Podstrony
- Strona startowa
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 2 Dwie Wieze
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Andre Norton Ksiezyc trzech pierscieni
- 3 Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Saavedra Miguel Cervantes Nowele przykładne (2)
- Deutermann P.T Pociąg Âśmierci
- Andrew, Ashling The Invisible Chains Part 02 Bonds of Fear
- (22) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Twierdza Boyen
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- King Stephen Lsnienie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dłoń jak pająk wspięła się na jej udo.A wtedy dziewczęca zjawa skoczyła na nią, zagiętymi w szpony palcami próbując wydłubać jej oczy i równocześnie sięgając po miecz.Teres gorzko pożałowała swego mimowolnego wahania i odparła atak widmowej dziewczyny.Zimna siła mieszkała w ramieniu, próbującym wyrwać jej miecz, a szpony, które przeorały jej policzek, były niebezpiecznie realne.Okręciwszy się w miejscu, Teres trafiła butem w brzuch napastniczki i odrzuciła ją.Wstrząs zrzucił pełznącą dłoń z jej uda i na chwilę Teres była wolna.Teraz już bezlitośnie zaczęła siec mieczem, aż pokryte piętnami zgnilizny widmo padło w kawałkach na ziemię.Cofnąwszy się, by odzyskać oddech i opanować wstrząsające nią mdłości, Teres rozejrzała się po ogarniętym nocnymi zmorami polu bitwy.Kipiącym strumieniem widmowe stwory Krwawnika szturmowały wzdłuż płonącej grobli.Oczywiście jak dotąd niewielki ułamek z ich tysięcy zaatakował ludzką armię i zdawało się, że nie istnieje sposób, by tysiąc, a nawet więcej wojowników mogło długo się opierać tak przeważającej liczbie wroga.Już teraz żołnierze cofali się przed bezlitosnym naporem energetycznych fantomów.Strzały i włócznie były bezużyteczne.Poganiane lękiem miecze zbierały straszliwe żniwo wśród nie uzbrojonego wroga, ale z jakim pożytkiem? Porąbane i rozczłonkowane widmowe stwory ciągle pełzły do przodu, spychając przed sobą żołnierzy.Leśne podłoże rozjarzyło się od obrzydliwych, rojących się tworów.Ich atakiem kierowała złośliwa inteligencja, tak więc nawet odrąbane cząstki spiskowały przeciw stojącym w szyku ludziom.Owadzi tors, bez kończyn i głowy, mimo wszystko fruwał wzdłuż linii bojowej, uderzeniami rzucając nieostrożnych w uściski czyhającego wroga, póki ktoś go nie strącił odcinając skrzydła.Obok Teres przewrócony żołnierz umarł z gardłem rozszarpanym płaskimi kłami odciętej ropuszej głowy.Zmasakrowany tors potoczył się pod nogi innego cofającego się żołnierza i obalił go na pokrytą okropnościami ziemię.Podobne do wielkiej małpy, przecięte w pasie widmo, nie przestawało makabrycznie pchać się do przodu z torsem zwisającym między ramionami, a biodrami kiwającymi się w innym kierunku.Od ataku widmowych stworów ginęli ludzie.Świecących postaci nie można było zabić, tylko okaleczyć w wytężonej walce, pochłaniającej wszelkie wysiłki człowieka, podczas gdy jeszcze więcej upiorów rzucało się na niego.Oszalałe widma uderzały rojami na zdesperowanych wojowników, drąc pazurami, gryząc i dusząc swe ofiary w śmiertelnym uścisku, nie zwracając uwagi na rany, rozdzierające ich nieprawdziwe ciała.Los selonaryjskiej armii już był w wielkim niebezpieczeństwie, gdy musiała walczyć przeciw zjawom ludzkim i ropuszym, ale przerażająca obecność innych stworów, pochodzących z zapomnianej starożytności Ziemi, miała miażdżące skutki.Najniebezpieczniejsze były monstrualne ośmiornice.Masą przewyższały o połowę człowieka, a większość z