Podstrony
- Strona startowa
- Dylewski Marek Finanse Samorzšdowe narzędzia, decyzje, procesy
- Socjologia Piotr Sztompka, Marek K. (forma txt)
- Marek Holynski E mailem z Doliny Krzemowej (2)
- Oramus Marek Hieny cmentarne (2)
- Oramus Marek Senni zwyciezcy
- Huberath Marek S Miasta pod skala
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Cerber Wilk w owczarni
- Hesse Hermann Wilk stepowy (SCAN dal 962)
- Hlasko Marek Opowiadania
- Windows XP dla ekspertów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wspomnienie takiegodnia nawet po wielu latach budzi w człowieku lęk, trwogę, aż insty nktownie chciałoby się zasłonićprzed ty m wspomnieniem.A cóż dopiero, jeśli to nie jeden dzień, a szesnaście prawie lat już się tak wlecze, a cóż dopiero,jeśli nad człowiekiem pewność wisi katowskim toporem, że przecież całe ży cie już tak będzie, żedni te będą przechodzić jeden w drugi, ale zawsze bez jutra.Io czy m można w końcu my śleć,jeśli się patrzy ciągle i rozumie, że ży cie nie górą, ty lko dołem, ry nsztokiem, razem z pomy jamiMasołowskiej, z sosem od kiszony ch ogórków? I czy m wtedy człowiek jest, jeśli nie kalekimptakiem& ?Oklapł jak dziad stuletni, z sił całkiem opadł.Chodził ścigany szy derczy m śmiechem panaZdzisia, który jak go ty lko gdzie spotkał, py tał się, czy już znalazł ten dzień wczorajszy, i kazał siękłaniać od siebie, całować w ty łek.Chodził zły i głodny, samotny jak chudy, ślepy kot z przeciwka,niepotrzebny nikomu na świecie: ani Zielińskiemu do złodziejskiej roboty, ani w po-wszechniaku,do którego nie by ło już po co chodzić, ani w domu, gdzie czas jesienno-zimowy i znów corazgłodniej i chłodniej.A ty mczasem na ulicy stała się rzecz niepojęta wprost, ludzie samy m sobie nie mogliuwierzy ć.Takiej sensacji nie by ło od śmierci Zy gmunta Zielińskiego.I jak zwy kle, kiedy działosię coś ciekawego, niezwy kłego, ludzie wy legli przed opłotki, przesiady wali wieczorami u siebie,przewracając i wy wlekając na wszy stkie strony te ludzkie nieszczęście jak %7ły dkupowaną mary narkę.A ludzie jak ludzie: jedni z obojętnością, drudzy ze współczuciem,z sercem na ręku, chociaż po prawdzie nie by ło kogo, jeszcze inni z mściwy m zadowoleniem, żew kogo innego uderzy ło nieszczęście, które może napisane by ło dla niego.A by li też i tacy, którzypojęcie szczęścia dawno zatracili w nieszczęściu i mówili z obojętny m wzruszeniem ramionami: A co mnie to obchodzi? Mało mam swoich& ?Najwięcej miała do powiedzenia Masołowska, bo u niej się to wszy stko zaczęło.Ludzieprzesiady wali w sklepie, zmieścić się już nie by ło można, czy hali oczy ma na jej ustach, chciwiaż do niemożliwości każdego szczególiku, a Masołowska wy godnie rozparta za ladą trajkotała: To by ło tak, moje państwo kochane.Przy chodzi ona do mnie, a ja ty lko spojrzałam na niąi od razu coś mnie tknęło do ży wego.Przy chodzi, mówi& A jak ubrana? przerwała któraś z kobiet. W saty nowe bluzkie.Przy chodzi, mówi Dzień dobry , ale ja już widzę, że nie dobry, leczodpowiadam: Dzień dobry, pani Kry siu& .A ona do mnie: Pani Masołowska, pani mniepozwoli butelkę& .Skrzy pnęły drzwi i po schodkach wszedł do sklepiku Rączy n.Stanął przy ladzie i zażądał piwa.Masołowska podała, szy bko wy liczy ła resztę i znów ciągnęła, po raz nie wiadomo który, swojąopowieść za każdy m razem inną.Ry siek przy czaił się w kącie, bo nie chciał, żeby go Rączy nwidział, jak słucha babskiego plotkowania.Ale Janek też zaczął się z uwagą przy słuchiwać. Apamiętam, że jeszcze nie miałam na sklepie, ty lko do piwnicy musiałam iść.O tu. I ludziepatrzy li tępo na klapę w podłodze. Poszłam, przy niesłam, a ona o Jezu! jakby m śmierćzobaczy ła, taka blada.Aż serce we mnie stanęło. A ruszy ło już? zapy tał niewinnie Janek. Czekaj pan, nie przeszkadzaj! Daję jej te esencje octowe, ale już czuję, już widzę, a w nocydrabina mi się śniła, to państwo sami wiecie& Tak, tak przy takiwali. Drabiną się piąć nieszczęście.Janek nie wy trzy mał.Odstawił butelkę.Ludzie spojrzeli na niego z ciekawością. A mnie pająki się śniły rzekł ponury m głosem, aż wszy stkich ciarki przeszły. Spuszczającesię pająki pierdułka w gruzach, tak stoi w senniku, a wiadomo, że to nie kłamie.Ale to chy ba niez panią, pani Masołowska.O Jezus mój drogi, za co by takie nieszczęście!Ale oburzone kobiety zaraz go zakrzy czały. Ona wy chodzi ciągnęła niczy m niezrażona Masołowska -aja już widzę oczami duszy, że tonieszczęście się stanie.No i patrz pani&Ludzie patrzy li przed siebie pusty m wzrokiem, ale nie mogli pojąć, dlaczego tak się stało.Boi pomy śleć na zdrowo: córka Lipki, posażna, własny dom w ty dzień zaledwie po ślubie, mogli ży ćjak te róże.Dopiero matka dziewczy ny wy płakała tajemnicę, że panna Kry sia kochała kogoinnego, szaraczka jakiegoś bez grosza przy duszy, ale ojciec słuchać nawet nie chciał i groził, żez domu wy rzuci, jak się sprzeciwi jego woli.Zaś ludzie ci najbardziej przesądni już widzieliktórejś nocy Kry się, jak straszy ła przechodzący ch i ry baków na stawachWolańskiego w zastępstwie czarnej damy. To kurwa dopiero wy my ślał własnej córce nieszczęśliwy ojciec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]