Podstrony
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej Œmierci
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoœć nas połšczy
- (27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 1
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wciąż trwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektóre z trzonków od noży były zielone, inne czerwone, jeszcze inneżółte.A ponieważ wszystkie trzonki widelców były czarne, barwy te tworzyły razem bardzointeresującą kombinację.Przed kratą kominka ustawiono talerze dla tyluż osób.Goście grzalisię przed kominkiem: rej między nimi wodził otyły, wielki jegomość w czerwonym fraku zdługimi połami, w jaskrawopąsowych pantalonach i stosowanym kapeluszu.Widoczniewszedł przed chwilą, gdyż trzymał jeszcze w ręku nie tylko kapelusz, ale i laskę, jaką gentle-mani jego profesji piastują zwykle nad dachami karet. Mówią mi, że wyglądam kwitnąco! powiedział posiadacz wspaniałego kapelusza.Smauker podał koniec małego palca prawej ręki jegomościowi we wspaniałym kapeluszu ipowiedział, że jest oczarowany, widząc go w tak dobrym zdrowiu. Mówią mi, że wyglądam kwitnąco powtórzył posiadacz wspaniałego kapelusza. Nicdziwnego! Jezdziłem w ostatnich dniach po dwie godziny dziennie z naszą starą.A jeśliustawiczna kontemplacja namaszczenia, z jakim obnosi swoją odwieczną lawendową szatę,nie wystarcza, żeby człowiek zwątpił o życiu, to niech mi wejdą na moją kwartalną pensję!Na to całe towarzystwo zaśmiało się bardzo serdecznie, a jeden z gentlemanów w zielonejkurtce z lampasem, jaki noszą stangreci, szepnął sąsiadowi w zielonych pantalonach, że Tuc-kle jest dziś w dobrym nastroju. Słuchaj no, Smauker powiedział Tuckle i coś szepnął mu do ucha. Och, zupełnie zapomniałem! powiedział John Smauker. Panowie! Mój przyjaciel,pan Weller! Przykro mi, że panu zasłaniam ogień, panie Weller! zawołał Tuckle, skinąwszy Samo-wi życzliwie. Mam nadzieję, że panu nie zimno! Ani trochę, panie Płomienisty! odpowiedział Sam. Tylko skończony zmarzlak czułbyzimno w pańskiej obecności! Słowo daję! Gdyby postawiono pana przed kominkiem wkarczmie, gospodarz mógłby sporo oszczędzić na węglu!Ponieważ odpowiedz ta była wyraznie osobistą aluzją do pąsowego stroju pana Tuckle'a,gentleman ów przez chwilę miał minę majestatyczną, ale potem odszedł od ognia i przyznał,że to wcale niezłe!70 Bardzom wdzięczny za pochlebne zdanie o mnie zawołał Sam. Na wszystko przyj-dzie kolej! Będzie jeszcze lepiej!Tu rozmowę przerwało wejście gentlemana w pomarańczowej aksamitnej liberii oraz dru-giego w stroju purpurowym i niezwykle długich pończochach.Kiedy nowo przybyli zostalipowitani przez zebranych gości, pan Tuckle zarządził, by podawano kolację, czemu resztatowarzystwa przyklasnęła jednogłośnie.Sklepikarz i jego żona ustawili na stole gotowany udziec barani, na gorąco, z kartoflami,sosem kaparowym i brukwią.Pan Tuckle zajął miejsce honorowe, naprzeciw niego zasiadłgentleman w pomarańczowych aksamitach.Sklepikarz naciągnął białe skórkowe rękawiczkido prania i stanął za krzesłem pana Tuckle'a. Harris! zawołał pan Tuckle rozkazującym głosem. Słucham pana! odpowiedział sklepikarz. Włożyłeś rękawiczki? Tak jest, proszę pana! Podaj nóż! Słucham pana!Sklepikarz spełnił polecenie z oznakami największego szacunku.Podając nóż panu Tu-ckle'owi ziewnął od ucha do ucha. Co chcesz przez to powiedzieć? bardzo surowo zwrócił się do niego pan Tuckle. Przepraszam pana powiedział przerażony i zgnębiony sklepikarz. Nie chciałem.wy-psnęło mi się.Pózno się wczoraj położyłem! Powiem ci, co o tobie myślę powiedział pan Tuckle z naciskiem. Jesteś ordynarnebydlę! Mam nadzieję, panowie powiedział Harris że nie będziecie dla mnie bardzo surowi!Jestem