Podstrony
- Strona startowa
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i tajemnice warszawskich fortow
- (57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... ZÅ‚oty Bafomet
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Swiety relikw
- (38) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Przemytnicy
- Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i Arka Noego
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Ksiega Strachow
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Templariusze
- Borun Krzysztof , Andrzej Trepk Proxima
- Clayton Alice Nie dajesz mi spać
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuchniabreni.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym czasie usłyszałem odgłos kilku osób wspinających po schodach i wchodzącychdo pokoju rozbitków.- Ktoś na łodzi był trzezwy? - padło pierwsze pytanie policjanta.%7łeglarze, jeden przez drugiego tłumaczyli, że byli trzezwi.- Dobra, wszyscy wiemy, że chrzanicie, ale tutaj dostaliście po kieliszku, więc nicwam nie udowodnię - rzekł stróż prawa.- Czy sternik był trzezwy?- Tak - padła odpowiedz.- A ta dziewczyna miała uprawnienia?- Nie.- Wszystko jasne.Jacht zatonął i jego odkupienie może was nauczy, że z wodą nie mażartów.Potem ktoś zapukał do drzwi naszego pokoju.Przykryłem się kocem po same uszy.Do środka wszedł niewysoki, łysiejący człowiek ubrany w szarozielony deszczak.Toodzienie było dla niego za duże.Poły sięgały kolan, a rękawy miał zawinięte.Reszta ubraniabyła także utrzymana w ponurej tonacji bez jakiegoś konkretnego koloru.Jednak jego twarzbyła przedstawieniem pantomimy.Oczy latały we wszystkich kierunkach, chyba miał zeza.Głębokie zmarszczki przy ustach i kącikach oczu świadczyły jednak, że ten policjant lubiżartować.- Jestem komisarz Drezyna - przedstawił się machając w powietrzu legitymacją.- Topan jesteś ten bohater?- Nie wiem, czy bohater - wyraziłem wątpliwość.- Uratował pan życie tamtej panience.Tamci kolesie - ruchem głowy wskazał drugipokój - to.- policjant powstrzymał się od epitetów, których w obecności Zosi nie wypadałoużyć.- Dobra, daj pan dowód osobisty - powiedział na koniec.- Muszę pana spisać, jakby ciz ubezpieczalni czegoś się czepiali.W moim dowodzie była legitymacja służbowa.Drezyna przejrzał ją i popatrzył namnie uważnie.- Jakby pan potrzebował dobrej rady, był bez winy, to niech pan dzwoni do komisarzaDrezyny - podał mi wizytówkę z numerem telefonu komórkowego i zniknął.- On rymował - rzekła Zosia wyglądając za komisarzem przez okno.Nie miałem sił dłużej zastanawiać się nad talentem Drezyny, więc przewróciłem się nadrugi bok i zasnąłem.Zosia w tym czasie na palcach wymknęła się z pokoju i zbiegła na dół.Moich nocnych koszmarów nie da się opisać.Rano koc był mokry od potu, ale czułemsię doskonale.Wziąłem prysznic i obudziłem Zosię.Razem zeszliśmy na śniadanie.Potemposzliśmy do Czesia i Piotrka.Po drodze Zosia opowiedziała mi o zabawie, jaka odbyła się wjadalni z okazji akcji ratunkowej.Rzecz jasna ośrodkiem zainteresowania byli Czesio, Piotreki pan Darek.Było picie piwa na czas i wielkie grillowanie resztek kuchennych zapasów.Jak można się było spodziewać chłopaki jeszcze spali.- No i co, Casanovy? - zapytałem na dzień dobry.- Ooo, witamy śpiącego królewicza - odpowiedzieli.- Skąd macie tę łajbę?- Mamy ją odprowadzić na Seksty i jest na to tydzień czasu.- Dobra, w południe widzimy się w Mamerkach.Z Zosią spakowaliśmy rzeczy i ruszyliśmy Rosynantem.Skorzystałem z bajeruzamiany koloru wozu: nasz pojazd nabrał leśnego kamuflażu.- To na wszelki wypadek, żeby nie było go za łatwo zobaczyć w lesie -wytłumaczyłem Zosi.Nagle za naszymi plecami usłyszeliśmy straszliwy ryk silnika i muzyki.Ktoś słuchałrozkręconych na cały regulator rock n rollowych przebojów z lat pięćdziesiątych.Wewstecznym lusterku widziałem tylko wielki obłok kurzu.Tak jechaliśmy słuchając starychprzebojów, które wspaniale brzmiały w taki słoneczny dzień.Nie czułem, że jadę, żebyprzeżyć kolejne przygody.Jeszcze przed parkingiem skręciłem w leśną drogę, a meloman podążył za nami.Trzeba przyznać, że w lesie ściszył muzykę.Jechaliśmy przez teren kwatery wzdłuż jezioraMamry.W końcu zobaczyliśmy jachty żeglarzy drużyny Jacka.Gdy zatrzymaliśmy się,tajemniczy samochód także stanął.