Podstrony
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Mangold Tom, John Penycate Wi podziemna wojna
- Werteryzm
- Ahern Jerry Krucjata 4 Skazaniec (SCAN dal 1081)
- Benzoni Juliette Marianna 05 Marianna i laury w ogniu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowieści o duchach były ponoć praw-dziwe, każdą z nich potwierdzało dwóch godnych zaufania świadków.Spis treści: Plebania w Barley , WyspaCzłowieka-Tchórza , Ulica Dennington nr 18 , Człowiek, który kulał - przypomniał mi choroby podczaspobytu w internacie.Otworzyłem Piękno natury.Natura okazała się kobietą, a piękno dotyczyło wyłącznie piersi.Nieskończona ilość zdjęć piersi, fotografowanych ze wszystkich stron, na tle najrozmaitszych rzeczy i w corazwiększym zbliżeniu, tak że na ostatnim zdjęciu widać już było tylko jedną pierś, z samego środka błyszczącejstrony wyzierała ciemna brodawka ponadnaturalnej wielkości.Było w tym za dużo obsesji, żeby wzbudzić jakieśerotyczne odczucia.Wziąłem lampę i poszedłem do łazienki.Była dobrze wyekwipowana, ze świetnie zaopatrzoną apteczką.Rozejrzałem się, poszukując śladu kobiety, ale nic nie znalazłem.W łazience była woda bieżąca, ale zimna i słona,nadawała się tylko dla mężczyzn.Wróciłem do mego pokoju i wyciągnąłem się na łóżku.Niebo za otwartym oknem było bladogranatowe,nad drzewami mrugało parę pierwszych słabiutkich północnych gwiazdek.Na zewnątrz monotonnie ćwierkałyświerszcze, z godnym Weberna brakiem wewnętrznej logiki, ale precyzyjnie trzymając się rytmu.Z chaty, którastała pod moim oknem, dobiegały niewyrazne hałasy i kuchenne zapachy.W domu panowała wielka cisza.Conchis coraz bardziej mnie intrygował.Chwilami wyrażał się z taką pedanterią, że miałem ochotę sięśmiać, okazać pełną wyższości wzgardę, jaką zwykle okazują moi współobywatele wobec mieszkańcówkontynentu, jednym słowem czułem skłonność do ksenofobii; kiedy indziej znów robił na mnie - choć bardzo sięprzed tym broniłem - duże wrażenie.I bynajmniej nie polegało to tylko na tym, że był bogaczem, który posiadagodne zazdrości dzieła sztuki.Teraz zaś przeraził mnie.Odczułem irracjonalny strach przed nadprzyrodzonymizjawiskami, choć zwykle wykpiwałem to u innych.Ale od początku czułem, że nie zostałem tu zaproszony zezwykłej gościnności, że zaprosił mnie z jakichś ukrytych powodów.Byłem mu do czegoś potrzebny.Podejrzenieo homoseksualizm odrzuciłem; miał już okazję, by się z nim zdradzić.Przeczyły temu także obrazy Bonnarda,narzeczona, album poświęcony urodzie kobiecych piersi.Musiało chodzić o coś innego. Czy należy pan do wybrańców?. Jestem jasnowidzem.wszystko towskazywało raczej na spirytualizm, latające stoliki.Niewykluczone, że owa dama z rękawiczką była jego medium.Co prawda, Conchis nie miał w sobie nic z drobnomieszczańskich pseudowykwintnych manier ani nie używałmętnych słów, które kojarzyły mi się z miłośnikami spirytystycznych seansów, ale na pewno nie był normalny.Zapaliłem papierosa i po chwili uśmiechnąłem się.Co z tego, że miałem lekkiego pietra, w tym pustympokoiku przestało to nagle mieć znaczenie.Prawda była inna: to ja znajdowałem się w stanie nienormalnegopodniecenia.Conchis był tylko przypadkowym czynnikiem, zjawił się we właściwym momencie; tak jak kiedyś wOksfordzie po semestrze spędzonym w celibacie nawiązałem romans z pierwszą spotkaną dziewczyną, tak terazwzbudził moje zainteresowanie Conchis.Wiązało się to jakoś z moim pragnieniem, by znów zobaczyć Alison.Poprostu znów miałem ochotę żyć.W domu panowała śmiertelna cisza jak we wnętrzu czaszki, ale był przecież rok 1953, a ja byłem ateistąi nie wierzyłem w spirytyzm, w duchy ani fetyszyzm.Leżałem czekając, aby upłynęło pół godziny, a cisza domubyła jednak tego dnia raczej ciszą spokoju niż trwogi.17Kiedy zszedłem na dół, w pokoju muzycznym paliły się już lampy, ale nie było nikogo.Na stoliku przedkominkiem stała taca, a na niej butelka ouzo, dzban wody, szklanki i miska z dużymi granatowoczarnymioliwkami.Nalałem sobie trochę ouzo i dodałem wody, żeby napój stał się mleczny i nieprzejrzysty.A potem zeszklanką w ręku zacząłem chodzić wokół bibliotecznych półek.Książki były ustawione według tematów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]