Podstrony
- Strona startowa
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 WÅ‚adca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (3)
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (3)
- Stephen W. Hawking Krotka Historia Czasu
- Master of the Night Angela Knight
- Terry Pratchett 20 Na Glinian
- Koontz Dean R Sciana strachu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z-z-zabiłaś mojego b-b-brata!- Nie, Bill! - krzyknęła Beverly, uwalniając się z uścisku Mike’a i z rozwianymi włosami zaczęła biec w stronę Billa.- Zostaw go! - wrzasnęła na Pająka.- Nie dotykaj go!Cholera, Beverly! - pomyślał Ben i w chwilę potem również zaczął biec.Brzuch kołysał się przed nim na boki, nogi pracowały z całych sił.Mgliście zdawał sobie sprawę, że Eddie Kaspbrak biegł obok niego z lewej strony, dzierżąc w zdrowej ręce aspirator niczym pistolet.I wtedy To stanęło na tylnych odnóżach, wznosząc się ponad Billem, który był nie uzbrojony; To pogrążyło Billa w swym cieniu; przednie odnóża Pajęczycy uniosły się w powietrze.Ben złapał Beverly za ramię.Jego dłoń opadła i ześlizgnęła się po ramieniu dziewczynki.Odwróciła się ku niemu; miała dzikie spojrzenie, a rozchylone wargi odsłaniały zaciśnięte zęby.- Pomóż mu! - krzyknęła.- Jak?! - odkrzyknął Ben.Pędził w stronę Pająka, usłyszał wściekły ryk Tego, spojrzał w odwieczne, złowieszcze ślepia i zobaczył coś poza tym kształtem - coś dużo gorszego od Pająka.Coś, co było samym szaleńczym światłem.Jego odwaga przygasła, ale przecież to Bev go prosiła - Bev, a on ją kochał.- Do diabła, zostaw Billa w spokoju! - wrzasnął.W chwilę potem czyjaś dłoń rąbnęła go w plecy tak mocno, że o mało się nie przewrócił.To był Richie i choć łzy spływały mu po policzkach, Richie śmiał się jak oszalały.- Bierz się do niej, Humbak! - wrzasnął Richie.- Chüd! Chüd!Do niej? - pomyślał głupawo Ben.Czy on powiedział: Do niej? A głośno zapytał: - Dobra, ale co to jest? Co to jest Chüd?- A skąd mam wiedzieć?! - zawołał Richie, po czym podbiegł do Billa i znalazł się w cieniu Tego.To zdołało jakimś sposobem przysiąść na tylnych odnóżach.Przednie odnóża Tego unosiły się w powietrzu tuż nad głową Billa.Stan Uris zaś, który został zmuszony do zbliżenia się do Pajęczycy, Stan, którego zmuszono, aby to zrobił wbrew temu, co nakazywał mu zarówno jego umysł, jak i ciało, zobaczył, że Bill patrzył w górę, w oblicze Tego - a spojrzenie jego niebieskich oczu świdrowało nieludzkie pomarańczowe ślepia Pajęczycy, z których wypływało to okropne trupie światło.Stan zatrzymał się i zrozumiał, że Rytuał Chüd - czymkolwiek on był - właśnie się rozpoczął.2Bill w pustce (wcześniej)- Kim jesteś i dlaczego do mnie przybywasz?Jestem Bill Denbrough.Wiesz, kim jestem i dlaczego tu jestem: Zabiłaś mojego brata i przybyłem tu, by cię zabić.Wybrałaś niewłaściwego dzieciaka, ty suko.- Jestem wieczna.Jestem Pożeraczką Światów.Tak? Naprawdę? No to chyba to był twój ostatni posiłek, siostruniu.- Brakuje ci mocy, tu jest moc, poczuj ją, gnojku, a potem powtórz to, co powiedziałeś o przybyciu w celu zabicia Odwiecznej.Wydaje ci się, że mnie widzisz? Widzisz tylko to, na co pozwala ci twój umysł.Chcesz mnie zobaczyć? A więc chodź! Chodź tu, gnojkul Chodź!Został rzucony.(Obie)Nie, nie rzucony, wystrzelony jak żywy pocisk, jak ludzka kula armatnia w Shrine Circus, który co roku w maju przybywał do Derry.Został uniesiony i ciśnięty na przeciwległą ścianę.To dzieje się tylko w mojej wyobraźni! - wrzasnął do siebie.Moje ciało nadal stoi tam, gdzie stało, oko w oko z Tym.Bądź dzielny, to tylko iluzja; bądź szczery, wytrzymaj, wytrzymaj.(ręce oparłszy)Z rykiem poleciał naprzód, wpadając w czerń ociekającego tunelu, którego ściany pokryte były spękanymi, zniszczonymi, rozkładającymi się płytkami - mogły mieć pięćdziesiąt, sto, a równie dobrze tysiąc i milion lat.Pędził w ciszy nieprzerwanie poprzez gmatwaninę korytarzy, z których jedne były oświetlone wijącymi się zielonożółtymi ognikami, w innych znajdowały się napęczniałe balony emanujące upiorny, biały jak kość, blask, w pozostałych panował mrok.Został ciśnięty i mknął z prędkością tysiąca mil na godzinę pośród stosów kości - niektóre z nich były ludzkie, inne nie, a teraz ukośnie kierował się ku górze, ale nie w stronę światła, lecz w stronę ciemności, jakiejś nieprzeniknionej, tytanicznej ciemności.(o poręcz drewnianą)Eksplodował na zewnątrz, trafiając w kompletną czerń, która była wszystkim - kosmosem i wszechświatem, a podłoże tej czerni było twarde, twarde i lśniące jak polerowany ebonit i poszorował po tej podłodze na klatce piersiowej, udach i brzuchu niczym odważnik do gry w shuffleboard.Znajdował się na parkiecie wieczności, a wieczność była CZERNIĄ.(rzekł)- Przestań, czemu to mówisz?, to ci nie pomoże, głupi chłopcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]