- Jak tak można słuchać muzyki! - Zosia krzycząc podbiegła do obłoku kurzu.Usłyszeliśmy, że trzasnęły drzwiczki.Kurz jeszcze nie opadł i z mieszanymiuczuciami czekaliśmy, kto ukaże się naszym oczom.Otóż kołysząc się w rytm twista wyszedłubrany w bermudy, sandały i kwiecistą koszulę nasz znajomy dziennikarz.- Cicho, śliczności - rzekł Olbrzym.- Widzisz człowieka, który ma pierwszy dzieńblisko miesięcznego urlopu.Zaraz się przeodzieję w strój bardziej pasujący do waszychproekologicznych przekonań i wyłączę te ryki.Zobaczyłem, że zza półwyspu wypływa Rokita.Gdy przybił do brzegu dokonałemogólnej prezentacji.- No to jesteśmy prawie w komplecie - powiedziałem.- A kogo jeszcze brakuje? - zapytał Sarmata.- Jednego człowieka, który - jak sądzę - jest tu już od dawna i zadomowił się.Spotkamy go tylko wtedy, gdy sam będzie tego chciał.ROZDZIAA DWUNASTYPODZIEMIA KWATERY " TAJEMNICZY STARUSZEK " WOJENNYROMANS " STRA%7łNIK WEHRWOLFU " BUNKIER ZE SAUPAMI "OPOWIEZ O ZAMACHU " PORWANIE ZOSIRuszyliśmy naszą sporą gromadą na zwiedzanie kwatery.Siłą rzeczy musiałem byćprzewodnikiem.Przystanąłem niedaleko brzegu jeziora pod ogromnymi sosnami.Przed namibył głęboki dół i resztki ceglanych ścian.- Tutaj musiały być jakieś pomieszczenia gospodarcze albo willa - ocenił Sarmata.- Właśnie w tym miejscu stał dom Eduarda Wagnera, głównego kwatermistrza sztabugeneralnego - rzekłem.- W piwnicy była sauna, w której spiskowcy wykorzystując szumwody i syk pary, nie obawiając się podsłuchu, mogli swobodnie rozmawiać.Tu zapadływażne decyzje dotyczące zamachu na Hitlera.Harcerze patrzyli na dół z niedowierzaniem.- Tak, historia czyha na nas na każdym kroku - powiedział Olbrzym jakby czytając wmyślach młodzieży.- Od nas zależy, czy potrafimy takie miejsca uszanować i przekazaćnastępnym pokoleniom ich wartość.Poszliśmy dalej tunelem wśród leszczynowych zarośli.Doszliśmy do drogi biegnącejrównolegle do brzegu jeziora.- Najdalej na prawo znajduje się schron obronny oraz pompownia straży pożarnej -powiedziałem.- Przed nami ogromna budowla, identyczna z tą tam dalej, którą wczorajzwiedzaliśmy z Zosią.Obok stoi schron obronny i resztki fundamentów barakukwatermistrzostwa.Harcerze natychmiast pobiegli oglądać bunkry.Schron obronny był jakby miniaturątego większego.Miał taki sam rozkład pomieszczeń, lecz jego mury miały grubość zaledwie dwóch metrów.Pozbawiony był dodatkowego czterometrowego płaszczaochronnego, nie miał też korytarza biegnącego przez całą długość obiektu.Sarmata z uwagą przyglądał się jego maskowaniu.- Co to jest? - w końcu zapytał.- To mieszanka zaprawy murarskiej i trawy morskiej - odpowiedziałem.- Latemświetnie zlewa się z tłem soczystej zieleni, a zimą szarzeje i nie odbija się tak mocno na tlebiałego śniegu.Gdy harcerze spenetrowali wszystkie zakątki, łącznie z piwnicami barakukwatermistrzostwa, poszliśmy dalej.- Obok schronu wywiadu stoi transformatorownia i schron obronny - kontynuowałemopowieść.- Jak widzicie, na ścianie znajdują się jeszcze resztki napisów trafo.Z tyłu sąpomieszczenia dla obsługi.I znowu wycieczka rozpierzchła się na wszystkie strony.- Uważajcie, tutaj jest pełno dziur po studzienkach, którymi biegły kable i rury -ostrzegałem.- Aatwo złamać nogę.Teraz skierowaliśmy się na północ, do resztek elektrowni i kotłowni centralnegoogrzewania, które znajdują się tuż przy drodze Kętrzyn - Węgorzewo.Oba bunkry połączonesą ze sobą dwupiętrową rampą, tak dużą, że mogły na nią wjeżdżać ciężarówki.Oba schronykryją w sobie ogromne sale.W elektrowni widać resztki leży, na których spoczywałyagregaty prądotwórcze.- Słyszałem, że teren kwatery wydzierżawił jakiś przedsiębiorca z Warszawy, którychce tutaj zrobić muzeum i małą knajpkę - odezwał się Olbrzym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]