Podstrony
- Strona startowa
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (SCAN dal
- Chmielewska Joanna Slepe Szczescie (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (3)
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Nawiedzony dom (SCAN dal 730)
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)
- Chmielewska Joanna Jeden kierunek ruchu (SCAN dal (2)
- Chmielewska Joanna Zbieg Okolicznosci (www.ksiazki
- Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk Maz (www.ksiazki4
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osloskop.net]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kwiaty, które sama kupię. Ale nie teraz, Sophy.Już za pózno.Za piętnaście minut musimybyć u Ba.Przecież dobrze o tym wiesz. Zdążę.Nie zajmie mi to dużo czasu.Przyjdę prosto do kościoła.Pchnęła oszklone drzwi i skierowała się do drzwi prowadzących naulicę.Głośno nimi trzasnęła, ale przez nie nie wyszła.Wróciła dowyjścia do ogrodu, przesunęła się za splątanymi, gęstymi krzakamiklematisu i skryła za letnim domkiem.Oddychając ciężko i zagryzającwsunięty do ust niebieski koralik, odczekała kilkanaście minut, aż wogrodzie pojawi się Gina i zamknie dom na klucz.W ciemnej sukien-ce i ciemnych butach, z malutką, płaską kopertową torebką wyglądałabardzo elegancko.Sophy obserwowała matkę bezstronnie, jakby nig-dy z Giną nie miała nic wspólnego, patrzyła jak na kobietę, która poprostu od szesnastu lat mieszka w tym samym domu co ona.Obser-wowała, jak stukając wysokimi obcasami obchodzi posesję, kierującsię w stronę ulicy, a następnie rusza w kierunku Orchard Close.Sophy wypluła koralik, odliczyła do pięćdziesięciu, po czym prze-biegła przez niewielki trawnik, na którym rosły rumianki, minęłagotycką ławę i ponownie znalazła się w domu.Poszła prosto do swojej sypialni.Obecnie pokój był już prawie pu-sty.Znajdowało się w nim jedynie łóżko, biurko, regał z książkami istojąca na podłodze torba.Była to czarna, brezentowa torba, nowa isztywna, którą dostała kiedyś od rodziców na podręczniki, a którąwzgardziła na rzecz zwykłych, plastikowych reklamówek z supermar-ketu, jakich używali wszyscy koledzy i koleżanki z jej klasy.Rekla-mówki wyglądały niechlujnie, normalnie.Noszenie książek w drogiej,najwyższego gatunku torbie ze skórzanymi rączkami mogłoby216wskazywać na to, że przykłada się dużą wagę do książek i zeszytów, aco za tym idzie, nie daj Boże, do samej szkoły.Ale teraz torba okazałasię nad wyraz użyteczna.Sophy żałowała tylko, że nie wystawiła jejkilka razy na deszcz lub że Gina nie przejechała po niej samochodem,aby torba straciła trochę ze swej nieskazitelnej nowości.W środku był list od Fergusa i mały słoik z błyszczykiem o tru-skawkowym smaku do ust.Teraz Sophy włożyła do środka jeszczedżinsy, adidasy, kilkanaście podkoszulków, walkmana, trochę taśm,szczotkę do włosów i pamiętnik, który pisała przez całe lato.Zasunęłazamek błyskawiczny i próbnie zarzuciła torbę na ramię.Zdecydowała,że spokojnie może zabrać trochę więcej rzeczy.Postawiła zatem torbęna podłodze, rozpięła ją i wcisnęła do środka bluzę, torebkę z tampo-nami oraz świnkę, którą Vi zrobiła jej ze spodni od munduru tajem-niczego ojca Giny.Przejrzała zbiór zdjęć.Znajdowała się tam fotogra-fia Fergusa, Giny i Vi oraz wsunięta do ramki, w którą oprawionezostało to zdjęcie, mała podobizna Dana.Były tam fotografieWoodów, kilka zdjęć ze szkoły i trochę jej własnych.Jedna z fotografiiprzedstawiała również jej papużkę nasłuchującą czegoś, czego niktinny nie był w stanie usłyszeć.Sophy wahała się chwilę, spoglądającna zdjęcie Vi, lecz ostatecznie wzruszyła ramionami.Nie potrzebowa-ła wcale podobizny Vi, żeby czuć przy sobie jej obecność.Rozejrzała się po pokoju.Kiedyś bardzo go lubiła, była z niegodumna, uwielbiała to pomieszczenie na poddaszu, skąd mogła ob-serwować przez okno budzące się i zachodzące słońce.Teraz już nicdo tego miejsca nie czuła.A jednak nie potrafiła go opuścić bez wy-gładzenia narzuty na łóżku, ustawienia dzbanka z długopisami tużprzy bibularzu, który z kolei przesunęła równolegle do schludnegostosiku książek na biurku.Pózniej zaciągnęła zasłony w oknach, jakbychciała powiedzieć pokojowi, że powinien iść spać, podniosła z pod-łogi torbę i wyszła.Na niższym podeście schodów otworzyła drzwi do sypialni Giny.Jak zwykle panował w niej nieskazitelny porządek.Pod krzesłemstały małe kapcie, a na lśniącym, pokrytym szkłem blacie toaletkiskrzyneczka z przyborami kosmetycznymi.Weszła do łazienki, tak217ostatnio kobiecej, a następnie do gościnnej sypialni, gdzie, jak tylkosięgała pamięcią, nikt nie spał w przepięknych łóżkach z włóczkowy-mi narzutami ani nie przeglądał się w hiszpańskim zwierciadle wozdobnej, rzezbionej w kwiaty, stalowej ramie.Dalej był gabinet Fer-gusa, kompletnie pusty.W pokoju pozostał jedynie dywan i dużywiklinowy kosz na papiery.Zajrzała z kolei do malutkiego pokoiku, wktórym nikomu nie wolno było niczego ruszać, ponieważ Gina umy-śliła sobie, iż urządzi w nim prywatne sanktuarium.Ostatecznie nic wnim nie zrobiła poza tym, że pozawieszała w oknie płowożółte, lnianezasłonki w stylizowane tulipany oraz wniosła stolik i krzesło, stojąceteraz żałośnie i bez sensu, pokryte jasną, przezroczystą warstewkąkurzu.Sophy miała ochotę, żeby na tym kurzu wypisać palcem słów-ko: żegnaj.Musiała szybko i zdecydowanie zatrzasnąć drzwi, aby nieulec pokusie.Na parterze znajdowała się jadalnia, salon i kuchnia.Sophy z na-bożeństwem zajrzała do każdego z tych pomieszczeń, najwyrazniejchciała, aby konwenansom stało się zadość, aby powiedzieć wszyst-kim dziękuję i do widzenia , po czym opuścić przyjęcie, na którymwcale się dobrze nie bawiła.Otworzyła zaniedbane pianino Giny izaczęła raz po raz naciskać klawisz C, widać poprzez uparte powta-rzanie jednego dzwięku pragnęła podkreślić znaczenie swego odej-ścia.Pózniej przeszła do kuchni i spojrzała na papużkę.Ptak nawetsię nie poruszył.Sophy otworzyła malutkie drzwiczki klatki i wyjęłapojemniczki na wodę i pokarm, aby je napełnić.Papuga obserwowałają bez zainteresowania. Powinnaś wrócić do Ba powiedziała Sophy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]