Podstrony
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Norton N22 Michael Crichton (2)
- Crichton Michael Norton
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 4
- Ks. Rajmund Pietkiewicz Doktorat Pismo ÂŚwięte w j.pol. w latach 1518 1638
- Rowni bogom Asimov Isaac
- Ekstaza Gabriela
- R A Salvatore Krysztalowy
- Smith Scott Prosty Plan (SCAN dal 924)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kroganka miała rację.Kiedy nasze bose stopy dotknęły gładkiej powierzchni, blask rozjarzył się tak, że naprawdę mogłem obejrzeć ciemną konstrukcję przed nami.W oknach nie było szyb, zamiast drzwi ujrzałem szeroko otwarty portal.Zapragnąłem znów poczuć w ręku miecz, który pozostał nad rzeką.Wprawdzie Orsya zwróciła mi nóż i miałem przy sobie dobrych osiem cali hartowanej stali, ale w takim miejscu wyobraźnia zbyt szybko maluje niebezpieczeństwa, przeciw którym nie można stawać z podobną bronią.Nie zauważyłem rzeźb ani ozdób wokół ościeżnicy, niczego, co przerywałoby surowe linie ścian.Ale kiedy weszliśmy do środka, światło zabłysło dwakroć mocniej.Komnata, w której się znaleźliśmy, była zupełnie pusta.Przed sobą mieliśmy długą ścianę, a w niej dziesięć otworów.Drzwi były szczelnie zamknięte, nie zobaczyłem tam żadnych klamek, nie dostrzegłem też, w jaki sposób można by je otworzyć.Orsya podeszła do otworu naprzeciw nas i oparła dłoń o drzwi, lecz te ani drgnęły.- Nigdy nie zaszłam aż tak daleko - powiedziała.- Był tam wtedy czar ostrzegawczy, ale dzisiaj go nie ma.- Czar ostrzegawczy! - Rozgniewała mnie beztroska, z jaką naraziła nas na niebezpieczeństwo.- A my przyszliśmy bez broni.- Bardzo stary czar ostrzegawczy - odparowała.- Taki, który odpowiadał na nasze ochronne słowa, a nie na ich.Musiałem zaakceptować to wyjaśnienie.Lecz istniał sposób, żeby poddać je próbie.Przebiegłem spojrzeniem zamknięte drzwi.A później wymówiłem dwa słowa, których nauczyłem się w Lormcie.ROZDZIAŁ XINie były to Wielkie Słowa, których użyłem w Zielonej Dolinie, kiedy nieznana Moc mi odpowiedziała, miały tylko poddać próbie i jednocześnie chronić tego, kto je wypowiadał.Kiedy odbiły się echem w wąskiej komnacie, światło pod naszymi stopami rozbłysło tak mocno, że oślepiło mnie na chwilę i usłyszałem cichy krzyk Orsyi.Później rozległ się trzask, łomot i daleki, cichy grzmot.I w tym nowym blasku dostrzegłem, że drzwi, o które oparła ręce moja towarzyszka, są rozłupane i opadają płatami.Orsya odskoczyła, kiedy rozpadły się w proch.Tylko te jedne drzwi zostały tak zaatakowane.Wydawało się, że dotknięcie Kroganki posłużyło za kanał nieznanej mocy, którą przywołały moje słowa.Pomyślałem, chociaż trudno było mieć pewność, bo wszystko zdarzyło się tak szybko, że rozpad zaczął się od tego właśnie miejsca, gdzie spoczęły jej palce.Teraz usłyszeliśmy odpowiedź - nie taką jak uprzednia, lecz rodzaj śpiewu.Skończył się szybko i nic z niego nie zrozumiałem.- Co to znaczy?- Nie wiem, to jest bardzo stare.Niektóre dźwięki.- Orsya pokręciła głową.