Podstrony
- Strona startowa
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Stephen King TO
- Przerwa Tetmajer Kazimierz Na skalnym Podhalu
- Chmielewska Joanna Wszelki wypadek scr
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A tu.Tommy, tu jest Mary.- Tak.Mary Jordan.Zdjęcie podpisano imieniem i nazwiskiem.- Była ładna.Bardzo ładna.Fotografia jest wyblakła i stara, lecz.och.Tommy.naprawdę wspaniale ją zobaczyć.- Ciekawe, kto zrobił to zdjęcie?- Może ten fotograf, o którym wspominał Izaak.Ten z wioski.Może jego wnuk ma jeszcze jakieś stare zdjęcia.Moglibyśmy wybrać się do niego któregoś dnia i zapytać.Tommy odsunął na bok album i otwierał list, który nadszedł z południową pocztą.- Coś ciekawego? - spytała Tuppence.- Dostaliśmy trzy listy.Dwa, jak widzę, to rachunki.A ten.tak.to coś zupełnie innego.Pytałam, czy jest interesujący? - powtórzyła.- Może się taki okazać - odparł Tommy.- Jutro znów będę musiał pojechać do Londynu.- Podjąć twoje zwykłe obowiązki?- Niezupełnie.Zamierzam kogoś odwiedzić.Właściwie nie w samym Londynie, trochę dalej.W kierunku na Harrow, jak przypuszczam.- A o co chodzi? Nic mi nie mówiłeś.- Zamierzam odwiedzić człowieka o nazwisku pułkownik Pikeaway.- Ależ się nazywa!- Prawda?- Czy ja go znam?- Może ktoś wspominał go przy tobie.Zawsze towarzyszą mu kłęby tytoniowego dymu.Masz jakieś pastylki na kaszel?- Pastylki na kaszel! Nie wiem.Tak, chyba mam.Trzymam jakieś stare pudełko od zeszłej zimy.Ale ty przecież nie masz kaszlu? W każdym razie, ja nie zauważyłam.- Jeszcze nie mam, ale będę miał, jeśli odwiedzę Pikeawaya.O ile pamiętam, wystarczy odetchnąć dwa razy, a potem już się bez przerwy kaszle.Można patrzeć z nadzieją na okna - wszystkie są dokładnie zamknięte - lecz Pikeaway nigdy nie rozumie takich aluzji.- Dlaczego chce się z tobą widzieć?- Nie mam pojęcia - odparł Tommy.- Wspominał o Robinsonie.- Co? O tym żółtym facecie? Tym z tłustą żółtą twarzą, który zajmuje się ściśle tajnymi sprawami?- Właśnie tym - potwierdził Tommy.- Cóż, może to, w co się wmieszaliśmy, jest ściśle tajne.- Trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, że jaka by to nie była sprawa, miała miejsce całe lata temu i nawet Izaak jej nie pamięta.- Nowe grzechy rzucają długie cienie - powiedziała Tuppence - jeśli tak właśnie brzmi to powiedzenie.Nic pamiętam.Nowe grzechy rzucają stare cienie.A może stare grzechy?- Na twoim miejscu zapomniałbym o tym - poradził Tommy.- Żadna wersja nie brzmi sensownie.- Chyba wybiorę się po południu do tego fotografa.Chcesz pójść ze mną?- Nie - odparł Tommy.- Chyba pójdę popływać.- Popływać? Jest okropnie zimno.- Nie szkodzi.Czuję, że potrzeba mi ochłody i odświeżenia.by usunąć z siebie wszystkie pajęczyny i śmieci, które zwisają mi z uszu i szyi, a kilka mam chyba nawet między palcami u nóg.- To było naprawdę brudne zajęcie - powiedziała Tuppence.- Cóż.ja wybiorę się do pana Durrella czy Durrance'a.Nie otworzyłeś jeszcze jednego listu.Tommy.- Och, nie zauważyłem.Aha, to może być coś.- Od kogo?- Od mojej badaczki - powiedział poważnym tonem Tommy.- Tej, która sprawdza mieszkańców w całej Anelii, wędrując po Somerset House w pokiwaniu aktów zgonu, ślubu i urodzenia, przeglądajc archiwa prasowe i spisy ludności.Jest bardzo dobra.- Dobra i piękna?- Urody raczej byś w niej nie dostrzegła.- Cieszę się - stwierdziła Tuppence - Wiesz, Tommy, teraz, kiedy posuwasz się w latach, mógłbyś.mógłbyś wpaść na niebezpieczny pomysł i zatrudnić piękną asystentkę.- Nie doceniasz swojego wiernego męża.- Wszystkie moje znajome powtarzają mi, ze z mężem nigdy nic nie wiadomo.