Podstrony
- Strona startowa
- Blake, William Complete Poetry And Prose
- Prawo przyciagania Simone Elkeles (3)
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci
- Pullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)
- Krystyna Siesicka Pejzaz Sentymentalny
- PHP Kompendium Programisty Blake Schwendiman PL
- Roger Zelazny Aleja Potepienia (2)
- Grochola Katarzyna Upowaznienie do szczescia
- Tolkien J.R.R Powrót króla
- Microsoft Office Excel 2003 Bible
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zupełnie niezadowolony.Zaczynam przypuszczać, że.no cóż, że być może nie ma pan do niej stuprocentowego przekonania.- O, naprawdę? A jak pan wpadł na taki pomysł?- Nooo.proszę mi wierzyć, panie Reed, nie chciałbym pana niepokoić.Początkowo wykazał pan wielkie zainteresowanie Dębami i chociaż złożył pan propozycję o wiele niższą, niż wynosi prawdziwa wartość posiadłości.- Wstrzymajmy się na chwilę - przerwał mu Jack.- Mówi pan o wartości rynkowej czy wartości jako ciekawostki?- Panie Reed - rzekł Daniel Bufo - nie chciałbym tu pana urazić, ale czy pan autentycznie jest nadal zainteresowany nabyciem tej posiadłości? Bo jeśli nie, może pan nam obu zaoszczędzić bardzo wiele czasu i pracy.Niech pan powie jedno słowo, a damy sobie spokój.- Oczywiście jestem nadal zainteresowany - zapewnił go Jack.- Wszystko jest na dobrej drodze.Dziś późnym popołudniem będę rozmawiał z moim radcą prawnym.- Daniel Bufo stał tak blisko, że Jack widział przezroczyste kropelki potu na jego górnej wardze.Prawdę mówiąc, po tym wszystkim, co się tu zdarzyło, Jack nie kupiłby Dębów do końca świata.Ale gdyby teraz zerwał pertraktacje, miałby poważnie utrudniony dostęp do Dębów, a chciał, aż do chwili gdy wytropi Quintusa Millera, wchodzić i wychodzić z tego budynku tak często, jak potrzebował.- No, jestem naprawdę zadowolony z tego, co usłyszałem - oświadczył Daniel Bufo z widoczną ulgą.- Po tym, co powiedział mi pan wczoraj na temat osobistego spotkania się z osobą sprzedającą.- To już nie będzie potrzebne - zapewnił Jack.- Przyznaję, że byłem może nazbyt grymaśny.Ostatnio cierpiałem na ból zębów.a to mnie jakoś wytrąca z równowagi.- Och, przepraszam - powiedział Daniel Bufo, teraz, gdy upewnił się co do sprzedaży, wcielenie troskliwości.- Mam nadzieję, że wkrótce pan go wyleczy.Moja siostra była męczennicą bólu zębów.Pochylił się i obrzucił lubieżnym spojrzeniem nogi Karen, siedzącej w wozie.- Miło mi było znów panią ujrzeć, pani Reed.Jack niechętnie uścisnął mu dłoń i oświadczył:- Będziemy w kontakcie, dobrze? Gdy tylko porozmawiam z moimi radcami prawnymi.Daniel Bufo zawrócił do swego samochodu, powiewając połami obszernej marynarki.Jack patrzył za nim.Karen zapytała:- Chyba nie zamierzasz tego kupić, prawda? Po tym wszystkim, co się zdarzyło?- Nie kupiłbym tego budynku nawet, gdyby był to ostatni budynek, który pozostał pod słońcem.Daniel Bufo odwrócił się i pomachał Jackowi ręką, zanim władował się do swego wozu.Jack właśnie się odwracał, gdy wydało mu się, że ujrzał, jak stroszy się trawa obok drogi.Popatrzył ponownie, marszcząc brwi.Musiał to być wiatr, nic więcej.Ale znów ujrzał, jak poruszają się źdźbła i nie mógł to być wiatr, bo ciągnęło się to wzdłuż skraju drogi, jakby niewidoczny tchórz biegł przeciskając się przez trawę.To coś skierowało się prosto na samochód Daniela Bufo.