- Nie, nie wiem.Był to chyba strażnik, który miał reagować na przybycie kogoś takiego jak my.Nie musimy się lękać tego, co otwarło się przed nami.Nie podzielałem jej pewności.Chciałem ją powstrzymać gdy przeszła przez strzaskane drzwi, ale byłem od niej za daleko i wymknęła mi się.Nie miałem wyboru, musiałem pójść za nią.Niezwykłe światło otoczyło nas promienną chmurą, odbijając się w płonącej jaskrawym blaskiem posadzce.Weszliśmy do kwadratowej komnaty, na której środku znajdowało się podwyższenie o dwóch stopniach.Stało na nim wysokie krzesło z szerokimi poręczami.I ktoś tam siedział.Ożyły we mnie wspomnienia.Opowieść o tym, jak mój ojciec i Koris znaleźli wydrążony wysoko w karsteńskim klifie grobowiec legendarnego Volta, który również siedział na krześle, trzymając w rękach wielki topór.Koris ośmielił się zażądać topora.Kiedy wziął go z kolan zmarłego, szczątki Volta rozpadły się w proch, jakby czekały jedynie na przybycie jakiegoś wojownika, na tyle śmiałego i silnego, żeby mógł władać bronią nie wykutą dla ludzkich rąk, ale dla kogoś, kogo uważano za półboga.My jednak nie mieliśmy przed sobą wyschniętych zwłok.Nie wiem, co to było, gdyż nic nie widziałem.Niebieskie światło spowijało siedzącą postać tak dokładnie, że tylko wyczuwaliśmy jakąś obecność.Lecz to coś było martwe.Zdawałem też sobie sprawę, że znaleźliśmy się w takim samym grobowcu jak skalna jama Volta.Wobec tej niebieskawej mgły w wysokim krześle nie odczuwaliśmy lęku ani nie nawiedziła nas myśl o śmierci.Raczej.powitano nas.Zaskoczyło mnie, kiedy tak odczytałem własne odczucia.- Kto to? - Orsya zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, potem drugi i trzeci; teraz stała bardzo blisko podwyższenia, wpatrując się w kolumnę mgły.- Ktoś - te słowa przyszły mi do głowy znikąd, wiedziałem, że nie pochodziły od Orsyi.- Ktoś, kto nie chce nas skrzywdzić.Wokół podwyższenia stał stos małych skrzynek.Niektóre były przegniłe i popękane.Wokół nich leżały rozsypane takie skarby, jakich nigdy przedtem nie widziałem zgromadzonych w jednym miejscu.Lecz moje oczy pobiegły prędko na pierwszy stopień, gdzie samotnie spoczywał miecz, bardzo niepokaźny w jaskrawym świetle.Moja ręka wysunęła się sama i sięgnęła po rękojeść miecza.Jego brzeszczot nie miał błękitnawego odcienia szlachetnej stali, a raczej połysk złota - a może było to tylko odbicie światła jarzącego się w grobowcu.Rękojeść wyglądała na wykutą z jednego kawałka żółtego kwarcu, w którym zapalały się czerwone, złote i białoniebieskie iskierki, gasły i znów się zapalały.Pomyślałem, że dziwny miecz jest nieco dłuższy od wszelkiej znanej mi broni.Nie sprawiał wrażenia nadwerężonego przez czas.Pragnąłem go bardziej niż czegokolwiek w całym moim życiu i pragnienie to było jak fizyczny głód, jak potrzeba wody na pustyni.Czy Koris czuł to samo, kiedy spojrzał na topór Volta? A przecież zapytał Volta o pozwolenie i zabrał jego broń, i później z jej pomocą dokonał wielkich czynów w służbie przybranej ojczyzny.Wziąć miecz zmarłego oznaczało dorównać temu, kto pierwszy go nosił.Sulkarczycy wierzyli, że w ogniu walki mężem używającym miecza zmarłego woja może zawładnąć duch poprzedniego właściciela.Może go natchnąć do takich czynów, jakich nowy właściciel sam nie odważyłby się dokonać, albo pchnąć w objęcia śmierci, jeśli duch okazał się mściwy i zazdrosny.Wszyscy wiedzieli, iż mimo to Sulkarczycy plądrowali groby w poszukiwaniu znanych z legend słynnych mieczy.Nie czynili tego w Estcarpie, ale na północy, gdzie mieli swoje porty, zanim zawarli przymierze z Mądrymi Kobietami.Opiewali też w sagach czyny takich mężów i takich brzeszczotów.Próbowałem walczyć z chęcią wzięcia do ręki niezwykłego miecza.Lecz istnieje głód większy niż rozsądek, nawet u takich ludzi jak ja, który przez całe życie próbowałem najpierw myśleć, a potem działać.Tym razem jednak pokusa zwyciężyła.Ukląkłem na jedno kolano.Wydało mi się też zupełnie naturalne, że nie sięgnąłem po miecz lewą ręką, lecz okaleczoną prawicą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]