Podstrony
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- Peter Charles Hoffer The Brave New World, A History of Early America Second Edition (2006)
- Darwin Charles O powstawaniu gatunków drogš doboru naturalnego
- dickens charles klub pickwicka tom i
- dickens charles klub pickwicka tom ii
- Dickens Charles Klub Pickwicka tom II (2)
- Howard Robert E. Conan Droga do tronu
- Helena Katz Cold Cases, Famous Unsolved Mysteries, Crimes, and Disappearances in America (2010)
- Glen Cook Sny O Stali (2)
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uczesał się, potem wrócił do stolika i szybko wypił czekające na niego piwo.Gdy skończył, wstał i wyszedł z restauracji prosto na deszcz.Elaine stała na skraju chodnika i patrzyła na sklep po drugiej stronie ulicy.Benjamin odchrząknął i ruszył w jej kierunku.Kilka stóp przed nią zatrzymał się, znowu odchrząknął i uśmiechnął się.- Elaine? - odezwał się, pochylając się lekko do przodu.Odwróciła się szybko.Benjamin skinął głową.- Właśnie.właśnie sobie spacerowałem - wyjaśnił.- I wydawało mi się, że to ty.- Hej!Benjamin odwrócił się.Jakiś mężczyzna w samej koszuli stał tuż przed drzwiami restauracji, osłaniając głowę przed deszczem kartą dań.- Może by tak pan zapłacił za piwo? - zawołał.- Och - zreflektował się Benjamin.Przebiegł szybko przez chodnik i sięgnął do kieszeni po pieniądze.Podał kilka banknotów, które tamten wziął i zmiął w dłoni.- To studencki numer? - spytał mężczyzna.- Słucham?- Wypić i wyjść.To studencki numer?- Nie.Przepraszam.- Benjamin odwrócił się i ruszył do Elaine.- Co ty tu robisz? - odezwała się.- Słucham?- Co robisz w Berkeley?- Och.No cóż, mieszkam tu.Chwilowo.Elaine jeszcze przez chwilę patrzyła na niego ze zmarszczonym czołem, po czym przeniosła wzrok na ulicę.- Czekasz na autobus? - spytał Benjamin.Skinęła głową, nie patrząc na niego.- Aha - rzekł Benjamin.- Dokąd.dokąd się wybierasz?- Do miasta - odparła Elaine.Benjamin pochylił się i wyjrzał na jezdnię.Kilka przecznic dalej widać było przez deszcz zbliżający się autobus.- Mógłbym.mógłbym pojechać z tobą - zaproponował.- Jeśli.jeśli nie miałabyś nic przeciwko temu.- Hej!Mężczyzna z restauracji znowu stał na dworze z kartą nad głową.- Reszta - zawołał.Benjamin uśmiechnął się do niego i skinął głową.- Proszę ją zatrzymać - odpowiedział.- Co?- Proszę zatrzymać.Mężczyzna spojrzał na niego spode łba, trzymając resztę na wyciągniętej dłoni.W końcu Benjamin podbiegł do niego i tamten wysypał mu monety do ręki.- Dziękuję - powiedział Benjamin.Włożył pieniądze do kieszeni, wrócił na brzeg chodnika i czekał w milczeniu obok Elaine, aż autobus podjedzie na przystanek i otworzy drzwi.W środku było dużo ludzi, więc nie mogli siedzieć obok siebie.Elaine znalazła miejsce w środkowej części, obok starej kobiety trzymającej na kolanach złożoną parasolkę, a Benjamin ominął ją i wcisnął się między dwóch staruszków siedzących na samym końcu autobusu.Po drugiej stronie mostu łączącego brzegi zatoki autobus szybko przejechał szosą wzdłuż nasypu i zatrzymał się na końcowym przystanku.Benjamin wstał i wysiadł przednimi drzwiami za Elaine.- No cóż - odezwał się, idąc obok niej do głównej części pętli autobusowej.- Dokąd też tak idziesz?- Słucham?- Pytam, dokąd stąd idziesz.- Mam spotkanie - odparła Elaine.- Randkę?- Tak.Benjamin zatrzymał się, by uniknąć zderzenia z przechodniem idącym z naprzeciwka, ominął go i dogonił Elaine.- Tutaj? - spytał, wskazując na chodnik.- Słucham?- Tutaj, na pętli, masz się z nim spotkać?- Nie.- A gdzie? - Przyspieszył, by dotrzymać jej kroku.- Słucham?- Pytam, gdzie macie się spotkać.- W zoo - wyjaśniła Elaine.- W zoo - powtórzył Benjamin.Odchrząknął.- Mają tu chyba całkiem niezłe zoo, prawda?- Nigdy w nim nie byłam.- Och.No cóż, ja też nie.Mógłbym.mógłbym się tam z tobą przejechać.Dotrzymać ci po drodze towarzystwa.Czekali w milczeniu przy innym stanowisku na autobus do zoo.Benjamin stał z rękami w kieszeniach, spoglądając w górę na padający deszcz i od czasu do czasu wychylając się z grupy czekających, aby wypatrzeć autobus.Kiedy ten nadjechał, Benjamin wsiadł za Elaine i poszedł za nią do tylnej części, gdzie były wolne miejsca.Elaine usiadła, zdjęła kapelusz i podtrzymywała go ręką na kolanach.Benjamin usiadł obok niej.- Nieszczególny.nieszczególny dzień na wycieczkę do zoo - zauważył z uśmiechem.- Rzeczywiście - zgodziła się Elaine.Odwróciła głowę i wyjrzała przez mokrą szybę.Przejechali bez słowa kilka przystanków.Benjamin gapił się na miejsce przed sobą, a Elaine z głową odwróconą do okna patrzyła na mijane budynki i padający deszcz.W końcu odwróciła się do Benjamina.- Co ty tu właściwie robisz? - spytała.- Gdzie?- W Berkeley.Dlaczego mieszkasz w Berkeley?- Och - rzekł Benjamin, kiwając głową.- Po prostu mieszkam tu chwilowo.- Zamierzasz studiować?- Nie.- Więc dlaczego?- Dlaczego tu mieszkam?- Tak.- No cóż - zaczął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]