Podstrony
- Strona startowa
- Ozimina BERENT
- Farkas Viktor Poza granicami wyobrazni
- Morrell Dav
- Stephen King Marzenia i Koszmary 2
- Binek Tadeusz 05 Wiek XIX
- Andrew, Ashling The Invisible Chains Part 02 Bonds of Fear
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- T. Zelenski Boy Slowka (2)
- Terry Pratchett 03 Rownoumagi
- Ksenofont Historia Grecka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sp8skarzysko.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nie było po onych dniach dziewięciu ani jed-nej duszy nie przepełnionej nadzieją, ani jednego serca bez ukochania życia nad miaręwszystkiego.Czyniła się drogą świętą do Aten narodu pielgrzymka wśród bogomolnego szałuradości.Nad tłumnym zamętem dionizyjskich upojeń królował niesiony posągiem on sam:odżyły Jachos, bóg uświęcający wesele.A duszom, wyzwolonym w ufność do siebie, radośnie świętym było wszystko, co tętnożycia wybija: i miłość, i namiętność, i nienawiść, i wróżda, i wojna, i zażycie, i rozkosz, iczyn, i pieśń, i lekkość pustoty, i skupienia mądrość; wszystko, ku czemu przyzywa z koleiżycia i piersi człowieczych pełnia.Weselnie świętą była nadziejom i śmierć nawet, bo za nią wświętym kole ruchu następować miało odżycie, odmłodzenie! Bezsilny był tu Hades, chłoną-cy jednostki śmiertelne: za Jachosa pochodem tłumnym szedł człowiek jeden wieczny.I nic to, że naokół jesień bura całuny sinych cieniów rozesłała po skałach i grudzie, sypiącna drogę liście umarłe: nadzieją pijane serca wiązały się nią właśnie najbardziej! w jednożywe serce narodu. Wstań i uderz w pieśń, któryś w prochu żył! zawodzili przodownic kapłani pod wyso-kie tony fletni.A bachiczny krzyk ludu we wtór głuszył szumy morza bijącego skały.Schroniło się echo tych wołań tam, gdzie echo zamieszkuje od prawieków w górach.Idziś jeszcze usłyszy ucho baczne po winnicach alpejskich i po halach karpackich tenże, co idrzewiej, dziki krzyk żądzy życia i jej tryumfu: J a c h o o! J a c h o o!.J a c h o s!Na halizny mazowieckie spoglądał jak na morze.Wiatr hula górą bezgłośny i pędzi przedsobą obłoki jak fale monotonne, zbite na horyzoncie w chmurę dalekiego lądu.Wsie tu i ów-dzie widoczne, niby łodzie rybackie w czas morskiej ciszy, tkwią sennie w tej pustce.Burazasłona błotnych roztopów pokryła ziemię.Patrzy na to słońce, dołem oparami przymglone,górą roziskrzeń pełne, o tarczy jaskrawej, zmierzającej ku zenitowi, rzekłbyś, naocznie dladługiego wejrzenia i długiego oddechu człowieczej melancholii:pallere ligustra,Exspirare rosas, decrescere lilia vidi.Zaś ręka tajemna, co pod tej omartwicy kirem Wiosnę odmłodzeń w podziemia porywa,jestże to duch zatracenia czy śmierć sama, porywająca nadzieje ostatnie:Nosse nec aurigam licuit: seu mortifer aestusSeu mors ipsa fuit?!.W pamięci jawiła mu się znów przodowna trójka owej gromadki na uprowadzeniu; a mię-dzy tym jak chmurą skrytym posępnikiem i chłopem białym z chlebem pod pachą tamtejdziewczyny, Wandy, uroda coraz to dziwniejsza wspomnieniom: opal twarzy i oczu wielkichfiolet w ramie włosów niby kora schnącej krzewiny, a oblicze to całe jakby prześwietloneskupieniem przeznaczenia i smętu.Ujrzał ją w wyobrazni nieżywą na tle murów i wieżyc miasta am, gdzie Chrystus podkrzyżem występuje z kościoła i gdzie zasiadł w spiżu ten, co ziemię ruszył.Widział ją tampod kirem pyłu miejskiego, a tym jaśniejszą obliczem cichym, dzierżącą w dłoniach mar-twych granatu jabłko i kłosów pęk: symbole dwojakiej płodności ziemi.130
[ Pobierz całość w formacie PDF ]