niej mieściła się w potężnych mackach walących wokoło, by miażdżyć i dusić.Te wężowate macki odcięte, pełzły przed siebie jak ogniste pytony, ani odrobinę mniej niebezpieczne, póki nie porąbano ich na drobne kawałki.Równie groźne, choć mniej liczne, były pajęczaki, poruszające się z błyskawiczną szybkością i wymachujące chitynowymi szczypcami.Zjawy na motylich skrzydłach, także bardzo nieliczne, groziły nieoczekiwanymi atakami z powietrza, przy czym ich pazurzaste kończyny i pyski jak sztylety czyniły z nich straszliwych przeciwników.A kudłate małpoludy w swych przygarbionych ciałach miały dość siły, by rozerwać człowieka na sztuki.Taka więc była szalejąca wśród drzew ohydna bitwa.Żołnierze niechętnie ustępowali pola, ale mimo wszystko byli spychani do tyłu.Nieubłagany szturm widmowych stworów prześlizgiwał się nad nowymi stosami trupów, różniących się od zabitych wcześniej rodzajem okaleczeń.I choć świt ciągle był odległy o całe godziny, noc rozświetlało niesamowite, złe lśnienie widmowych hord.W szmaragdowym świetle Teres na chwilę dostrzegła Dribecka.Pan Selonari walczył odważnie w obliczu najczarniejszej klęski.Zapragnąwszy nagle znaleźć się obok niego, zaczęła wyrąbywać sobie drogę przez niezmordowaną awangardę widmowych stworów Krwawnika.Klinga cięła w jej kierunku.Niezdarny cios był tak nieoczekiwany, że ledwie zdołała go odparować.Jej zaskoczenie nową groźbą szybko minęło, gdy zmierzyła się z brązowym mieczem przeciwnika, bronią Rilłytich trzymaną w dłoni, która parę tygodni temu była ludzką.Tęsknie wspomniawszy tarczę, którą wcześniej odrzuciła na rzecz długiego sztyletu - tarcza była bezużyteczna przeciw nie uzbrojonym napastnikom - Teres skoczyła do ataku.Jej wróg niezręcznie odparował; kierująca nim inteligencja była wyraźnie zbyt ograniczona jak na zawiłości szermierki.Odruchowo wbiła ostrze miecza w jego pierś i prawie straciła ucho, gdy na śmiertelny zwykle cios upiór odpowiedział niezdarnym cięciem.Teres przeklęła swój chwilowy błąd - znużenie bitewne stępiło jej refleks - i odcięła wyciągniętą w jej stronę prawicę.Metodycznie rąbiąc ranionego stwora zauważyła, że i w innych miejscach linii bojowej fantomy podnoszą upuszczoną broń Rillytich.Stalowej nie tykały.Skrzywiła się.Nawet przy ich niezdarnej szermierce stwory będą niebezpiecznymi przeciwnikami, niewrażliwymi na wszystkie rany, z wyjątkiem rozrąbania na części.Upadł Dribeck.Pełzająca ręka, odcięta w barku, zacisnęła płetwiaste palce na jego kostce.Zaklął, dziko rąbiąc ciągnący go ciężar i wtedy widmo o ludzkich kształtach rzuciło się na niego.Spętany upartym chwytem, stracił równowagę i upadł przygnieciony przez widmo zaciskające dłonie na jego szyi.Przeciął mieczem płonące ramiona przeciwnika; nagłym ruchem zwalił z siebie pozbawione oparcia stworzenie.Z trudem podniósł się na nogi, ale dławiące dłonie nadal zaciskały się na jego długiej szyi.Walcząc o oddech odrąbał przedramiona od nadgarstków - bez skutku.Ogarnięty paniką odrzucił miecz, próbując oderwać duszące dłonie.Jego spocone palce ześlizgiwały się z elastycznej jak guma substancji widma.Gdy Teres dotarła do Dribecka, język już zaczął wychodzić mu z ust.Ci, którzy pozostali z jego gwardii przybocznej, byli zbyt ostro naciskani przez wroga, by zauważyć, w jakich opałach znalazł się ich władca.Bez nadziei na przełamanie dławiącego uścisku, Teres wbiła ostrze sztyletu między kciuk i palec wskazujący upiora i zaczęła piłować oporne ciało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]