Podstrony
- Strona startowa
- Albert Speer Wspomnienia (2)
- Camus Albert Upadek
- Albert Speer Wspomnienia (3)
- Alberto Moravia Rzymianka
- Rice Anne Wywiad z wampirem
- Windows XP dla ekspertów
- Brown Dan Cyfrowa Twierdza
- Brooks Terry Kapitan Hak
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Raport Witolda Pileckiego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z równym naciskiem wprowadziła inne małe zmiany w naszym codziennym życiu: na przykład, kiedy tylko wstawałam, nastawiała mi duży kociołek wody do mycia, wkładała kwiaty do wazonu w moim pokoju i tak dalej.Giacinti dawał mi zawsze tę samą sumę i ja, nie mówiąc nic o tym matce, chowałam te pieniądze do pudełka w szufladzie, w której do tej pory ona przechowywała swoje oszczędności.Dla siebie zatrzymywałam tylko trochę drobnych.Prawdopodobnie matka musiała zauważyć, że nasze zasoby codziennie się powiększają, ale nigdy nie zamieniłyśmy ani słowa na ten temat.Później już zaobserwowałam, że nawet ci ludzie, których zarobki pochodzą ze źródeł najzupełniej legalnych, nie lubią o nich mówić nie tylko z obcymi, ale nawet i z najbliższym otoczeniem.Widocznie z pieniędzmi wiąże się uczucie wstydu, a w każdym razie pewnego skrępowania, które wykreśla je z liczby ogólnie poruszanych tematów i włącza do spraw intymnych, o których się nie mówi, jak gdyby pieniądz był zawsze nieuczciwie zarobiony, bez względu na jego pochodzenie.A może prawda leży w tym, że nikt nie chce się zdradzić, jakie uczucia budzą w nim pieniądze: uczucia silne, związane prawie zawsze z jakimś cieniem winy.Jednego z owych wieczorów Giacinti wyraził chęć, żeby u mnie przenocować; odmówiłam mu pod pretekstem, że sąsiedzi mogliby zobaczyć go rano, wychodzącego z naszego mieszkania.Ale prawdziwy powód był inny: wciąż jeszcze był on dla mnie równie obcy jak pierwszego wieczoru, i to bynajmniej nie z mojej winy.Od pierwszego wieczoru aż do dnia wyjazdu nie zmienił ani na jotę swojego zachowania.Był to człowiek pozbawiony wszelkich wartości, przynajmniej w dziedzinie uczuć; toteż nigdy nie mogłam wykrzesać z siebie nic prócz tej odrobiny sympatii, jaka obudziła się we mnie podczas naszego pierwszego spotkania, gdy patrzyłam na niego pogrążonego we śnie, a była to sympatia jakby oderwana, zapewne nie mająca z nim nic wspólnego.Sama myśl, że ten człowiek miałby spędzić u mnie całą noc, była odpychająca; poza tym obawiałam się nudy, bo byłam pewna, że nie pozwoli mi zasnąć i będzie się zwierzał, i opowiadał o sobie do białego rana.On jednak nie zauważył ani mojej niechęci, ani znudzenia i był święcie przekonany, że w ciągu tych kilku dni zyskał sobie całkowicie moją sympatię.Nadszedł dzień umówionego spotkania z Ginem.Tyle rzeczy zaszło przez te dziesięć dni, że wydawało mi się, iż ze sto lat upłynęło od czasu, kiedy widywałam się z nim przed porannym pozowaniem i pracowałam, żeby zebrać pieniądze na wyprawę, uważając się za narzeczoną w przede dniu ślubu.Zjawił się punktualnie o oznaczonej godzinie i kiedy wsiadałam do samochodu, wydał mi się bardzo blady i zmieniony.Nikt nie lubi być przyłapany na oszustwie, nawet najbardziej zatwardziały przestępca, a Gino musiał pewnie wiele rozmyślać w ciągu naszej dziesięciodniowej rozłąki i zaczynał coś podejrzewać.Ale w moim zachowaniu nie przebijał ani cień wyrzutu i muszę powiedzieć, że nie musiałam wcale udawać, bo byłam zupełnie spokojna, co więcej, po pierwszym cierpkim rozczarowaniu poczułam dla niego pobłażliwą i sceptyczną sympatię.Pomimo wszystko Gino mi się jeszcze podobał - zdałam sobie z tego sprawę od pierwszej chwili - a było to już bardzo wiele.Jechaliśmy w stronę willi i on zapytał po krótkim milczeniu:- Czyżby twój spowiednik zmienił zdanie?Powiedział to szyderczym, ale zarazem niepewnym tonem.- Nie.to ja zmieniłam zdanie - odrzekłam spokojnie.- A ta robota, w której pomagałaś matce, już skończona?