Podstrony
- Strona startowa
- Dylewski Marek Finanse Samorzšdowe narzędzia, decyzje, procesy
- Socjologia Piotr Sztompka, Marek K. (forma txt)
- Marek Holynski E mailem z Doliny Krzemowej (2)
- Oramus Marek Hieny cmentarne (2)
- Oramus Marek Senni zwyciezcy
- Wilk Marek Hlasko
- Hlasko Marek Opowiadania
- Hlasko Marek Opowiadania (2)
- Kosmiczne miasta w epoce kamien
- Christie Agatha Trzynascie zagadek (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Adams zauważył winorośl oplatającą pień jakiegośdrzewa.Zerwał i skosztował granatowych gron: dojrzałe i słodkie.Nie potrafiłpowstrzymać się i zjadł całą kiść.Pestki chował do kieszeni.Nie wypadało pluć nimiw tym ogrodzie.Strugi deszczu to osadzały, to rzezbiły kolejne przybywające fragmenty kośćca.Odkąd zrozumiał wzajemne współdziałanie modelowania i rzezbienia, uważnie, alechłodno obserwował działanie inteligentnego deszczu.Patrzył, jak tworzy się pasbarkowy, jak szybko rosną stalaktyty ramion, przedramion i dłoni.Nie było sensu liczyć prawdopodobieństwa właśnie takiego działania strug wody,intuicja mówiła, że poprawność kształtu i bezbłędna symetria zdławią je do zera. Chyba tę animację kręcono od tyłu.Rozpuszczając kości w jakimś kwasie. ,pomyślał.Wkrótce kompletny szkielet patrzył pustymi oczodołami.Był nieco niższy odAdamsa; kości spajała kleista substancja, już twardsza i sztywniejsza.Adams czekał na ciąg dalszy widowiska.Na razie powstała mineralna makietaszkieletu, możliwe, że wykonana z identycznego surowca jak oryginał.Nawet deszczprzestał padać, jakby nadchodził kolejny akt dramatu.Tym razem zaczął prószyć śnieg.Okazałe, pierzaste płatki wolno, leniwie opadały,gromadząc się wyłącznie na szkielecie.Jednocześnie pociekł perlisty, czerwony deszcz,nie krew, bo ciecz była przejrzysta.Skosztował parę schwytanych kropli: smakowały jakwino.Białe płatki osadzały się w niektórych miejscach szkieletu, przesiąkały czerwonymdeszczem.Formowały się z nich to bulwiaste kształty narządów wewnętrznych, topodłużne pasma mięśni, to napięte powierzchnie błon.Adams, zachwycony spektaklem, zaczął bić brawo.Rysowały się już wyraznie: serce, żołądek, wątroba, a różowe pasma mięśni oplotłykończyny.Zauważył, że surowiec nie marnuje się: śnieg niesiony wietrzykiem osadza sięwyłącznie na powstającej postaci, deszcz spada tylko na nią, a jego nadmiar zawsze zdążywsiąknąć, zanim ścieknie na murawę.Schwycił w dłoń spory płatek: nie był zimny, niestopniał.Adams skosztował smakowało jak ośrodka chleba.Wzdrygnął się przecież zaingerował w niezrozumiały proces.A jeśli spowodowałnieodwracalne szkody? Niepewnym ruchem przytknął resztkę płatka do postaci.Płatekspłynął z padającym deszczem.Proces następował etapami: chwilami zwalniał jakby po to, by Adams mógłdokładniej przyjrzeć się dziełu.Tak stało się, kiedy otrzewna ujęła narządy wewnętrzne,gdy w pełni uformowała się muskulatura, a na Adamsa patrzyły pozbawione jeszczepowiek gałki oczu; tak było, gdy całe ciało pokryła żółtawa warstwa tłuszczupodskórnego.Wreszcie zesypała się równomierna warstwa śniegu, która zwilżona, wygładziła sięw jednolitą