Podstrony
- Strona startowa
- Dick Philip K Kosmiczne Marionetki
- Marion Zimmer Bradley Dom swiatow
- Zimmer Bradley Marion Dom swiatow
- Zimmer Bradley Marion Dom swiatow (2)
- Smith Martin Cruz Skrzydla nocy
- Dav
- Brida
- Lem Stanislaw Summa Technologiae
- Feist Raymond E Srebrzysty ciern
- (ebook pdf) Teach Yourself SQL in 21 Days
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez całe jej ciało przebiega prąd, budzi każdy nerw, gdy docierają do niej odległe kroki i krzyki w lesie.jej ciało siedzi nieruchomo przed krosnami, tka brązowe nici i zmienia je na zielone, czółno za czółnem, tylko jej palce żyją, lecz z nagłym dreszczem przerażenia i ślepą wściekłością naciera do przodu, pozwala, by płynęło teraz przez nią życie lochy.Bogini! Oby tylko nie ucierpieli niewinni.myśliwi nic tobie nie zawinili.Nie może uczynić nic, patrzy z przerażeniem, drży, zatacza się od zapachu krwi, krwi swojego samca.krew tryska z wielkiego dzika, to dla niej jednak nic nie znaczy, on musi zginąć tak jak Król Byk.skoro jego czas nadszedł, jego krew musi zostać przelana na ziemię.za sobą słyszy przerażone piski swoich prosiaków i nagle, jakby wypełniła ją Wielka Bogini, nie wie już, czy jest Morgianą czy Wielką Lochą, słyszy swój własny wściekły kwik i chrząkanie – i tak jak w Avalonie, gdy wznosiła ręce, by sprowadzić w dół mgły Bogini, tak teraz odrzuca głowę do tyłu, drżąc, charcząc, słysząc przerażone kwiczenie swych małych, które tupią nieprzytomne, biegają wkoło niej, trykają jej głowę.jest niemal oszalała od tych obcych zapachów, od krwi, żelaza, obcości, wróg na dwóch nogach zbliża się, żelazo i krew i śmierć, czuje, jak sama naciera, słyszy krzyki, czuje ukłucie metalu i czerwona mgła zalewa jej oczy i brąz i zieleń lasu, czuje, jak w tej samej chwili, gdy w przejmującym bólu uchodzi z niej życie, jej kły coś rozdzierają, czuje, jak tryska krew, i wie, że nie wie już nic więcej.a czółno pracuje dalej, ciężkie teraz jak z ołowiu, ponad rozdzierającym bólem w jej brzuchu i czerwoną mgłą przesłaniającą jej oczy, i jej łomoczącym sercem, w cichej sali, gdzie nie słychać nic, poza szelestem czółna i cichym terkotaniem kołowrotka, w jej uszach wciąż brzmią krzyki.zachwiała się w swoim transie, wycieńczona.przechyliła się, opadła na krosna i leżała tam bez ruchu.Po jakimś czasie usłyszała głos Maliny, ale ani jej nie odpowiedziała, ani się nie poruszyła.– Och! Gwyneth, Morg.Matko, czy ci słabo!? Och Boże, chce tkać, a potem zawsze od tego choruje.Uwain! Accolon! Chodźcie, matka upadła przy krosnach!Czuła, jak kobiety pospiesznie rozcierają jej dłonie, wołają jej imię, usłyszała głos Accolona, czuła, jak ją bierze na ręce i podnosi.Nie mogła ani się poruszyć, ani przemówić.Pozwoliła się położyć na łożu, przynieśli jej wina, czuła, jak napój spływa w jej gardle, chciała powiedzieć, wszystko w porządku, zostawcie mnie, ale usłyszała tylko, jak wydaje ciche, przerażone chrząknięcia, i zamilkła, rozdzierał ją ból, ale wiedziała, że umierając, Wielka Locha uwolni ją, lecz najpierw ona też musi przejść agonię.i nawet kiedy tak leżała, oślepiona, zamroczona, umierająca, usłyszała odgłos myśliwskich rogów i wiedziała, że przywożą do zamku ciało Avallocha, zabitego przez lochę w kilka chwil po tym, jak on zabił dzika.Przed śmiercią Avalloch zdążył z kolei zabić lochę.śmierć i krew, i odrodzenie, i przepływ życia wewnątrz lasu, jak czółno śmigające po krosnach.w tę i z powrotem.Minęło wiele godzin.Wciąż nie mogła poruszyć żadnym mięśniem, by nie czuć potwornego, rozdzierającego bólu, ale przyjmowała ten ból niemal z wdzięcznością.Ta śmierć nie może mi ujść zupełnie bezkarnie, lecz ręce Accolona są czyste.Spojrzała mu w oczy.Pochylał się nad nią z troską i lękiem, byli przez chwilę sami.– Czy możesz już mówić, moja ukochana? – szepnął.– Co się stało?Potrząsnęła tylko głową, nie mogła mówić.Jego dłonie na jej ciele były delikatne, przynosiły ulgę.Czy wiesz, co dla ciebie uczyniłam, ukochany?Pochylił się i pocałował ją.Nigdy się nie dowie, jak blisko byli nieszczęścia i zguby.– Muszę wracać do ojca – powiedział łagodnie, smutno.– Szlocha i powtarza, że gdybym pojechał, mój brat by nie zginął, zawsze mnie o wszystko obwinia.– Jego ciemne oczy spoczęły na niej, był w nich cień niepokoju.– To ty mi zakazałaś jechać – powiedział – czy wiedziałaś o tym dzięki swoim czarom, ukochana?Przez wyschnięte gardło zdołała wydobyć cichy głos.– To była wola Bogini, by Avalloch nie zdołał zniszczyć tego, czego my tu dokonaliśmy – powiedziała.Z wielkim bólem zdołała poruszyć palcem i dotknąć węży wytatuowanych na nadgarstku ręki, która gładziła jej policzek.Jego twarz nagle się zmieniła, wyrażała teraz przerażenie.– Morgiano! Czy masz z tym coś wspólnego?Och, mogłam zgadnąć, jak by na mnie, patrzył, gdyby wiedział.– Jak możesz pytać? – wyszeptała.– Przez cały dzień tkałam w sali na oczach Maliny i służby, i dzieci.to była jej wola i jej czyn, nie mój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]