Podstrony
- Strona startowa
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 2 Dwie Wieze
- 1 Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 1 Wyprawa
- Tolkien J.R.R Niedokonczone opowiesci t.2 (SC
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 1 Wyprawa
- Tolkien J.R.R. Dwie Wieze (2)
- Hand Cynthia Anielska
- Cortazar Julio Gra w klasy (3)
- Tołstoj Lew Anna Karenina
- Harry Eric L Strzec i bronic
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cała prawie północna połaćPelennoru była oczyszczona z wroga, obóz nieprzyjacielski płonął, orkowie uciekali kuRzece jak zwierzyna ścigana przez myśliwców; wszędzie tam Rohirrimowie panowalinad polem bitwy.Lecz nie rozbili jeszcze oblężenia, nie zdobyli Bramy.Pod nią zostałyznaczne siły przeciwnika, a na drugiej połowie pola zgromadziły się nie tknięte jeszcze,niezliczone zastępy Mordoru.Na południe od drogi skupił się trzon armii Haradrimów,ich konnica otaczała chorągiew dowódcy.Ten dostrzegł w jasnym już teraz świetledziennym sztandar króla, powiewający w tej chwili z dala od głównego wiru walkipośród garstki jezdzców.Wódz Haradrimów zapłonął wściekłym gniewem, krzyknął,rozwinął swoją chorągiew, Czarnego Węża na krwawym szkarłacie, i runął do ataku nasztandar Białego Konia i zieleni, a za nim gnał tłum Haradrimów; wzniesione w górękrzywe ich szable migotały niby rój gwiazd.Theoden zobaczył go, a nie chcąc czekać biernie na napaść, pomknął naspotkanie przeciwnika.Starli się ze straszliwym impetem.Lecz biała furia rycerzypółnocy rozgorzała goręcej, lepiej też znali wojenne rzemiosło, bieglej i bardziejzabójczo władali długimi włóczniami.Mniej ich było, lecz rąbali sobie drogę przez tłumHaradrimów niby przesiekę w lesie.W najgęstszym bitewnym wirze przecisnął sięTheoden, syn Thengla.Włócznia jego śmignęła w powietrzu godząc wnieprzyjacielskiego dowódcę.Błyskawicznie dobył miecza i jednym ciosem rozszczepiłdrzewce chorągwi wraz z ciałem chorążego; Czarny Wąż opadł na ziemię.Resztkarozgromionej konnicy Haradrimów umknęła w popłochu.ecz nagle w tym momencie tryumfu złota tarcza króla przygasła.Jasny poranekzniknął z nieba.Przesłonił go znowu mrok.Konie zarżały stając dęba.LudzieLspadali z siodeł.- Do mnie! Do mnie! krzyknął Theoden. Naprzód, dzieci Eorla! Nie lękajcie sięciemności!Ale oszalały ze strachu Znieżnogrzywy wspiął się na zadnie nogi, jakby walcząc zpowietrzem, i z głośnym rżeniem zwalił się na bok, przeszyty czarną strzałą.Król runąłwraz z koniem, przygnieciony jego ciężarem.Czarny cień zniżył się jak chmura oderwana od stropu nieba.Nie, to nie byłachmura.Dziwna skrzydlata poczwara, jeśli ptak to większy niż wszystkie znane ptakiświata i nagi, nie upierzony; skrzydła miał wielkie, z grubej błony rozpiętej międzyzrogowaciałymi palcami.Stwór, być może, z dawnego świata, z gatunku, któryprzetrwał w zakątku niezbadanych, zimnych gór pod księżycem dłużej niż jego epoka iw jakimś ohydnym gniezdzie na szczytach wyhodował to ostatnie zapóznionapotomstwo, zwyrodniałe i złowieszcze.Czarny Władca wziął je pod swoją opiekę,wykarmił ochłapami mięsa, aż potwór wyrósł ponad miarę wszelkich innych latającychistot.Wtedy Czarny Władca podarował go swemu słudze jako wierzchowca.Skrzydlatystwór spuścił się na ziemię, zwinął błoniaste skrzydła, wydał z siebie okropny chrapliwywrzask i usiadł na ciele Znieżnogrzywego wpijając w nie szpony i wyginając w dółdługą, nagą szyję.Dosiadał go jezdziec w czarnym płaszczu, olbrzymi i grozny, w stalowej koronie,lecz między jej obręczą a zapięciem płaszcza ziała pustka, pośród której świeciły tylkomorderczym blaskiem oczy.Wódz Nazgulów! Gdy rozwiały się ciemności, zniknął zpola, aby przywoławszy swego wierzchowca powrócić i znów szerzyć śmierć, zmienićnadzieję w rozpacz, zwycięstwo w pogrom.W ręku trzymał wielką czarną buławę.Lecz Theoden nie był przez wszystkich opuszczony.Wprawdzie przybocznirycerze albo polegli przy nim, albo nie zdołali opanować oszalałych koni, które ponosiłyich dalej w pole, jeden wszakże pozostał przy królu: młody Dernhelm, nieustraszony wswojej wierności, płakał nad leżącym starcem, którego snadz kochał jak ojca.Przez całyczas walki Merry siedząc za Dernhelmem nie doznał żadnego szwanku, dopóki nienadciągnęły ponownie Ciemności, wtedy bowiem Windfola w panice stając dęba zrzuciłobu jezdzców i uciekł.Merry czołgał się teraz na czworakach jak oszołomiony zwierzak,oślepły i bezwładny ze zgrozy. Giermek królewski! Giermek królewski! powtarzał sobie w duchu. Musisz wytrwaćprzy królu.Sam powiedziałeś, że będziesz go czcił jak rodzonego ojca.Lecz wola nie odpowiadała głosowi serca, a całe ciało dygotało ze strachu.Merry nieśmiał otworzyć oczu i spojrzeć.W pewnej chwili wydało mu się, że słyszy głosDernhelma, lecz bardzo dziwny, podobny do głosu innej, spotkanej kiedyś osoby.- Precz stąd, odmieńcze, wodzu sępów.Zostaw umarłych w spokoju.Lodowaty głos odpowiedział:- Nie wtrącaj się między Nazgula a jego łup.Ukarze cię gorzej niż śmiercią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]