warstwę skóry.Przed Adamsem stała łysa i naga kobieta.Była bezbłędniezbudowana, ale zupełnie bez włosów jak piękna rzezba.Po chwili jej głowę i wszystkiemiejsca, które kobieta ma owłosione, pokrył delikatny meszek.Włosy, falując, rosłynader szybko.Te na głowie już wkrótce długie, jasne i proste, te z rzęs lekko podwinięte,te jeszcze inne skłębione i krótkie.Deszcz wina i równoczesny śnieg chleba przestały padać.Kobiecie usiadł naramieniu duży motyl.Lekko strąciła go dłonią i popatrzyła na Adamsa.Ich spojrzeniaspotkały się.Kobieta zasłoniła się ramionami. Nie patrz tak na mnie powiedziała. Jestem naga.Adams podał jej kurtkę.(Wykorzystał okazję, by sprawdzić, że to nie animacja, lecz żywa istota).Zapięła kurtkępod szyję, włożyła ręce do kieszeni i naciągnęła ją poniżej bioder. Już lepiej oświadczyła.Trzeba od razu przeprowadzić test Ibn Khaldouniego.Tym bardziej jeśli jaktwierdził Uombocco ma to być idealna kobieta dla Adamsa.Umiejętność nazywaniawinna zaczynać się od siebie samego. Jak się nazywasz? Więc jednak umiesz mówić. Uśmiechnęła się. Właściwie to zależy od ciebie,ale prawdopodobnie Eva Adams. Parsknęła śmiechem, jakby do siebie.Zmiała się terazw głos, ukazując białe, równe zęby.Pamiętał przecież, jak jest zbudowana: dziewczyna o szczupłych biodrach,niedużych, ale foremnych piersiach i prostych, smukłych nogach.Teraz zauważył, że Evama głęboki ubytek w nasadzie serdecznego palca prawej dłoni. Co tu masz? zaniepokoił się. Przecież zjadłeś ten płatek śniegu.Każdy z nich miał swoje miejsce. No, ale. Speszył się. Teraz mam nieładny nos.Tam przylepiłeś tę resztkę. Przecież nie do nosa. Ale stamtąd trafił na mój perkaty nosek. Nadąsała się.Miała bardzo prosty, greckinos, zakończony zbyt uniesionymi nozdrzami. Chodz, wyjdzmy stąd. Adams lekko objął ją ramieniem.Po tym, co zdarzyło sięwcześniej, uznał, że ma do tego prawo.Nigdy jeszcze nie obejmował kobiety z kropelwina, wody i płatków chleba.Spojrzała na niego niechętnie: Naprawdę chcesz stąd wyjść? Pięknie tu, ale przecież za tą zasłoną winorośli są drzwi. No, dobrze.Skoro nalegasz.29.Za drzwiami wywiadowca wykręcił jej ręce.Dwóch innych śledczych schwyciłoAdamsa. Zostaw ją! krzyknął Adams. To moja żona. %7łartujecie.?! To coś, zrobione z nie wiadomo czego.? niski, kwadratowy oficerpogardliwie wydął wargi. To jest idealna kobieta dla mnie! Tak miało być według wszystkich ustaleń! Nie będę uciekać powiedziała z naciskiem Eva. No, dobrze.Puśćcie ją, Ciampone.Usiadła, rozcierając przeguby i obciągając kurtkę, by staranniej osłonić nagość. Nagle stałem się wrogiem, co.? rzucił Adams. Po godzinie pobytu w ogrodzie?Ciaken skinął na trzymających Adamsa wywiadowców. Posadzcie go rozkazał. Zapis obejmuje trzy tysiące sześćset godzin materiału.To jest sto pięćdziesiąt dni.Byliście w Ogrodzie dłużej, niż ktokolwiek z nas myślał. To nie był wasz eksperyment powiedziała Eva, kładąc szczególny nacisk nasłowo wasz. Koszty tego eksperymentu przekroczyły granice rozsądku. Ciaken zignorował jejuwagę. Można było przerywać zapis, kiedy nic się nie działo rzucił Adams
[ Pobierz całość w formacie PDF ]