguel Cervantes Nowele przykładne (2)
- Richard A. Knaak WarCraft Dzien Smoka (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dudi.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.naturalnie, jeśli ktoś ma dość specyficzny typ umysłu.Wpatrywałam się w niego zafascynowana.Poczułam się niczym kobieta, która spostrzegła nagle, że balansuje na skraju przepaści.Do tej pory, spoglądając na cienie na twarzy Brandona siedzącego poza kręgiem światła rzucanego przez lampę, nie zastanawiałam się prawie nad tym, że ktoś mógłby mnie podejrzewać o zamordowanie Geralda, przyszło mi to do głowy zaledwie kilka razy, niczym makabryczny żart.Bogu dzięki, że nie żartowałam o tym z policjantami, Ruth!– Rozumiesz już, dlaczego rozsądniej nie wspominać o tym, że w domu mógł ktoś być? – spytał Brandon.– Tak – odrzekłam.– Lepiej nie budzić licha, prawda?Nagle stanął mi przed oczami ten przeklęty kundel ciągnący Geralda za prawe ramię po podłodze – widziałam nawet oderwany strzęp skóry, która opadła mu na pysk.Nawiasem mówiąc, zabili go w kilka dni później.Wygrzebał sobie niewielką norę pod szopą na łodzie Laglanów, około pół kilometra dalej brzegiem jeziora.Przechowywał w norze spory kawałek Geralda, toteż musiał przynajmniej raz wrócić do domu po moim odjeździe, gdy uciekł przestraszony światłem i klaksonem.Zastrzelili go.Nosił brązową plakietkę z imieniem – niestety nie taką standardową, pozwalającą ustalić właściciela i dobrać się do niego – plakietkę z imieniem Prince.Prince, wyobrażasz sobie?! Kiedy policjant Teagarden przyszedł mi powiedzieć, że go zastrzelili, byłam zadowolona.Nie winiłam tego psa za to, co zrobił – był w niewiele lepszym stanie niż ja, Ruth – ale byłam zadowolona wówczas i jestem teraz.Ale odbiegłam od tematu – opowiadałam ci o swojej rozmowie z Brandonem.Kiedy zwierzyłam mu się, że do domu mógł się zakraść jakiś intruz, stwierdził, i to z naciskiem, że lepiej nie budzić licha.Chyba byłabym w stanie się z nim zgodzić – podzielenie się tym z choćby jedną osobą i tak sprawiło mi ogromną ulgę – ale nie miałam jeszcze ochoty zakończyć tej rozmowy.– Przekonał mnie o tym telefon – ciągnęłam.– Kiedy uwolniłam się z kajdanek, w słuchawce panowała cisza.Zrozumiałam wtedy, że mam rację, że w domu jest jakiś facet, który w pewnym momencie przeciął linię telefoniczną biegnącą od szosy.Później natychmiast pobiegłam do mercedesa.Nigdy nie będziesz wiedział, czym jest strach, Brandon, dopóki nie znajdziesz się w domu na pustkowiu sam na sam z nieproszonym gościem.Brandon uśmiechał się, lecz tym razem nieco mniej ujmująco.Był to ten rodzaj uśmiechu, jaki pojawia się zawsze na twarzach mężczyzn, gdy myślą, że kobiety to dziecinne, niemądre istoty, których nie powinno się wypuszczać z domów bez opiekunów.– Kiedy telefon w sypialni okazał się głuchy, doszłaś do wniosku, że ktoś przeciął przewody, tak?Choć nie odpowiadało to dokładnie prawdzie, skinęłam potakująco głową – częściowo dlatego, że wydawało się to najprostsze, lecz głównie dlatego, że nie ma sensu rozmawiać z mężczyzną, na którego twarzy pojawia się ów szczególny wyraz.Wyraz politowania dla niskiej inteligencji kobiet.Dobrze wiesz, o czym mówię, Ruth, chyba że całkowicie się zmieniłaś, i jestem pewna, że rozumiesz, jak bardzo w tej chwili pragnęłam zakończyć tę rozmowę.– Telefon był wyłączony, to wszystko – stwierdził Brandon.Mówił do mnie w tej chwili jak do dziecka, któremu trzeba wyjaśniać, że od czasu do czasu rzeczywiście może się wydawać, iż pod łóżkiem kryje się potwór, ale tak naprawdę wcale go tam nie ma.