- Co się dzieje, kochanie? - zapytała Karen, ale Jack już rzucił się do biegu.- Panie Bufo! - wołał.- Panie Bufo! Wynoś się pan stąd, do diabła, i to szybko!Daniel Bufo zmarszczywszy się popatrzył na niego przez przednią szybę, a potem zrobił najgorszą z możliwych rzeczy.Zgasił silnik.- Jazda! - wrzeszczał Jack - Panie Bufo! Jazda!Orzący trawę ruch dotarł do samej drogi.Nagle twardą ziemię rozsadziła ręka, a mocno ubita nawierzchnia trzasnęła i rozpadła się.Daniel Bufo opuścił szybę w oknie, wychylił głowę i zawołał:- Co pan powiedział, panie Reed? Czy coś jest nie w porządku?! Jack prawie już dobiegał do samochodu Daniela Bufo.- Jazda! - wrzasnął na niego.- Oni tu są!Nagle zrozumiał, że według wszelkiego prawdopodobieństwa tylko pogorszył sprawę.Bo gdyby nie wołał i nie próbował go ostrzec, Daniel Bufo już by do tej pory odjechał.Wielka twarz Daniela Bufo miała pogodny wyraz.- Przepraszam, panie Reed, nie jestem całkiem pewien, co pan.Jack gorączkowo oglądał wóz ze wszystkich stron, by zobaczyć, dokąd kieruje się rycie.Nawierzchnia zamknęła się za nim, jakby nic się nie zdarzyło.- Kto tu jest, panie Reed? - zapytał Daniel Bufo.Usłyszeli pod jego samochodem głośne, metaliczne uderzenie, a potem odgłos, jakby ktoś walił młotem w stalową blachę.Cały wóz zaskrzypiał i zaczął podskakiwać w górę i w dół na zawieszeniu.- Cóż to jest, u diabła? - odezwał się ze złością Daniel Bufo.- Panie Bufo, na pańskim miejscu ja bym.Ale w tym momencie rozległ się hałas jakby od wybuchu rozleciały się metal, tkanina i sprężyny, a Daniel Bufo cofnął się na siedzeniu.Dokładnie między jego udami wyskoczyła z brązowej skórzanej tapicerki zaciśnięta pięść z otartymi do żywego mięsa kłykciami.- Co, u diabła! - wykrzyknął, ale jego głos zmienił się w nieopanowany kwik; taki sam rodzaj kwiku, jaki wydaje świnia, gdy nagle zda sobie sprawę, że zaraz zostanie zarżnięta.Jedno ramię przebiło siedzenie samochodu, potem drugie.Chwyciły Daniela Bufo za szyję i szarpnęły gwałtownie w dół.Uderzył nosem w kierownicę, a Jack usłyszał, jak łamie mu się kość.- Graaaggghhh! - dławił się Daniel Bufo, usiłując złapać wystawioną przez okno ręką Jacka, błagając o ratunek.Jack szarpnął klamkę, ale wóz miał drzwi blokowane centralnie, a gdy spróbował sięgnąć do środka, by je otworzyć, Daniel Bufo zacisnął dłoń na jego rękawie i nie chciał go wypuścić.Dwoje muskularnych ramion przygięło głowę Daniela Bufo aż między kolana, tak że zgiął się wpół.Charczał i rzucał się, ale nie mógł chwycić oddechu, by krzyczeć.- Moja ręka, puść moją rękę! - wrzasnął na niego Jack.Ale Daniela Bufo ogarnęła panika tak absolutna, że tylko mocniej zaciskał uchwyt.Jeszcze dwie ręce, tym razem ręce czarnego, przecisnęły się przez tapicerkę i chwyciły Daniela Bufo w pasie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]