panom bardzo wdzięczny za patronowanie mi i proszę o rekomendowanie innym, gdypotrzebują dobrej usługi.Mam nadzieję, że potrafię panów zadowolić! Nie bardzo, mój panie! powiedział Tuckle. Jeszcze ci do tego daleko! Jesteś nieuważny nygus! powiedział gentleman w pomarańczowych aksamitach. Zwykły rzezimieszek! dodał gentleman w zielonych pantalonach. Niewiarygodny blagier! dodał gentleman w purpurze.Nieszczęśliwy sklepikarz kłaniał się bardzo nisko, gdy obrzucano go tymi epitetami z tyra-nią właściwą ludziom małym.Kiedy już każdy dodał coś od siebie, żeby pokazać swoją wyższość, pan Tuckle zabrał siędo krajania baraniny i obdzielania gości.Zaledwie przystąpiono do najważniejszego punktu programu na ten wieczór, gdy drzwiotworzyły się i wszedł jegomość w błękitnym ubraniu i skórzanych trzewikach. Wbrew prawom! Wbrew prawom! powiedział pan Tuckle. Za pózno! Za pózno! Nie, nie! Pozytywnie nie mogłem wcześniej! powiedział gentleman w błękitnym stroju. Odwołuję się do kompanii! Sprawa honorowa! Obowiązki galanterii! Teatr! Właśnie powiedział gentleman w pomarańczowym aksamicie. Naprawdę, jak Boga mego kocham powiedział człowiek w błękitnym stroju. Obie-całem najmłodszej córce, że przyjadę po nią do teatru o dziesiątej! A to taka przemiła dziew-czyna, że nie miałem serca nie dotrzymać słowa! %7ładna obraza dla kompanii, bo szło o spód-nicę! A kiedy w grę wchodzi spódnica wszystko na bok! Od dawna mam wrażenie, że coś się święci w tej materii! powiedział Tuckle, gdy nowoprzybyły zajął miejsce obok Sama. Zauważyłem parę razy, że coś za bardzo opiera się otwoje ramię, kiedy wsiada do karety albo wysiada z niej! Nie powinieneś, Tuckle, nie powinieneś! zawołał gentleman w błękitach. To nieład-nie! Możem i powiedział do tego czy owego z przyjaciół, że to boska istota i że odrzuciłakilka znakomitych partii! Ale żeby tak zaraz.przed obcymi! A nie! Tuckle, to nieładnie! To71nieładnie! Delikatności, przyjacielu, więcej delikatności! i gentleman w błękitach, zdjąwszychustkę z szyi i odrzuciwszy poły kurtki, zaczął chrząkać i marszczyć się, jakby miał niejednojeszcze do powiedzenia, ale nie mówi przez poczucie delikatności.Gentleman w błękitach był to jasnowłosy, prosty jak struna, wyrobiony lokaj, z twarzą ży-wą i zuchwałą; od razu też zwrócił na siebie uwagę pana Wellera, ale kiedy zaczął z tej becz-ki, Sam postanowił koniecznie podtrzymać z nim znajomość.Natychmiast więc wmieszał siędo rozmowy z tak charakterystyczną dla niego nonszalancją. Pańskie zdrowie! Ogromnie mi się podoba to, co pan mówił! Kapitalne!Błękitny uśmiechnął się, jakby komplement taki nie był dla niego pierwszyzną.Spojrzałjednak z uznaniem na Sama i powiedział, że muszą się koniecznie bliżej poznać, bo bezpochlebstw Sam ogromnie mu się podoba i bardzo przypadł mu do serca. Zazdroszczę panu! powiedział Sam. Szczęściarz z pana! Jak to pan rozumie? spytał błękitny. Z tą młodą damą, panie odpowiedział Sam. Wie, co dobre! Ma gust! Tu pan Wellerprzymknął jedno oko i zaczął kiwać głową na obie strony w sposób bardzo pochlebny dlagentlemana w błękitach. Boję się, że straszny z pana spryciarz, panie Weller! powiedział błękitny gentleman. Nie, nie! odrzekł Sam. Spryt zostawiam panu! To raczej po pańskiej stronie niż pomojej, jak powiedział gentleman stojący za murem do gentlemana stojącego przed murem,kiedy na niego pędził rozwścieczony buhaj! Zdaje mi się, panie Weller mówił błękitny że nie mogła nie zauważyć moich manier iprezencji! Spodziewam się, że potrafiłaby o tym niejedno powiedzieć! Czy ma pan coś podobnego? spytał szczęśliwy gentleman w błękitach, wyjmując z kie-szeni kamizelki wykałaczkę. Właściwie, to nie odrzekł Sam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]