– Gerald wyjął wtyczkę z gniazdka.Prawdopodobnie nie chciał, żeby zakłócono mu telefonami wolne popołudnie, nie wspominając nawet o małej perwersji z kajdankami.Wyłączył także telefon w sieni, ale aparat w kuchni działał bez zarzutu.Wiem to wszystko z raportów policyjnych.Doznałam wówczas olśnienia, Ruth.Zrozumiałam nagle, że wszyscy mężczyźni prowadzący śledztwo w sprawie śmierci Geralda przyjęli z góry pewne założenia na temat mojego postępowania i motywów.Większość z owych założeń przemawiała na moją korzyść, ale rozwściecza mnie, że wnioski wyciągnięto nie na podstawie moich zeznań ani dowodów rzeczowych, tylko na podstawie faktu, że jestem kobietą, co pozwalało mi przypisać pewne przewidywalne zachowania.Kiedy spojrzeć na to w taki sposób, nie ma żadnej różnicy pomiędzy Brandonem Milheronem, ubranym w elegancki, odpowiedni dla prawnika garnitur, a starym policjantem nazwiskiem Teagarden w dżinsach i czerwonych strażackich szelkach.Mężczyźni przypisują kobietom te same cechy co zawsze, Ruth – jestem tego pewna.Wielu nauczyło się mówić stosowne rzeczy w stosownych momentach, ale jak mawiała moja matka: „Nawet ludożerca może się nauczyć klepać pacierz”.I jeszcze co? Brandon podziwia mnie za to, jak się zachowywałam po śmierci Geralda.Owszem, podziwia.Widziałam to wielokrotnie na jego twarzy, a jeśli wpadnie do mnie tego wieczoru, jak ma w zwyczaju, jestem pewna, że znów to ujrzę.Uważa, że zachowałam się wyjątkowo mądrze i dzielnie.jak na kobietę.Mam nawet wrażenie, że jeszcze przed naszą pierwszą rozmową o moim hipotetycznym gościu Brandon doszedł do wniosku, iż w podobnej sytuacji sam postępowałby podobnie.oczywiście pod warunkiem, że miałby akurat wysoką gorączkę.Zdaje się, iż większość mężczyzn uważa, że tak właśnie myślą kobiety, niczym adwokaci cierpiący na malarię.Z pewnością nieźle to tłumaczy zachowanie mężczyzn, prawda?Mówię o protekcjonalności – protekcjonalności mężczyzn wobec kobiet – ale także o czymś znacznie ważniejszym i znacznie bardziej przerażającym.Brandon nic nie zrozumiał i nie ma to wiele wspólnego z różnicą płci, to wieczne ludzkie przekleństwo i najlepszy dowód, że tak naprawdę jesteśmy samotni.W domku letniskowym nad jeziorem działy się rzeczy straszliwe, Ruth, dopiero później przekonałam się, jak straszliwe, a Brandon nic nie zrozumiał.Opowiedziałam mu o wszystkim, by strach nie pożarł mnie żywcem, a Brandon kiwał głową, uśmiechał się i współczuł.Oczywiście, trochę mi pomógł, lecz choć zachowywał się bardzo przyzwoicie, nawet nie zbliżył się do prawdy.nie pojął, że horror narastał i narastał, aż stał się wielkim, czarnym nawiedzanym domem w mojej głowie.Jest tam ciągle, za otwartymi drzwiami, które zapraszają do powrotu.Nie chcę tam wracać, ale niekiedy przyłapuję się na tym, że i tak wracam, a w chwili gdy wchodzę do środka, drzwi same się za mną zatrzaskują.Cóż, nieważne.Chyba powinnam była poczuć ulgę, że nikt nie przeciął linii telefonicznej, lecz wcale jej nie poczułam.Gdzieś w głębi duszy wierzyłam – i ciągle wierzę – że telefon w sypialni nie działałby, gdybym wczołgała się za fotel i wsadziła wtyczkę do gniazdka, że aparat w kuchni mógł działać później, ale na pewno nie działał owej nocy i że mogłam albo odjechać mercedesem, albo zginąć z rąk tego potwora.Brandon pochylił się do przodu, aż lampa przy łóżku oświetliła jego twarz, i rzekł:– W domu nie było nikogo, Jessie.Myślę, że najrozsądniej jest o tym zapomnieć.O mało nie powiedziałam mu wówczas o pierścionku i obrączce, ale byłam zmęczona, rozbolała mnie ręka i w końcu nic nie powiedziałam.Po jego wyjściu długo nie mogłam zasnąć – tamtej nocy nie zasnęłam nawet po tabletce przeciwbólowej.Myślałam o przeszczepie skóry czekającym mnie nazajutrz, ale nie przejmowałam się nim tak bardzo, jak można by się spodziewać.Myślałam głównie o pierścionku i obrączce, o odcisku stopy, który widziałam tylko ja, zastanawiałam się, czy potwór wrócił później do domu, by zatrzeć ślady.Wreszcie, tuż przed zaśnięciem, doszłam do wniosku, że nie było żadnego odcisku stopy ani kolczyka z perłą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]