- Masz niewłaściwe znajome - ocenił Tommy.ROZDZIAŁ PIĄTYRozmowa z pułkownikiem PikeawayemTommy przeciął Regent's Park.Mijał ulice, którymi nie jeździł od lat.Pamiętał, że kiedy jeszcze mieszkali z Tuppence koło Belsize Park, chodził po Hampstead Heath z psem.który uwielbiał spacery i odznaczał się wyjątkowo upartą naturą.Po wyjściu z mieszkania zawsze chciał skierować się w lewo drogą biegnącą do Hampstead Heath.Wysiłki Tuppence lub Tommy'ego, by zmusić go do pójścia w prawo do dzielnicy handlowej, zazwyczaj spełzały na niczym.James, sealyham terrier o upartym charakterze padał swoim ciężkim, długim jak parówka cielskiem plackiem na chodnik, wywalał na wierzch jęzor i przybierał minę czworonoga zamęczanego przez swoich właścicieli głupimi rozkazami.Przechodzący obok ludzie zazwyczaj nie mogli powstrzymać się od komentarza.- Popatrz na tego ślicznego psiaka.Tego z białą sierścią.Wygląda zupełnie jak parówka, prawda? Ledwie dyszy, biedak.Ci jego właściciele nie pozwalają mu biegać, gdzie chce.Wygląda na kompletnie wyczerpanego.Tommy odbierał smycz od Tuppence i zdecydowanie ciągnął Jamesa w przeciwną stronę do tej, w którą chciał iść pies.- Och.Boże, nie mógłbyś go wziąć na ręce, Tommy? - powiedziała Tuppence.- Co? Wziąć na ręce Jamesa? Jest za ciężki.James zastosował sprytny manewr i zwrócił swój parówkowaty korpus tak.że znów patrzył w stronę, w którą pragnął iść.- Patrz, jaki biedny psiak, pewnie chce wracać do domu.James ciągnął uparcie za smycz.- No dobrze - rzuciła Tuppence.- Zrobimy zakupy później.Chodźmy, musimy pozwolić Jamesowi iść tam, gdzie chce.Jest tak ciężki, że nie damy rady go zmusić.James podniósł łeb w górę i pomachał ogonem.- Najzupełniej się z wami zgadzam - zdawało się oznaczać to machanie.- Wreszcie to do was dotarło.Idziemy.Cel: Hampstead Hcath.Jak zawsze.Tommy zamyślił się.Miał adres miejsca, do którego zmierzał.Po raz ostatni odwiedził pułkownika Pikeawaya w Bloomsbury.Mały, zagracony pokoik wypełniony dymem.Dotarł pod właściwy adres i stanął przed małym, nie wyróżniającym się niczym domem, zwróconym w stronę wrzosowisk niedaleko miejsca urodzenia Keatsa.Mimo to nie wydawał się szczególnie artystyczny czy interesujący.Zadzwonił do drzwi.Otworzyła je stara kobieta, ściśle odpowiadająca jego wyobrażeniu o tym, jak powinna wyglądać wiedźma: miała szpiczasty nos i podbródek.które niemal stykały się ze sobą.a do tego wrogie spojrzenie.- Czy mogę zobaczyć się z pułkownikiem Pikeawayem?- Nie dam za to głowy - powiedziała wiedźma.- Nazwisko?- Nazywam się Beresford.- A tak.Coś wspominał.- Mogę zostawić samochód przed domem?- Na chwilę może być.Nie kręci się tu za wielu policjantów.I nie ma żółtych linii.Lepiej niech go pan zamknie.Nigdy nic nie wiadomo.Tommy spełnił polecenie i wszedł za starą kobietą do domu.- Piętro wyżej - rzuciła.Już na schodach czuć było silną woń tytoniu.Czarownica zastukała w drzwi, wsadziła głowę do pokoju i powiedziała:- To pewnie ten dżentelmen, którego chciał pan widzieć.Mówi, że pan się go spodziewa.Cofnęła się i Tommy wkroczył do zapamiętanego wcześniej królestwa dymu, który niemal natychmiast zmusił go do kaszlu i gwałtownego łapania oddechu.Wątpił, żeby pamiętał pułkownika Pikeawaya, oczywiście poza kłębami tytoniowego dymu.W fotelu spoczywał bardzo stary mężczyzna.Mebel byt w dość opłakanym stanie, w jego poręczach ziały wypalone papierosami dziury.Kiedy Tommy wszedł, mężczyzna popatrzył na niego przenikliwie.- Proszę zamknąć drzwi, pani Copes - rozkazał.- Nie chcemy przecież, żeby dostało się tu zimne powietrze.Tommy sądził, że tego właśnie pragnęli, lecz oczywiście nie mógł się sprzeciwić - tylko wdychać dym i wkrótce skonać, jak ocenił.- Thomas Beresford - powiedział z uwagą pułkownik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]