- Na razie tak.- To dziwne.Sam nie bardzo wiedział, co mówi, ale było jasne, że docina mi chcąc wybadać, czy jego podejrzenia są słuszne.- Dlaczego dziwne?- Powiedziałem to ot tak sobie!- Nie wierzysz, że byłam zajęta.Uważasz, że powiedziałam nieprawdę?- Nic nie uważam.Postanowiłam go zdemaskować, ale po swojemu, bawiąc się z nim przez chwilę jak kot z myszą, nie uciekając się do gwałtownych scen, co doradzała mi Gizela, ale co nie zgadzało się zupełnie z moim usposobieniem.Zapytałam go zalotnie:- Czyżbyś był zazdrosny?- Ja, zazdrosny.ani mi to w głowie!- Tak, jesteś zazdrosny.i gdybyś był szczery, przyznałbyś się do tego.On połknął haczyk i powiedział:- Każdy inny na moim miejscu byłby zazdrosny.- Dlaczego?- Dajże spokój.kto by ci uwierzył?.Taka pilna robota, że nie mogłaś znaleźć nawet pięciu minut, żeby się ze mną zobaczyć!- A jednak to prawda.miałam bardzo dużo pracy.- I tak było naprawdę, bo czymże jeżeli nie pracą, i to bardzo ciężką, były te wszystkie wieczory spędzane z Giacintim? - I zarobiłam tyle, że wystarczy mi i na zapłacenie wszystkich rat, i na wyprawę - dorzuciłam kpiąc sama z siebie - tak więc będziemy się mogli pobrać nie robiąc żadnych długów.Nic nie odpowiedział, najwyraźniej zaczynał mi wierzyć, jego podejrzenia rozwiały się; wtedy - jak to zawsze robiłam dawniej - objęłam go i pocałowałam w szyję koło ucha, szepcząc:- Dlaczego jesteś zazdrosny?.Przecież wiesz, że w moim życiu nie ma nikogo prócz ciebie.Dojechaliśmy do willi.Gino zaparkował auto w ogrodzie, zamknął bramę i poszliśmy ku drzwiom prowadzącym do pokoi służbowych.Był już zmierzch i w oknach sąsiednich domów zapalały się pierwsze światła, czerwonawe w błękitnej mgle zimowego wieczoru.W korytarzu sutereny panował mrok, było tam duszno i zalatywało wilgocią.Zatrzymałam się i powiedziałam:- Ale nie pójdę dzisiaj do twojego pokoju.- Dlaczego?- Chcę, żebyśmy się kochali w sypialni twojej pani.- Oszalałaś chyba! - zawołał z oburzeniem.Przesiadywaliśmy często w willi na pierwszym piętrze, ale potem schodziliśmy zawsze do sutereny, do jego pokoju.- Taką mam zachciankę - odpowiedziałam.- Co ci to szkodzi?- Szkodzi mi, i to bardzo.Nie daj, Boże, jeszcze zrobimy jakąś szkodę, nigdy nie wiadomo: wszystko się wyda i co wtedy będzie?- Wielkie rzeczy - zawołałam lekceważąco - najwyżej cię wyrzucą!- I ty to tak mówisz!- A jak mam mówić?.Gdybyś mnie naprawdę kochał, nie zastanawiałbyś się nad tym ani przez chwilę.- Kocham cię przecież, ale co to, to nie, nie mówmy nawet o tym.Nie chcę wpaść w tarapaty.Byłam bardzo spokojna i z zimną krwią prowadząc swoją grę zawołałam:- Będziemy uważali.nie połapią się.- Nie, nie!- Proszę cię o to ja, twoja narzeczona, a ty ze strachu, żebym nie położyła się tam, gdzie kładzie się twoja pani, i żebym czasem nie oparła głowy o jej poduszkę, odmawiasz mi.Co ty sobie właściwie myślisz? Że ta twoja pani to coś lepszego ode mnie?!- Nie, ale.- Tysiące takich jak ona mogą się schować przy mnie - ciągnęłam dalej.- Tym gorzej dla ciebie.Popieść się z prześcieradłami i poduszkami twojej pani.ja się wynoszę!Jak już od dawna zauważyłam, stosunek Gina do jego chlebodawców był wiernopoddańczy i pełen pokory; był z nich dumny i w swojej tępocie uważał, że ich bogactwa należą w pewnym sensie i do niego; ale kiedy usłyszał moje słowa i zobaczył, że wychodzę, zaskoczyła go moja zdecydowana postawa, będąca dla niego czymś zupełnie nowym; wybiegł za mną wołając:- Poczekaj.dokąd idziesz?.Nie mówiłem tego na serio.No chodźmy, jeśli ci ma to sprawić przyjemność!Dałam się prosić jeszcze przez chwilę, udając, że jestem obrażona; na koniec zgodziłam się i, przytuleni do siebie, zatrzymując się na każdym stopniu schodów, całowaliśmy się tak jak za pierwszym razem, tylko - przynajmniej co do mnie - w zupełnie odmiennym nastroju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]